Najbardziej denerwujące momenty „Lego Star Wars”

Lego Star Wars to prosta i przyjemna gierka, której przejście zajmuje tak mało czasu, że w ciągu miesiąca można to zrobić kilka razy. Mimo to, gra ma swoje szatańskie elementy, które niejednemu potrafią napsuć krwi. Oto kilka z nich.

4. Fabryka droidów

Nie znoszę Ataku klonów jako filmu, a w formie gry jest jeszcze bardziej niestrawny. Przejście poziomu z fabryką droidów nie zajmuje dużo, za to myśli samobójcze nasilają się o sto procent. Pierwszą denerwujacą rzeczą jest muzyka. Dudni to w uszach na okrągło, ale szczęśliwie można ją ściszyć. Bez tej sadystycznej piosenki gra się na tyle dobrze, że przez jakiś czas nie zauważam kolejnej denerwującej rzeczy, tj. kolorów. Fabryka droidów jest dobrze odwzorowana, ale barwy pomieszczeń działały na mnie jak płachta na byka, szczególnie później, gdy nie wytrzymałam ciszy i włączyłam muzykę. Krótko mówiąc, sytuacja bez wyjścia.

x wing z lego

3. Druga Gwiazda Śmierci

Generalnie denerwująca jest większość momentów, w których trzeba użyć bomb do rozwalenia czegoś i wiezie się je “w ogonku”. Tu zawsze miałam dylemat: czy bardziej wkurza mnie to, że te bomby są różowe (okazjonalnie niebieskie) czy to, że co chwilę uciekają, co strasznie spowalnia akcję. Czy ktoś to przemyślał? Akcja spowolniona w momencie, który powinien być punktem kulminacyjnym gry?

mustafar

2. Mustafar

Zacznijmy od tego, że nie znoszę gier, w których na wykonanie zadania mam limit czasu. A tu jak na złość – w końcówce trzeciego epizodu są same limity. Ja rozumiem, że jakoś trzeba było podkręcić tempo tych ostatnich momentów, ale można to było zrobić w inny sposób, najlepiej kompletnie zmienić ostatnią misję, żeby jeszcze bardziej przypominała wersję filmową albo w ogóle wyeliminować to zadanie i dać zamiast tego przerywnik.

kanonierka

1. Końcówka akcji z kanonierką

Nie ukrywam, że ten moment zajął mi sporo czasu. Po kolejnej nieudanej próbie myślałam, że mnie coś trafi, ale jakoś się udało. Mówiąc “końcówka”, mam na myśli moment, gdy trzeba rozwalić coś, co się nazywa – według nieocenionej Wookiepedii – Lucrehulk-class Core Ship. Jeśli dobrze pamiętam, trzeba było rzucać bomby w odpowiednie miejsca, a potem chyba następował przerywnik. Istnieją pewnie dziesiątki opcji innego rozwiązania, ale jak na złość twórcy wybrali właśnie ten. Zamiast tego mogli zaserwować nam fajną pogoń a’la wyścig z Mrocznego widma, a tak wyszło jak zwykle – nieciekawie.

lisa