„Rogue One”, czyli film o Eskadrze Łotrów?

Są takie rzeczy w Star Wars, których widok nieodmiennie wywołuje u mnie uśmiech. Jedną z nich jest moment aktywacji energetycznej klingi miecza świetlnego. Drugą przelot potężnego niszczyciela gwiezdnego (im większy, tym lepszy, oczywiście!). Trzecią – prujące ogniem z czterech działek laserowych Taim & Bak KX9 gwiezdne myśliwce Incom T-65, znane lepiej pod nazwą X-wingów. Możecie sobie więc w pewnym przybliżeniu wyobrazić, co poczułem, gdy usłyszałem, jak będzie brzmieć tytuł pierwszego gwiezdnowojennego spin-offa. Bo słowo „Rogue”może mieć w Star Warsdwa znaczenia, natomiast wraz ze słowem „One” tylko i wyłącznie jedno: członka/członkinię najlepszej jednostki myśliwskiej w całej galaktyce, Eskadry Łotrów.

Eskadra Łotrów pojawiła się, choć jeszcze nie pod tą nazwą, w absolutnie niekwestionowanie kanonicznym źródle, bo w Imperium kontratakuje. Ale prawdziwej rozpoznawalności nadał jej Wedge Antilles, jedna z niewielu innych, niż główni bohaterowie postaci, która pojawiła się w każdym filmie Klasycznej Trylogii i jedyna, która miała w udziale bezpośredni atak na obie Gwiazdy Śmierci. A ponieważ sławni ziemscy piloci przyciągają uwagę tłumów już od I wojny światowej, nie inaczej ma się z asami w Star Wars, zwłaszcza latającymi pięknymi X-wingami. Eskadrze Łotrów i jej dzielnym pilotom poświęcono serię gier komputerowych, kilka powieści i cykl komiksowy, nie wspominając o „gościnnych występach” w dziesiątkach, jeśli nie setkach innych, podobnych źródeł.

Jeśli po tych słowach ktoś wciąż miałby wątpliwości odnośnie znaczenia tytułu spin-offa, wówczas powiedziałbym, że fakt sporej rozpoznawalności Eskadry Łotrów wśród zwykłych fanów – znacie kogoś, kto nie kojarzy Wedge’a, choćby z wyglądu, a uważa się za fana? – wszelkie wątpliwości uśmierza. Ten film będzie o Łotrze z Eskadry Łotrów. Jedyną kwestią, za to niezwykłej wagi, pozostaje pytanie, jak dużo tej jednostki myśliwskiej zobaczymy na ekranie. Bo to już nie jest takie jasne i proste, jakby się to mogło wydawać.

Zawsze uważałem, że Łotry świetnie się nadają na materiał dla serialu aktorskiego. Niedawno jednak doszedłem do wniosku, że mogę być zbyt skrzywiony dość specyficzną wizją pokazywania przygód tej eskadry przez Michaela A. Stackpole’a, który koncentrował się bardziej na postaciach (co jest cechą serialową), niż akcji (co dominuje w kinie sci-fi). Bo choć serialowy potencjał tasiemca o myśliwcach wydaje się być silny, to jednak istniałby potężny budżetowy problem w jego realizacji. Ciężko bowiem, by w serialu takim mogło zabraknąć bitew i walk, a to swoje kosztuje. Ciężko także tak pokierować produkcją, by tych scen było niewiele – nie chcemy w końcu oglądać uziemionej eskadry, lecz taką, która lata tymi X-wingami i nimi walczy. Gdyby to była Eskadra Widm, znana z dodatkowej działalności dywersyjno-szpiegowskiej, to co innego. Ale Łotry? Nie, to jednak nie jest materiał na serial. Na film? Jak najbardziej.

Mamy więc Rogue One, kręcony przez Garetha Edwardsa, z główną rolą graną przez Felicity Jones. Film nie nazywa się Rogue Squadron, co jest bardzo istotne, nie nazywa się także Rogue Leader. Ma nazwę, która, jak na ironię, w Star Wars prawie się nie pojawia. Bo nie ma w Eskadrze Łotrów żadnego pilota z wywoławczym kodem „Łotr Jeden”. Po „Dowódcy Łotrów” jest od razu „Łotr Dwa”. Ciekawe, prawda? Wracając jednak do Rogue Squadron – tytuł ten od razu nastawiłby fanów na produkcję o Eskadrze Łotrów. Sugerowałby, że bohater jest zbiorowy, że będziemy oglądać przygody grupy pilotów. Tymczasem nasza nazwa, Rogue One, podpowiada nam zupełnie inny scenariusz. Podpowiada, że film skupi się na członkini Eskadry i wcale a wcale nie musi zawierać zbyt wiele samej Eskadry. I w tym tkwi odpowiedź na pytanie zawarte w tytule tego artykułu.

To wielki paradoks, że Rogue One, oczekiwany przez wielu, jeśli nie przez niemal wszystkich, jako film o Eskadrze Łotrów, prawdopodobnie nie będzie miał z nią aż tak wiele do czynienia. Owszem, zobaczymy ją na ekranie, zapewne będzie jej dużo na początku i/lub na końcu, ale myślę, że to wszystko. Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że Rogue One będzie filmem o jednej osobie, jednej pilotce, która przebędzie długą podróż, by dopiero stać się członkinią Eskadry Łotrów. Bo produkcja „tylko” o Eskadrze Łotrów jako takiej? No cóż, bądźmy realistami – to trochę za mało. Star Wars to postacie, Star Wars to epickość, Star Wars to opowieść drogi. A Eskadra Łotrów? Ona już tę drogę przebyła. Już jest na tyle legendarna, że filmu o sobie zwyczajnie nie potrzebuje.