O Teorii wielkiego podrywu słyszał pewnie każdy geek, nerd i nie tylko. Na samym początku serial aż kipiał nawiązaniami do różnych fandomów, teraz niestety ich miejsce skradły związki głównych bohaterów. Może nie całkowicie – w najnowszym, dziewiątym sezonie kilka geekowych odcinków jednak się trafiło. Gdyby jakimś cudem komuś z Was umknął sitcom o Sheldonie i spółce, musicie wiedzieć o nim tylko tyle, że opowiada o naukowcach, których pasje są takie jak nasze: książki, komiksy, gry, seriale, filmy… a wśród nich oczywiście Gwiezdne wojny. W połączeniu z ogromną ilością humoru i zachowującym się jak kosmita Sheldonem, serial jest idealny dla fanów odległej galaktyki. Zresztą zobaczcie sami!
Cały weekend z The Old Republic
Gdy w 2011 ukazał się TOR niejeden z nas spędzał całe dnie na graniu. Podobnie zrobili bohaterowie serialu, tyle, że ich plan zakładał weekendowy maraton. Jak to było dokładnie, możecie zobaczyć na poniższym filmiku, ale mnie najbardziej rozbawiło, gdy chłopaki wspominali, jak kilka lat wcześniej zrobili to samo z World of Warcraft, a ich sąsiedzi wezwali policję z powodu smrodu – myśleli, że w środku są trupy.
Star Wars Kinect
Zostajemy w temacie gier. Ci z Was, którzy mają Xboxa 360, pewnie pamiętają albo dalej grają w Kinect Star Wars. Była w niej opcja zatańczenia do znanych piosenek w gwiezdnowojennych wersjach, np. do YMCA przerobionego na Empire Today. Jeśli chcecie zobaczyć taniec chłopaków z Teorii wielkiego podrywu, to piąty odcinek szóstego sezonu jest dla Was.
Hełm Boby Fetta i uparty koliber
Jak odstraszyć złośliwego ptaka, który nie chce opuścić parapetu? Promieniem śmierci? Hełmem Boby Fetta i miotłą? Nie żartuję, to wszystko dzieje się w odcinku Ornitophobia Diffusion. Plus, jest tam też żart o Lucasie, który sprawi, że każdy z Was się chociaż uśmiechnie.
Dzień Star Wars
Odcinek The Proton Transmogrification to coś, co absolutnie każdy fan musi zobaczyć, najlepiej czwartego maja. Wyobrażacie sobie cały odcinek, całe dwadzieścia minut, poświęcone światowemu dniu Gwiezdnych wojen? Maraton sagi to nie wszystko, co tam się dzieje; jest jeszcze tort w kształcie Gwiazdy Śmierci (!) oraz żarty i propozycje oglądania filmów z serii. Gdyby nie ten serial, nigdy nie dowiedziałabym się o “machete order”, czyli kolejności: Nowa nadzieja, Imperium kontratakuje, następnie Atak klonów i Zemsta Sithów traktowane jako retrospekcje, a na koniec Powrót Jedi (Mroczne widmo jest celowo pominięte, na pewno domyślacie się, dlaczego).
Miecz-latarka
Gdy nie ma prądu, a za oknem ciemno, większość szuka latarek i/lub świec. A może lepiej zamiast tego włączyć miecz świetlny?
Zły Sheldon i marsz imperialny
Kto ogląda serial, wie, jaki charakter ma Sheldon. Tym, którzy jeszcze nie widzieli, streszczę: facet jest fizykiem z dwoma doktoratami, wie chyba wszystko, nie znosi zmian, przegrywania, nowych rzeczy, tanich ketchupów, zwierząt, ludzi, geologii… Krótko mówiąc, osoba niezwykła. Toteż kiedy musi pracować z facetem, którego nie znosi, a w dodatku okazuje się, że ma on lepsze pomysły, Sheldon cierpi, słuchając Marsza imperialnego.
Premiera Przebudzenia Mocy
Odcinek The Opening Night Excitation opowiada o premierze TFA, a przy okazji podnosi najnowszy, dziewiąty sezon z kolan. Mój ulubiony moment to wejście Wila Wheatona w stroju ze Star Treka do kina pełnego fanów Star Wars… Zresztą już sam początek jest świetny – odcinek zaczyna się od znajomych żółtych napisów na tle kosmosu.
Ranczo Skywalkera
Odcinek zatytułowany The Skywalker Incrusion jest jednym z lepszych, jakie dał nam sezon ósmy. Gwiezdnowojennym elementem jest tam wizyta Sheldona i Leonarda na ranczu Skywalkera. Wróć, to nie wizyta, tylko włamanie…
Rozrywkowy James Earl Jones i groźna Carrie Fisher
Pojawienie się tej dwójki w odcinku pt. Convention Conundrum zostało wymyślone po prostu prze-cud-nie! Sheldon, który postanawia zorganizować swój własny konwent, próbuje zaprosić na niego jakieś gwiazdy. W gronie “szczęśliwców” znajdują się m.in. Stan Lee, Robert Downey Jr., Wil Wheaton i Leonard Nimoy, ale do większości tych osób Sheldon ma zakaz zbliżania się, więc automatycznie odpadają. Przypadkiem dowiaduje się, że do restauracji niedaleko wybiera się James Earl Jones, toteż idzie go zaprosić. Nieoczekiwanie towarzystwo Sheldona przypada do gustu aktorowi i spędzają razem cały wieczór. Idą do wesołego miasteczka, siedzą w saunie, śpiewają karaoke, ale najważniejszym momentem nocy okazuje się kawał zrobiony Carrie Fisher. Obejrzyjcie chociaż tą scenę, nie pożałujecie.
Kończąc, Teorię wielkiego podrywu polecam ze względu na fandomowy humor. Dużo żartów może być niezrozumiałych dla osób, które nie interesują się Marvelem, Star Trekiem, Gwiezdnymi wojnami itd., ale jeśli zna się te uniwersa, to słowo daję, jest z czego się śmiać.