Stan nowego kanonu „Star Wars”

Marik Vao: Nowy kanon mocno podzielił fanów Star Wars. Jedni już od początku nie byli w stanie pogodzić się z przerwaniem Legend, a inni dali szansę produktom z nowej serii i bardzo się zawiedli. Im dalej w las, tym więcej podzielonych opinii – Przebudzenie Mocy dla jednych było sukcesem, a dla innych zaprzepaszczeniem dziedzictwa Lucasa. Jakie jest Twoje podejście do nowych Gwiezdnych wojen?

Nadiru: Mówiąc w największym skrócie, jest to podejście wielce entuzjastyczne. Od początku miałem otwartą głowę w stosunku do nowych StarWarsów i na starcie obdarzyłem sporym kredytem zaufania ekipę z Lucasfilm Story Group, która w tym momencie decyduje o kształcie kanonu i tworzonych historiach. Jak na razie się nie zawiodłem. Po blisko dwóch latach istnienia i zapoznawania się z nowym kanonem (czytam, oglądam i gram niemal we wszystko) dostałem znakomity moim zdaniem film, cieszę się niezłym serialem animowanym, odkryłem kilka perełek pokroju Lost Stars, a przy tym nie natknąłem się na coś naprawdę złego, jeśli już, to najwyżej jedynie przeciętnego. Bilans dobrego w stosunku do złego jest, nawet jak dla mnie, zaskakująco dodatni.

Marik Vao: No to muszę przyznać, że mój entuzjazm już od początku był umiarkowany. W końcu zamienialiśmy znane, dobre Expanded Universe na coś zupełnie nieznanego! Największe nadzieje wiązałem z uzasadnieniem decyzji o anulacji EU, która mówiła wyraźnie o kreatywności, której nie chcą ograniczać. No i – niestety – do dziś czekam na coś rzeczywiście kreatywnego w nowym kanonie. Czy w tej kwestii się zgadzamy?

Nadiru: I tak, i nie. Sądzę, że powinniśmy się zastanowić nad tym, co autorzy uzasadnienia mieli na myśli, używając słowa „kreatywność”. Zawsze odbierałem użycie tego słowa w tym kontekście jako możliwość nieskrępowanego tworzenia nowych historii, bez oglądania się na Expanded Universe – i to w zasadzie tyle. Czy chodziło im jeszcze o oryginalność, czy wręcz chęć przebicia Legend? Raczej nie. Zresztą, popatrzmy na to z ich strony. Nagle odległa galaktyka zrobiła się zupełnie pusta. Nie wiemy, co się działo pomiędzy poszczególnymi epizodami (z wyjątkiem czasu między II i III, oczywiście), przed i po nich. Historia głównych bohaterów, co dopiero mówić o pobocznych, nieoczekiwanie ogranicza się tylko do filmów. Naturalnym jest, że zaczęto właśnie od powolnego „uzupełnienia braków”, co robią komiksy i częściowo książki. Czy jest to kreatywne? Pewnie, że nie. Ale od czegoś trzeba zacząć. Pamiętaj o tym, że EU powstawało w zupełnie innej rzeczywistości, gdy istniała niemal stuprocentowa pewność, że nie powstaną inne filmy oprócz Epizodów I-VI. To sprawiło, że mogły powstać takie epickie historie, jak Nowa Era Jedi czy Rycerze Starej Republiki. Teraz takiej możliwości po prostu nie ma, bo w każdej z tych er może powstać film.

Marik Vao: I w tym sęk. Tworzenie na nowo historii uzupełniających braki to coś, co może przemówić do masowego odbiorcy, który przypomniał sobie o istnieniu Star Wars przed premierą Przebudzenia Mocy, jednak dla nas – starych wyjadaczy, którzy Expanded Universe poznawali od lat – cały ten proces to jedynie powtórka z rozrywki. Tym bardziej, że brak kreatywności sprawia, że nowe historie nie są w stanie mnie niczym wciągnąć. Czytanie kolejnych komiksów wygląda tak, że znajduję w nich tylko pojedyncze elementy, które przyciągają uwagę. Pani archeolog z komiksów o Vaderze, albo „żona” Hana Solo, to były pomysły, które zapadły w pamięć, ale resztę z nich zapominam, albo wręcz wolę zapomnieć (brr… okropne połączenie Geonozjan z maszynami!). Drugą sprawą jest to, że – jak wspomniałeś – wszystko dzieje się w pustej galaktyce. Nowe historie nie mogą przez to nas wciągnąć aż tak jak Legendy. W EU nawet jak pojawiała się nagle Daala, to od razu wywoływało jakieś emocje, bo ta postać miała już swoją historię i znaczenie w uniwersum. Gdy poznajemy nowy kanon, musimy godzić się z tym, że większość postaci pojawia się znikąd i nie potrafimy się nimi aż tak przejmować. Dlatego nie uważam nowego kanonu za coś godnego uwagi. Powtarzanie starych historii bez dużej dozy kreatywności to coś, co nie jest w stanie mnie zainteresować.

