„Star Wars” wkracza w nową erę – nową, lepszą erę?

Po imprezie dla inwestorów korporacji Disneya spodziewaliśmy się wielu rewelacji, ale czy ktoś spodziewał się, że będzie ich tak dużo? To wątpliwe. Czy to zapowiada nową erę Star Wars, erę dominacji seriali nad filmami? I czy zapowiedziane produkcje są tym, na co czekaliśmy? Oto, co na ten temat myśli nasza redakcja.

Suweren

Tytuły nadchodzących starwarsowych produkcji jakie są… każdy widzi. Jedne napawają mnie optymizmem, inne zasiewają w sercu niepewność, a jeszcze inne ni to ziębią, ni grzeją. Niestety, ale tak może to wyglądać, gdy zostajemy zbombardowani tyloma zapowiedziami i materiałami naraz. Człowiek aż nie wie, czego bardziej nie może się doczekać (lub też premiery czego najbardziej się obawia). Koniec końców jednak może to i dobrze, że po tej długiej przerwie na złapanie oddechu znów ruszamy z kopyta – i to na wszystkie cztery strony świata (czy raczej, galaktyki) jednocześnie.

Zdecydowanie jestem na tak, jeśli chodzi o zróżnicowanie zapowiedzianych produkcji pod kątem formy, tematyki, czy umiejscowienia na osi czasu fikcyjnego uniwersum. Już nie mogę się doczekać coraz to nowych plotek, filmów z planu, a wreszcie pierwszych zwiastunów i zapowiedzi. Kiedy te się pojawią, będzie można powiedzieć coś więcej, bo póki co to jedynie The Bad Batch wysforowało się naprzód (w sumie zgodnie z ideą przyświecającą tytułowej drużynie klonów do zadań specjalnych). Jedno jest pewne – czeka nas dynamiczne poszerzanie uniwersum, a tego nigdy za wiele. Od siebie dodam, że osobiście nie mogę się doczekać zapowiedzianego serialu o najbardziej czarującym łajdaku odległej galaktyki, czyli charyzmatycznym Lando Calrissianie!

Nadiru

Wow! Nie powiem, czwartkowy news to chyba najgrubsza wieść dotycząca uniwersum Star Wars od pamiętnego obwieszczenia sprzed ponad ośmiu lat o nowym właścicielu marki. Jako człowiek będący większym fanem seriali, niż filmów, czekałem na coś takiego w zasadzie od samego początku, od 2012 roku. A do tego jeszcze dostajemy film o Eskadrze Łotrów, film, który marzył mi się od czasu ogłoszenia enigmatycznego tytułu pierwszego spin-offa, czyli Rogue One – czy może być lepiej?

Oczywiście, że może, jako że w wielkim podnieceniu wywołanym newsem prawie nikt nie zwrócił uwagi na to, że serial serialowi nierówny. Nie ogłoszono bowiem 10 nowych seriali, nawet nie 7 (bo przecież o trzech już wiedzieliśmy), ogłoszono tylko… 3. Już wyjaśniam. The Bad Batch, The Acolyte i Rangers of the New Republic dołączą do The Mandalorian jako wielosezonowe seriale, które zapewne będą ciągnąć przez parę długich lat. Pozostała szóstka to albo krótkie jednosezonowe miniseriale (Lando, Obi-Wan Kenobi, Ahsoka) albo antologie (Visions) albo coś, czego statusu jeszcze oficjalnie nie potwierdzono – do tego grona zalicza się A Droid Story i Andor. Sądząc jednak po tytułach i logice ich stosowania, że nie wspomnę o śmierci postaci i starszym o pięć lat aktorze, Andor też będzie miniserialem, a A Droid Story czymś w stylu listopadowego Lego Star Wars Holiday Special.

To stawia newsa w nieco innym świetle, przynajmniej w moim odczuciu. Zdecydowanie bardziej wolałbym oglądać latami Lando i Ahsokę, niż The Bad Batch i Rangersów, po których nie spodziewam się niestety niczego wielkiego. Z długodystansowych tytułów cieszy mnie jednak The Acolyte, choćby tylko z tego powodu, że jest oderwaniem się od realiów trzech trylogii i tym samym najświeższą produkcją z całego grona. O miniserialach o Cassianie i Kenobim wiemy już od dłuższego czasu, więc w tym kontekście najbardziej raduje fakt, że nagrywanie pierwszego jest już w trakcie, a drugi jest następny w kolejce. Sądząc po opisie, Visions i A Droid Story będą jakiegoś rodzaju eksperymentami, więc czekam na nie z zaciekawieniem, ale najbardziej nie mogę się doczekać tego samego, co Suweren, czyli Lando – choć pozostaje kluczowe pytanie: Lando, ale którego aktora? Może obu, Billy Dee Williamsa i Donalda Glovera? Oby, taka szansa może się już nigdy nie powtórzyć!

