The Clone Wars 7×03: On the Wings of Keeradaks
Suweren
Trzeci odcinek finałowego, siódmego sezonu The Clone Wars to, ponownie, przyjemne dla oka widowisko. Tym razem zostajemy uraczeni akcją od początku, aż do samego końca, a wszystko to zamknięte (może niewielką, ale jednak) bitwą. Niestety, choć zaiste jest to akcja, to trudno określić ją mianem „wartkiej” – w przeważającej większości sceny się dłużą i nie wywołują szybszego bicia serca. Trochę trudno uwierzyć w zagrożenie ze strony droidów czyhających na naszych bohaterów, jeśli z każdej konfrontacji z nimi klony i Jedi nie tylko wychodzą bez szwanku, ale też kładą je przy okazji pokotem. A szkoda, bo zaprezentowane nowe rodzaje „blaszaków” są bardzo ciekawie pomyślane, więc miłym dodatkiem byłaby, choć w niewielkim stopniu, ich skuteczność.
Tradycyjnie, jest jednak i za co pochwalić nowy odcinek finałowego sezonu. Pobrzmiewająca podczas końcowej bitwy muzyka podnosi epickość starcia i przywołuje wspomnienia poprzednich odsłon popularnego serialu. Ponadto, choć mimo dłużyzn i tak niewystarczająco i pobieżnie zarysowaną, da się jednak wyczuć pewną wagę zmagań – wszak bohaterowie stają w obronie ludności tubylczej, którą obiecali uchronić przed wojną. Paradoksalnie zaś, sami ją na tę ludność ściągają. Ten i inne ciekawe motywy nie są jednak dostatecznie rozwinięte, mimo iż akcja wcale nie gna naprzód. Miast tego dużo czasu ekranowego ponownie dostaje irytujący Wrecker.
Cathia
Technicznie rewelacja, ale jeśli chodzi o fabułę… Przyznam szczerze, że strasznie mnie ten odcinek wynudził. Niezmienny plot armour klonów sprawił, że ani na moment nie zaczęłam się niepokoić o naszych bohaterów, a już nagły powrót do zdrowia przez Echo należałoby zaliczyć do kategorii cudów. O ile ciekawiej przedstawiałyby się wydarzenia, gdyby trzeba było o tego rannego zadbać, chronić… tymczasem skacze sobie radośnie, biega… No nie. Jeśli chodzi o wspomnianych przez Suwerena tubylców, zastanawia mnie, jakim cudem po odlocie ekipy uderzeniowej zamierzają się obronić przed Unią Technokratyczną… No ale niech będzie. Mam tylko cichą nadzieję, że ten uśmiech Echo na końcu odcinka zapowiada przyjemny plot twist… czego sobie i nam wszystkim życzę.
The Clone Wars 7×04: Unfinished Business
Suweren
Czwarty odcinek ostatniego sezonu The Clone Wars to chyba najbardziej udana odsłona historii skupionej wokół konfliktu o Anaxes. Szkoda, że ostatnia. Choć fabuła nadal nie jest szczególnie odkrywcza, to za to tym razem nie ma miejsca na dłużyzny – zostaje nam zaserwowana całkiem porządna bitwa, podczas której ponownie możemy podziwiać „animacyjny” kunszt twórców. Do tego dostajemy kilka naprawdę udanych scen z udziałem Mace’a Windu. Smuci natomiast fakt, że postać Obi-Wana gra w tym przypadku drugie skrzypce i przez to nie raz można odnieść wrażenie, że został on tu wciśnięty niejako na siłę.
Z drugiej strony ponownie śledzimy poczynania ekipy Bad Batch, asystującej Rexowi i Echo w ich, mającej odwrócić losy bitwy, misji podkradnięcia się na okręt flagowy Separatystów. Ekipy, której, trzeba to podkreślić, innowacyjne sposoby na niszczenie niezliczonej ilości droidów bez najmniejszego wysiłku zakrawają na coraz większy absurd. Na szczęście towarzyszy im niezastąpiony Anakin Skywalker, co owocuje kilkoma naprawdę klimatycznymi scenami z jego udziałem, które przypominają widzom o mrocznym przeznaczeniu tego bohatera. Koniec końców dostajemy więc w miarę satysfakcjonujące zwieńczenie opowiadanej od kilku odcinków historii. Teraz pozostaje nam czekać na to, co jeszcze twórcy zaproponują na drodze do wielkiego finału.
Cathia
Liczyłam na plot twist, a tu już od początku, kiedy to nasi komandosi zaczynają poddawać w wątpliwość lojalność Echo, wiedziałam, że nic z tego. Znowu wiało nudą, a najciekawszym elementem odcinka było zejście admirała Trencha – szkoda, zdążyłam go już polubić. Jednocześnie podoba mi się, jak coraz bardziej widać, iż Anakin już na tym etapie ma problemy z kontrolowaniem emocji, jak przystało na Jedi. Ciemna strona gdzieś tam wychyla mroczny łeb, a wydarzenia prowadzą prosto przed oblicze Palpatine’a na pokładzie „Niewidzialnej ręki”.