Nadiru: Biorąc siebie za przykład, nie powiedziałbym, że w nowym kanonie nie ma nic dla starych wyjadaczy. Pomijając poziom historii (jak już wspomniałem, moim zdaniem wysoki), ich wagę w galaktycznej skali i tym podobne, dla mnie fascynujący jest sam proces (od)budowy świata Star Wars, nawiązywania do Expanded Universe i zarazem szukania własnej drogi. Bo, właśnie, tu się z Tobą nie zgodzę, nie jest to powtórka z rozgrywki. Raz, że zmiany są miejscami dość znaczące, ot, chociażby w zwiększeniu liczby postaci kobiecych w rolach głównych i ich proporcji w strukturach Sojuszu i Imperium. Dwa, że nikt nie dubluje historii z Legend, nie „rebootuje” ich i nie tworzy na nowo tych samych opowieści, przynajmniej na razie. Jeśli chodzi o drugą sprawę, to przecież jest to naturalna rzecz – nowa odległa galaktyka dopiero się tworzy, dopiero zazębia, wiadomo, że wszystko powstaje znikąd i od zera. To nie powinno chyba dyskwalifikować nowego kanonu? Tym bardziej, że pierwsze dzieła i „dzieła” EU miały ten sam problem, a sam przecież przyznasz, że na początku było więcej tych drugich, książek pokroju nieszczęsnej Kryształowej Gwiazdy, niż Dziedzica Imperium. To mnie naprowadza na nowy temat: powiedz, jak oceniasz poszczególne pozycje nowego kanonu, zarówno jako samodzielne dzieła, jak i część szerszego kontinuum (ale już abstrahując od kreatywności)?

Marik Vao: I tutaj przede wszystkim się nie zgodzimy. Gwiezdne wojny w nowym uniwersum mogłyby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby twórcy nie powtarzali tego, co było w Legendach. I nie mówię tu tylko o postaciach (tutaj też brakuje różnorodności, bo ciągle obracamy się w kręgu ludzi), ale o całej strukturze świata przedstawionego. Oczywiście, nowy kanon musi zacząć od odpowiadania na te same pytania, co EU, które mogły pojawić się wśród widzów. Jednak powtarzanie podobnych odpowiedzi to tylko droga na skróty, aplikowanie sprawdzonych rozwiązań. Jeśli chodzi o poziom tego, co zaserwował nam Disney, to rzeczywiście – nie powtarzają błędów z EU, jednak trzymają się dość kurczowo sprawdzonych formuł. Komiksy trzymają poziom zarówno w kwestii historii jak i obrazków, ale brakuje wśród nich opowieści, która by się jakoś wyróżniała. Chyba tylko pani archeolog z komiksów o Vaderze była pozytywnym zaskoczeniem. Rebelianci okazali się być taką klapą, że nie jestem w stanie sobie przypomnieć prawie nic z ostatnich dwóch sezonów poza pojedynczymi scenami, bo nawet nie ma całych odcinków, które by się wyróżniały. No i Przebudzenie Mocy – dobrze zrobiony film, ale bardzo kurczowo trzymający się utartego schematu. Książek nie czytałem, ale doniesienia o pisarzach, którzy bronią się przed krytyką poprzez zarzuty o homofobii nie napawają mnie szczególną nadzieją i w wolnych chwilach nadrabiam raczej zaległości z Legend. A jak Ty reagujesz na konkretne elementy nowego kanonu?

Nadiru: Jeśli miałbym rozbić kanon na poszczególne elementy, to, szczerze mówiąc, nie znajdę w nim żadnego słabego punktu. Przebudzenie Mocy, jak wspomniałem, jest świetnym filmem, takim, jakiego Star Wars zdecydowanie potrzebowało, choć może nie takim, jakim ja go sobie wymarzyłem. Książki, co przedstawiłem w swoim niedawnym rankingu, zaskakują wysokim poziomem, zarówno te pisane dla młodzieży (jak Servants of the Empire i absolutnie błyskotliwe Lost Stars), jak i doroślejszych fanów, ze szczególnym uwzględnieniem Bloodline, Kompanii Zmierz i Tarkina. A co się tyczy Chucka Wendiga, to odosobniony i skomplikowany przypadek, który nie powinien w żadnym stopniu rzutować na resztę literackiego kanonu. Rebels z kolei – i to jest to miejsce, gdzie nasze opinie rozmijają się całkowicie – bardzo lubię, oceniam wysoko i podoba mi się kierunek, w którym ten serial zmierza, jak i też fajne, interesujące postacie. Nawet w przypadku komiksów nie będzie między nami zgody, bo choć podzielam Twoją opinię, że historie obrazkowe trzymają poziom, to ja znajdę kilka przykładów wyróżniających się pozycji – chociażby Lando i pierwsza miniseria Dartha Vadera. Słowem: jest dobrze. W tym kontekście chciałbym Ci zadać kilka przewrotnych pytań: czy po tych niecałych dwóch latach nowy kanon jest rozczarowaniem, czy według ciebie warto było dla niego relegować EU do statusu Legend? I, ponieważ spodziewam się negatywnej odpowiedzi, czy można było to wszystko zrobić lepiej?