Cathia

Oczywiście, Nadiru ma rację, precyzując informacje o serialach, nie zmienia to jednak faktu, że Lucasfilm po wyjątkowo nieudanym skoku w bok z „każualami” (sequele) zrozumiał, iż piętnowanie wieloletnich fanów z olbrzymimi oczekiwaniami się raczej nie opłaca. Sukces Mandalorianina pokazał prawdę: łykniemy nawet najprostszą fabułę, jeśli nikt przy okazji nie robi pani negocjowalnego afektu z logiki. Stawianie na poszczególne postaci wydaje się dobrym ruchem, uwzględniono pewniaki – któż nie czekał na serial o Kenobim, tym bardziej z Ewanem McGregorem? Od momentu, kiedy usłyszałam o poświęceniu czasu antenowego Cassianowi, trzymałam kciuki za ten projekt – może odcinkowiec okaże się równie mroczny i ponury co Łotr 1, a Imperium nie będzie bandą kretynów.

Cieszę się w sumie na Rangersów, bo mogą zrobić to samo, co Mandalorianin – wprowadzić nowe, interesujące postaci do nudnawej już galaktyki, w której każdy ważny bohater zna każdego. Tylko błagam – żeby się nie okazało, że każdy z nich jest kumplem jak nie Skywalkera, to Solo… Seriale wydają się obecnie przyszłością lub choćby poważnym wzmocnieniem wielu uniwersów, a rzesze fanów pokazały, że wielkie pieniądze wyłożone na niektóre produkcje procentują, chociażby w merchu.

Vidar

Po Epizodzie IX niestety, ale mój entuzjazm do naszej ukochanej marki nieco osłabł. Owszem, jest niezły Mando, ale nagłe asekuranctwo i brak pewności co do dalszej wizji uniwersum skutecznie ostudziły mój zapał. Aż do czwartku.

I zanim zacznę – tak, wiem. Niektóre z tych projektów będą krótkie. Jedne mi podejdą, drugie średnio, trzecie w ogóle. ALE. Po pierwsze – nareszcie Star Wars w pełni otwiera się na nowoczesne seriale. Po drugie – ktoś chyba zauważył, że odsuwanie wizji twórców na dalszy plan i przesadne patrzenie w excela marketingowców nie jest dobrą ścieżką. Pole do popisu otrzymają duet Filoni & Favreau, którzy zabiorą się za rozbudowę „sub-uniwersum” wokół Rebels i Mandalorianina. W wypadku obu kolejnych filmów zapowiedzi podkreślają, jak znacząca będzie nowa, własna wizja reżyserów i możliwość realizacji pasji i pomysłów – sądzę, że skoro promocję tytułów zaczynamy od dużych nazwisk twórców możemy spokojnie założyć, że tym razem dostaną większą swobodę.

Na które produkcje najbardziej się cieszę? Oczywiście, pokazany już zakulisowo Andor – potencjał tej postaci był w Łotrze 1 nieco niewykorzystany, nie mogę się doczekać, aż rozwinie skrzydła. The Acolyte – nareszcie serial w zupełnie nowej epoce z własną historią, nie spin-off. Odważny krok, jestem bardzo ciekaw rezultatów. Jako legionowy pilot X-winga nie mogę się doczekać wypadu na film w kostiumie (i oczekuję wielkiej bitwy kosmicznej). Taika Waititi ma u mnie ogromny kredyt zaufania (o czym kiedyś pisałem), trzymam kciuki za jego wizję. Poza tym – antologia filmów krótkometrażowych od japońskich animatorów – ktoś zauważył potencjał w Galaxy of Adventures i rozwinął ten pomysł, super!

Co z kolei nie bardzo się podobało? Brak informacji o filmie Waititiego, niestety. Brak jasnych planów co do linii czasowej, na której całe to dobro będzie rozłożone, brak szczegółów co do długości poszczególnych projektów. Bardzo chętnie przyjmę serial o Lando, ale dopóki nie ma potwierdzenia, że w tej roli wróci Glover nie jestem w stanie się tym jarać. Nieco sceptycznie patrzę na Obi-Wana – mimo sympatii do McGregora naprawdę obawiam się, że nagle wrzucą tam pojedynki z Vaderem i latanie po kosmosie za niewiadomo czym zamiast zrobić bardziej zwięzłą i kameralną opowieść. I na koniec – wygląda na to, że trylogia Johnsona ostatecznie anulowana. Jako fan Ostatniego Jedi jestem nieco smutny, niemniej – niestety, rozumiem, że z PRowego punktu widzenia nie mieli za bardzo wyboru.