Ubranie wdziane? Motywacja znaleziona? Siedziba zdobyta? Statek gotowy do lotu? W takim razie czas na wyprawę. A, jak wiadomo, przed każdą porządną wyprawą należy zebrać drużynę. Jako ekscentrycznego Jedi, nie trzymają Cię stetryczałe reguły Zakonu o nieprzywiązywaniu się do innych, samemu zaś jakoś tak smutniej wędrować po odległej galaktyce. Oczywiście, mowy nie ma o padawanach, mistrzach, czy innych Jedi… no, w każdym razie zwykłych, szaro-piaskowych Jedi.
Kochanka/kochanek/żona/mąż
Nic tak nie umila podróży, jak ukochana osoba u boku, dzieląca nie tylko trudy, ale też różne, przeróżne przyjemności rzeczonej podróży. Sami wiecie. Preferowana opcja: aby osoba ta była obdarzona darem władania Mocą, chociaż inna też się, od biedy, nada. Chociaż czy Corran Horn kiedykolwiek nazwałby przebywanie z Mirax biedą? Bardzo wątpliwe. Co do opcji numer jeden, perfekcyjnym przykładem niech nam służy małżeństwo Skywalkerów, Luke i Mara. Nie dość, że mają wspomniany już fajny statek, to na dokładkę idealnie się wzajemnie uzupełniają.
Zaufany (mniej więcej) droid
Nic tak nie poprawia humoru, jak droid wesoło szwargocący o mordowaniu worów miecha dla jego, i rzecz jasna, naszej czystej przyjemności, prawda? Oczywiście, o ile kończy się tylko na słowach, a nie przejściu do ich realizacji… Jesteśmy w końcu Jedi. Ale droid-zabójca typu HK to nie jedyne, co może nam się przydać w naszych wyprawach. Warto się zaopatrzyć w jakiegoś małego astromecha. Po co samemu cokolwiek liczyć, jak od tego jest R-ileś do pomocy? Poza tym, jak trzeba, to posprząta, odkurzy, przyniesie chłodnego drinka… Ba, możemy go nawet przerobić na mobilną lodówkę na zimne napoje wyskokowe. No, droid-skarb!
Mentor/wspólnik
Mistrz mistrzem, ale nauka nie kończy się, gdy wreszcie pasują nas na rycerza. Ktoś w końcu musi nam wbić do głowy jakieś życiowe mądrości, konkrety, a nie zakonną, nieprzystającą do realiów teorię. Weźmy tu na przykład takiego Jolee Bindo. Niby Jedi, ale z ich filozofią jest totalnie na bakier. Gdy trzeba, pogada od serca, podniesie nas na duchu kolejną historyjką, powie, jak to Rada jest bandą kretynów… Albo też możemy nabrać życiowej wprawy i smykałki do, że tak to ujmiemy, unikania oficjalnych kanałów za sprawą kogoś takiego, jak Marn Hierogryph znany jako Gryph. Co prawda jest taka możliwość, że będzie chciał nas okantować albo wciągnie nas w jakiś wariacki „przekręt życia”, który skończy się kompletną katastrofą i dla cna wysuszy Wam konto bankowe, ale, cóż, takie jest życie!
Zgrana załoga
Nie wiedzieć czemu, niemal wszystkie interesujące osobniki, które stanowią doskonały przykład dla naszej ekscentrycznej serii, pochodzą z epoki Starej Republiki… Tak czy siak, porządna załoga to podstawa. Po co się ograniczać do jednej, czy dwóch osób, skoro możemy mieć wielofunkcyjną, wielozadaniową ekipę dziewięciu (obowiązkowo dziewięciu, inaczej się nie liczy!) ludzi, nieludzi i droidów, którzy zrobią za nas dosłownie wszystko: popilotują, powalczą, poleczą, pobudują, pogadają i tak dalej. Nic, tylko wyciągnąć się w wygodnym fotelu i wydawać na prawo i lewo rozkazy. Ach, czyż życie ekscentrycznego Jedi nie jest cudowne?