Peter Cushing to jedna z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd horroru, postać kultowa dla każdego, kto zetknął się choćby pobieżnie z legendarną wytwórnią Hammer. Do tego grona należał również George Lucas, który zapragnął, by złowrogie Imperium w Gwiezdnych wojnach reprezentował również ktoś, kto zrównoważy mechaniczną obecność Lorda Vadera. Któż nadawał się do tego lepiej niż człowiek, który nadał (nie)ludzką twarz Baronowi von Frankensteinowi w serii filmów o tym przerażającym i bezlitosnym naukowcu?
Oczywiście, nie tylko Frankenstein był okrutną i zapierającą dech w piersiach kreacją Petera Cushinga – miał on na swoim koncie równie odstręczające postaci pojawiające się choćby w Twins of Evil czy The Gorgon. A przecież sam Cushing był niesamowicie czarującym dżentelmenem, uroczym do takiego stopnia, że Carrie Fisher musiała sobie wyobrażać, iż rozmawia z kimś zupełnie innym, by zagrać nienawiść do wielkiego moffa! Co więcej – spora część jego ról to ludzie nierzadko rodzinni i wyjątkowi. By pomóc Wam lepiej go poznać, pozwolę sobie przestawić dzisiaj kilka ciekawostek dotyczących życia i kariery tego wielkiego aktora.
Oficjalna autobiografia Cushinga rozpoczyna się dość zabawną anegdotką. Mały Peter zaginął swoim rodzicom, a oni – zdesperowani – zadzwonili na policję. Dyżurujący sierżant oznajmił, że jedynym dzieckiem, jakie znaleźli, była mała dziewczynka. Zakłopotany ojciec poprosił, by stróż prawa upewnił się, że to istotnie dziewczynka. No cóż, matka Petera, głęboko rozczarowana faktem posiadania zaledwie synów, lubiła przebierać młodszego w dziewczęce fatałaszki, zapuszczać mu włosy i przewiązywać je różową wstążką.
Każdy, kto kiedykolwiek oglądał film z Peterem, na pewno pamięta jego charakterystyczny głos i doskonałą dykcję. Aktor musiał nad nią jednak ciężko pracować – w pamięci mając porażkę, której doznał, ubiegając się o stypendium Guildhall School of Music and Drama. Zaproszony na rozmowę, niemal natychmiast wyleciał za drzwi, jako że jego wymowa pozostawiała wiele do życzenia. Nauka zajęła mu dość sporo czasu.
Zmagając się z biedą na początku kariery, Peter wykorzystywał inne talenty, a trzeba wiedzieć, że potrafił znakomicie malować. Nie mając grosza na prezent świąteczny dla żony, własnoręcznie ozdobił dla niej jedwabny szal. Spodobał się nie tylko Helen, ale i paniom z jej otoczenia, które szybko zaprotegowały zdolnego mężczyznę właścicielowi fabryczki materiałów. Przez następne 10 miesięcy Cushing pracował dla niego, a jeden z szali został podarowany ówczesnej królowej Elżbiecie, późniejszej Królowej Matce.
Treścią życia Petera była jego żona, Helen. Gdy zmarła, aktor załamał się tak bardzo, iż – wedle sugestii zawartych w autobiografii – próbował popełnić samobójstwo, wysiłkiem fizycznym usiłując sprowokować atak serca. Próba była nieudana, jednak powrót do normalnego funkcjonowania nie był dla niego łatwy. W ciągu kilku miesięcy postarzał się tak bardzo, że scenariusz do Dracula A.D. 1972 trzeba było przepisać – zagrał nie ojca, lecz dziadka głównej bohaterki.
Zapewne wszyscy znają legendę o Robin Hoodzie, przecież istnieje tak wiele jej wersji. W jednej z jej odsłon, filmie Sword of the Sherwood Forest, Peter zagrał szeryfa z Nottingham i – doprawdy – ciężko go rozpoznać.
Wiele osób uważa hammerowskiego Draculę za najlepszą adaptację powieści Stokera. Do historii kina przeszła finałowa scena, w której doktor Van Helsing unicestwia Draculę przy pomocy prowizorycznego krzyża, złożonego z dwóch świeczników. Był to pomysł Cushinga, reakcja na pomysły reżysera i scenarzysty, którzy bez przerwy polecali bohaterowi wyciągnąć krucyfiks z kieszeni. Zirytowany Cushing oznajmił, że Van Helsing nie jest wędrownym sprzedawcą dewocjonaliów i zaproponował rozwiązanie, które możemy oglądać na ekranie.
Do legendy przeszły już kapcie gubernatora Tarkina, spieszę więc wyjaśnić, że nie były to nasze klasyczne papucie, lecz eleganckie pantofle. Czy wiecie jednak, że plan Nowej nadziei stał się miejscem spotkania znajomych? Peter pracował wcześniej zarówno z Davidem Prowsem, jak i ze swoim przyjacielem, Donem Hendersonem. Jaka szkoda, że nie miał okazji zagrać również z Christopherem Lee, swoim najserdeczniejszym druhem! Cushing żałował też, że Tarkin zginął na końcu filmu, bo z przyjemnością pojawiłby się w sequelach… Śmierć nie powstrzymała przecież barona Frankensteina od powrotu w kolejnych odsłonach opowieści.