Marik Vao: Cóż, nie zaskoczę Cię. Gdy ogłoszono anulację EU, byłem zrozpaczony. Powstanie nowego kanonu nie powinno się równać z zaprzestaniem kontynuowania Legend, ale Disney jest nastawiony na masowego odbiorcę, a nie na fanów i musieliśmy się pogodzić ze stanem faktycznym (choć do dziś nie wszystkim się to udało). Największą nadzieją, jaką wiązałem z nowym kanonem było stwierdzenie, że nowy kanon będzie oznaczał nowe pomysły na odległą galaktykę. Dziś już wiem, że było to zwykłe kłamstwo, a lenistwo nowych twórców sprawia, że dostajemy na nowo Nar Shaddaa, Thrawna, te same pojazdy i schematy fabularne, a nie wspomnę nawet o rzeczach tak podstawowych jak Moc, której koncepcja nie uległa żadnej zmianie. Szansa poprawy jest jedna: wprowadzenie kreatywności. Nie potrzeba nam kolejnych kalek z Legend, tylko innowacyjności! Zwłaszcza, że brak szacunku do EU sprawia, iż dostajemy tylko marne kopie, a nie coś, co rzeczywiście by nas zaskoczyło. Wiadomo, Thrawn wywołuje sporo emocji, gdy pojawia się w trailerze, ale czy nie lepiej by było zaprezentować nam kogoś zupełnie nowego? Dlatego wiążę nadzieje z nadchodzącym Rouge One. Czy słusznie? Przekonamy się w grudniu. A Ty? Zgodzisz się ze mną w tej sprawie, czy kalkowanie Legend Ci wystarcza?

Nadiru: Stawiasz mi pytanie, w którym zawiera się odpowiedź. Oczywiście, kalkowanie Legend w zupełności mi nie pasuje. Ale – i to jest duże „ale” – w moim odczuciu nie możemy mówić o jakimkolwiek kalkowaniu czy marnych kopiach (szczególnie, że nie minęło dość czasu, by cokolwiek głębiej rozwinąć). Pojawiające się w nowym kanonie elementy Expanded Universe są podobne z wyglądu, ale różnią się swoją historią, tłem i, rzecz jasna, zastosowaniem w obecnym kontinuum. Już sam fakt, że Thrawn jest wielkim admirałem na trzy lata przed Epizodem IV jest znaczącą zmianą w stosunku do oryginału. Co się zaś tyczy używania EU w nowym kanonie, przerabialiśmy już tę dyskusję; jak widać, nasze stanowiska się nie zmieniły. W kwestii jednoczesnego istnienia dwóch kanonów też Cię nie wesprę – to by było niewykonalne od strony technicznej, marketingowej i wizerunkowej. Wyobrażasz sobie sytuację, gdzie w tym samym czasie wydawane są książki z Expanded Universe i nowego kanonu, o komiksach nie wspominając? To byłoby istne pandemonium, poplątanie z pomieszaniem i sposób, by szybko i niezwykle skutecznie zniechęcić do niefilmowego uniwersum (i jednego, i drugiego) wszystkich fanów, którzy w innej sytuacji byliby nim zainteresowani. O tak, starzy fani byliby szczęśliwi, wręcz zachwyceni. I tylko oni. A nie o to w Star Wars chodzi, by stało się hermetyczne.

Marik Vao: No właśnie, jedni patrzą na realia marketingu, a inni myślą o tym, co by było dobre dla samego uniwersum. Disney nie potrafi zachować balansu i dostajemy to, co dostajemy. Podsumowując, nowy kanon nie jest do tej pory wart ceny, jaką za niego zapłaciliśmy, a rokowania na przyszłość są bardzo różne, ponieważ nowy start mógł być początkiem czegoś oryginalnego, a dostaliśmy mieszankę, która nie zawsze chce się komponować. Szkoda, bo potencjał Star Wars jest ogromny, a marnuje się go dla bezpiecznego zarabiania na marce.

Nadiru: A ja słowem podsumowania powiem odwrotnie: Lucasfilm i Disney właśnie myślą o tym, co jest dla uniwersum dobre, odżegnując się od dziwnych czy wręcz złych pomysłów (jak dwa kanony czy kontynuacja starego), i konsekwentnie realizują swoje plany. Jeśli chodzi o kanon, to jak najbardziej jest on wart swej ceny – ale, pamiętaj, ja byłem zwolennikiem porzucenia nadmiernie rozbudowanego EU już na starcie – i prezentuje się nadzwyczaj dobrze. Nie oczekiwałem po nim przesadnej oryginalności (co nie oznacza, że jej nie ma; prym wiodą tu głównie książki), ani epickości, bo to pole pozostawiono filmom. Nowy kanon nie jest idealny, ale spełnia moje oczekiwania, fascynuje mnie, dobrze się ze sobą zazębia (jego wewnętrzna spójność jak dotąd znacznie przebija EU), w zadowalający sposób wykorzystuje elementy Legend i przede wszystkim zapewnia świetną rozrywkę.