Tak się złożyło, że w ubiegłym miesiącu byłam dwukrotnie na małych imprezach poświęconych Gwiezdnym wojnom – łódzkim Holokronie oraz Dniu Star Wars, organizowanym przez uczniów i nauczycieli krakowskiego VI LO. W przypadku obu naprawdę ciekawiło mnie, jak właściwie wyjdą w praniu i czy mają sens. Odpowiedź brzmi: wyszły świetnie, a sens mają olbrzymi, nie tylko dla fanów.
O Holokronie już pisaliśmy, ale przypomnę tylko, że to jednodniowy łódzki zlot wypełniony konkursami i spotkaniami starych przyjaciół i znajomych. Dzień Star Wars powstał w ramach działalności klasy filmowej – jednodniowy event z wykładami, cosplayem czy prezentacją filmu. I jakkolwiek w przypadku imprezy pierwszej, można było się spodziewać, że przyjdą (lub przyjadą) na niego głównie fani, tak druga to już coś innego. Oczywiście, jak to w przypadku szkoły, po części na pewno stanowiła okazję na labę w danym dniu, może nawet przepadł sprawdzian lub dwa… Po części jednak dawała szansę na posłuchanie czegoś nowego, może zapoznanie się z fenomenem albo na podzielenie się posiadaną na ten temat wiedzą.
Stary fandom czasami nie dostrzega rzeczy oczywistej: rośnie nam kolejne pokolenie fanów, czasami wychowanych już na nowych disneyowskich filmach, ale jednocześnie poznających z olbrzymią pasją nawet nasze stare Expanded Universe i nierzadko mogących starszych kolegów zagiąć na drobnych szczegółach. Ludzi znających Gwiezdne wojny na wyrywki, rozpoznających cytaty od pierwszego kopa. Fascynatów potrafiących wyczarować najbardziej niesamowity cosplay, czasami naprawdę przy małych nakładach finansowych. Można o tym nieraz zapomnieć na co dzień, zwłaszcza w ogniu dziwnej i bezsensownej walki między tró fanami i casualami – taka przypominajka jest fantastyczna! Na Dniu Star Wars jednym z punktów programu były prezentacje przygotowane przez uczniów – na temat droidów, ciekawostek z EU czy mieczy świetlnych i muszę powiedzieć, że spokojnie po pewnym opracowaniu niektóre mogłyby być wygłaszane na konwentach – jest wiedza w narodzie! I to nie tylko encyklopedyczna… To samo dało się zaobserwować na Holokronie, gdzie w wielu konkursach brali udział mocno nieletni fani – absolutnie rewelacyjni, obcykani z ukochanym uniwersum na tyle, na ile pozwalał im młody wiek. Serce roście, panie i panowie! Mamy nowe pokolenie, wbrew czarnym wizjom wychowane nie tylko w kulcie sequeli czy Rebeliantów – te stanowią tylko wstęp do całości pięknego wszechświata!
Małe imprezy są też potrzebne ze względu na to, że przyciągają ludzi na ogół nie udzielających się w fandomie czy nie wiedzących nawet, że takowy istnieje. Na Holokronie w okolicy drzwi kręciło się całkiem sporo zaskoczonych takim wydarzeniem osób, na Dniu Star Wars niektórzy byli ewidentnie zainteresowani światem, którego ogromu się nie spodziewali. Niech tylko co dwudziesty, czterdziesty z nich sięgnie po książkę czy komiks – istnieje dosyć spora szansa, że nasz ukochany wszechświat porwie ich tak samo, jak nas te kilkadziesiąt czy kilkanaście lat temu! Gdzieś w końcu trzeba o Gwiezdnych wojnach usłyszeć!
I to usłyszeć przecież na tak wiele nietypowych sposobów! W Łodzi łatwo dało się zauważyć, jak bogaty jest świat Star Wars, wystarczyło spojrzeć na tematykę poszczególnych konkursów! W Krakowie przekrój poruszanych kwestii był naprawdę szeroki – od poważnych jak schemat Campbella po różne ciekawostki, które na pierwszy rzut oka mogłyby całkowicie umknąć fanowi początkującemu. W dodatku idąc na taką imprezę łatwo spotkać kogoś, kto nas „wkręci”, poda pomocną dłoń i kilka tytułów, od których warto zacząć – nie bez powodu Mike Carter mówił na StarForce, że najbardziej lubi konwenty jednego fandomu. Oby zatem było ich jak najwięcej – czy to w Łodzi, czy w Wejherowie, czy w Toruniu! I we wszystkich innych miejscach, gdzie można natknąć się na fanów Gwiezdnych wojen! W końcu każda podróż zaczyna się od pierwszego, nawet najmniejszego kroku.