Ostatni Jedi podzielił fanów jeszcze bardziej niż kontrowersyjne Przebudzenie Mocy. Jedni oceniają go tak pozytywnie, że umieszczają w swoich rankingach między epizodami oryginalnej trylogii, a inni narzekają głośno, że jest to porażka większa od Mrocznego widma. Te skrajne opinie nie biorą się znikąd, bo najnowszy film ma masę wad i masę zalet. W tym artykule spróbowałem wypisać wszystkie moim zdaniem negatywne strony ósmego epizodu, które pewnie ostudzą entuzjazm optymistów i utwierdzą pesymistów w ich opiniach… do czasu aż w kolejnych częściach wypiszę wszystkie dobre strony najnowszej produkcji Lucasfilmu.
Bez dalszego przedłużania: oto wszystkie wady filmu, które udało mi się wynotować na jednym z seansów (uprzedzam hejterów: kupiłem miejsce w ostatnim, pustym rzędzie i nikomu nie świeciłem laptopem po oczach).
Seksizm
Porywczy Poe próbuje pokrzyżować plany admirał Holdo i dopiero Leia powstrzymuje „pistolecika” przed wpakowaniem Ruchu Oporu w bezcelową ucieczkę. Niejedna seksistka pewnie wzdychała na filmie, że „jak zwykle, kobiety muszą ogarniać bezmyślnych facetów”. Co więcej, ten element fabuły wydaje się kreowany strasznie sztucznie, ponieważ Poe wyraźnie pytał Holdo o plan. Gdy dowódca nie da znaku swoim ludziom, że ma sposób na rozwiązanie trudnej sytuacji, naturalnym staje się, że podwładni będą się buntować i uciekać (co w filmie też jest wspomniane). Nie lepiej wygląda sytuacja w innych relacjach damsko-męskich filmu. Odważna Rose poucza tchórzliwego Finna o bywalcach kasyna, bo przecież sam niczego się nie domyśli. Na koniec bohaterka „ratuje” czarnoskórego kolegę, co też nie ma najmniejszego sensu: według jej wiedzy właśnie pozwoliła zniszczyć Ruch Oporu, a oboje znaleźli się pod „stopami” imperialnych łazików. Nie mogli nawet liczyć na przeżycie, bo zaledwie chwilę wcześniej mieli zostać straceni w niezbyt przyjemny sposób. Rey chce walczyć i jest aktywna, podczas gdy Luke zawiódł i nawet nie próbuje naprawić konsekwencji swojej porażki. Sama rebelia jest mocno sfeminizowana i stanowi opozycję dla Najwyższego Porządku, w którym dowodzą prawie wyłącznie mężczyźni. Można sobie jedynie wyobrazić, jaki hałas zrobiłyby feministki, gdyby te role zostały odwrócone.
Marvelizacja Star Wars
Drugi duży problem Ostatniego Jedi to marvelizacja filmu. Jednym z najłatwiejszych do wyłapania jej objawów jest humor. Niektóre scenki zostały wrzucone wyłącznie dla rozweselenia nastroju filmu, który mógł być mroczny i pójść bardziej w stronę Dwóch wież (atmosfera nadciągającej zagłady, odwrócona w ostatnim momencie), niż ostatniego Thor: Ragnarok, w którym tytułowy koniec Asgardu przeszedł bez większego echa, a film stał się głupiutką przygodówką. Chewie i porgi, przecięta przez Rey skała, która niszczy taczkę strażniczek świątynnych, C-3PO robiący „dziwne miny”, sięganie Mocy przez Rey i królowa sucharów: obrażanie matki Huxa – wszystkie te sceny miały być śmieszne, a jednak na sali kinowej panowała cisza. Humor, który w Przebudzeniu Mocy występował tylko na początku, tutaj rozlał się na cały film i zażenował wielu.
Film był długi, a można było sporo wyciąć
Sporo scen nadawało się do wycięcia. Jedni w ogóle by usunęli ze scenariusza wątek Finna i Rose, a ja bym się pozbył chwil prawie nic nie wnoszących do fabuły, a nawet ją pomniejszających. Wspomniałem już o scenie Chewiego z porgami, ale warto też wymienić Huxa, który na oczach swoich ludzi posłużył za mopa do podłogi; scenę w jaskini, która miała ciekawą formę, ale prawie nic nie wniosła do postaci Rey. Nawet pojawienie się ducha Yody było zbędne, ponieważ rozwój Luke’a można było poprowadzić w dużo lepszy sposób (ale o tym za chwilę). Także znienawidzona scena z Leią została rozciągnięta: zamiast pokazywać lot supermana przez przestrzeń, na Leię mógł spaść kawałek uszkodzonego statku i wysłać ją do ambulatorium.
Problemy językowe
Polskiemu tłumaczeniu filmu też nie brakuje wad. Tłumaczenie science-fiction nie jest dla każdego, a przy przekładaniu filmów trzeba brać pod uwagę, że napisy są dla widzów starszych, a dubbing musi być zrozumiały dla najmłodszych widzów. Tymczasem, w wersji z dubbingiem w kinach można było usłyszeć, że Poe sobie „dworuje”, Ruch Oporu jest iskrą, która wznieci „pożogę”, a nawet słowo „butonierka” dało się zastąpić prostszym odpowiednikiem. Napisy początkowe również nie są bez wad: z jakiegoś powodu napisano tam o „nadziei w zwycięstwo”. Ktoś uznał, że skoro nadzieja może być w Bogu, to napisze też o nadziei w zwycięstwo. Od błędów nie uchroniła się też wersja z napisami. Śmiać mi się chciało, gdy Luke kazał Rey usiąść po turecku. Widać Turcja jest tak ciekawym krajem, że nawet w odległej galaktyce o nim słyszano. W tym przypadku dubbing nie wpadł w pułapkę.
Wtórność
Mimo, że Ostatni Jedi nie podążył śladami Przebudzenia Mocy i nie był aż tak odtwórczy, do filmy wkradło się kilka elementów aż zbyt mocno skopiowanych. Po pierwsze muzyka. Wygląda na to, że John Williams już się wypalił zawodowo. The Force Awakens zawiodło muzycznie, ale The Last Jedi jest już prawdziwą klapą. Jak na ironię, widz nie znający za dobrze Gwiezdnych wojen mógłby być zachwycony ścieżką dźwiękową, jednak fani nie uświadczyli w ósmej części niczego nowego ani wyróżniającego się. Ot, muzyczna powtórka z wcześniejszych epizodów.
Pierwsze recenzje zaprzeczały również obawom, że w najnowszym filmie dostaliśmy powtórkę z Imperium kontratakuje. Z takim nastawieniem poszedłem do kina i… obejrzałem film o tym, jak „ci dobrzy” uciekają przed „tymi złymi”, osoba wrażliwa na Moc odłącza się od rebeliantów i rusza na odległą planetę, gdzie pobiera nauki u zdziwaczałego i niechętnego nauczyciela. Mamy też jaskinię ciemnej strony Mocy, bitwę z AT-AT (tym razem w wersji na sterydach) oraz zaskakujący zwrot akcji. Aż do końca drugiego aktu filmu oglądałem powtórkę z Epizodu V! Momentami chciałem jak typowy Polak krzyknąć na krytyków i recenzentów: „Oszukali mię!”
To jeszcze nie wszystko. Nie bez powodu Ostatni Jedi wzbudza aż tyle kontrowersji. Okazuje się, że najnowszy film ma aż tyle wad, że umieściłem część z nich w następnej części artykułu, która pojawi się już wkrótce!