Thrawn po raz trzeci, czyli recenzja powieści „Thrawn: Treason”

Thrawn. Treason to powieść, na którą czekałam z niecierpliwością. Część pierwszą nowego cyklu Timothy’ego Zahna uwielbiam, o części drugiej wolałabym zapomnieć, a wobec trzeciej miałam spore oczekiwania. W dużej mierze te oczekiwania zostały spełnione.

Fabuła jest prosta i na pierwszy rzut oka infantylna. Linie dostaw sprzętu potrzebnego do budowy projektu Stardust zostały zaatakowane przez większych kuzynów mynocków, grallocki, przez co budowa znacznie się opóźnia. Do rozwiązania problemu zostaje wyznaczony Wielki Admirał Mitt’rawn’nuruodo, ale nie ma tak dobrze – jeśli chce uzyskać fundusze na rozwój własnego projektu, myśliwców TIE Defender, musi uporać się z zadaniem w ciągu siedmiu dni. Chcąc nie chcąc, Thrawn staje się pionkiem w politycznej rozgrywce pomiędzy wielkim moffem Tarkinem a dyrektorem Krennicem.

Kosmiczne manewry

Sama powieść jest o niebo lepsza od Alliances, ale jednak daleko jej do fantastycznej części pierwszej. Sporo tu smaczków (szczególnie szturmowcy śmierci w cywilu, wyimki z regulaminu Floty czy drobiazgi związane z IBB), a historia opiera się przede wszystkim na manewrach imperialnego niszczyciela. W moim prywatnym określaniu książkowych gatunków, cała seria o Thrawnie to powieści marynistyczne, ale dziejące się w odległej galaktyce – kto czytał serię o Jacku Aubreyu Patricka O’Briana lub oglądał film Pan i władca. Na krańcu świata dostrzeże mnóstwo podobnieństw. Jeśli ktoś lubi oglądać kosmiczne bitwy oczami imperialnego oficera znajdującego się na mostku niszczyciela, na pewno będzie zadowolony.

Bohaterowie (nie tylko niebiescy)

Z samym Thrawnem mam ogromny problem. Z jednej strony lubię tę postać, choć czasami irytuje mnie jego geniusz. Nie wiemy też o nim zbyt wiele poza tym, jak przebiega jego służba w szeregach Imperium. Z drugiej, mam ogromny dysonans poznawczy, bo kanoniczny Thrawn książkowy diametralnie różni się od Thrawna z serialu Rebelianci. No wybaczcie, ale geniusz taktyczny, który wygrywa praktycznie wszystkie starcia, a jakiś gówniarz z Lothalu wyprowadza go w pole i znika z nim porwany przez latające wieloryby? Największa krzywda, jaką można było zrobić Wielkiemu Admirałowi, to właśnie umieszczenie go w serialu dla dzieci i zgotowanie tak głupiego losu.

Na szczęście sytuację ratują postacie drugoplanowe. I to jest siłą prozy Zahna w obu jego trylogiach (i kanonicznej, i z EU) – potrafi stworzyć bardzo ciekawych bohaterów, którzy mają istotny wpływ na fabułę, ale niekoniecznie znajdują się na pierwszym planie. Znów pojawia się Eli Vanto, poznajemy także admirał Chissów, Ar’Alani, a także wicedyrektora Brierly Ronana, niezwykle lojalnego wobec dyrektora Krennica i oddanego projektowi Stardust. Plejada znakomitych (ciekawych, ale również irytujących w swoich zachowaniach) postaci sprawia, że Thrawn. Treason czyta się z przyjemnością. Szkoda tylko, że pomimo obecności Ar’alani i chissańskiego okrętu Steadfast, o samych Chissach nadal niewiele wiemy.

Projekt Stardust

Nowy kanon książkowy oscyluje wokół kwestii budowy Gwiazdy Śmierci i podobnie jest w tym przypadku. Bardzo podoba mi się takie podejście, bo pokazuje, że projekt Stardust nie wziął się z niczego, a tak ogromne przedsięwzięcie wiązało się z przesuwaniem kosztów, wieloma problemami logistycznymi czy eksploracją innych światów. Te wątki widoczne są m.in. w Rebel Rising, Katalizatorze oczywiście, ale także w powieści Leia. Princess of Alderaan. Projekt Sturdust, a raczej finanse z nim związane, są również osią fabuły Thrawn. Treason.

I tu przechodzimy do kolejnej kwestii. W powieści bardzo nie podoba mi się to – nie będzie chyba zaskoczeniem – sposób, w jaki Zahn przedstawił dyrektora Orsona Krennica. No dobrze, wiadomo, że czuję słabość do tej postaci, ale mam wrażenie, że autor nie do końca rozumie jego motywacje. Jedna scena (o której nie będę się rozpisywać, bo byłby spoiler) dobitnie pokazuje, że Krennic w wersji Luceno, a Krennic w wersji Zahna to zupełnie inne osoby i różnica wcale nie wynika z faktu, że między czasem akcji obu powieści minęło kilkanaście lat.

Podsumowanie

Pomimo kilku mało istotnych wad Thrawn. Treason to powieść, która znajduje się wysoko w moim prywatnym książkowym rankingu. Świetnie pokazuje zadania, jakie wykonywała imperialna flota, bardzo dobrze przedstawia służbę na okręcie, a także spina wątek związany z budową Gwiazdy Śmierci. I choć wiemy doskonale, jak zakończy się historia Thrawna, to jednak śledzimy jego działania z zainteresowaniem. Mam tylko nadzieję, że kolejna powieść Zahna (jeśli się ukaże) rozwinie wątek Chissów i Grysków, bo na to chyba czeka każdy z nas.