Nowa trylogia Gwiezdnych wojen nadchodzi wielkimi krokami i już za niecałe jedenaście miesięcy zobaczymy (po raz kolejny) dalsze losy wielkiej trójki, najsłynniejszej pary droidów, Imperium oraz Rebeliantów (którzy może będą już nawet Nową Republiką). Te wieści musiały wpłynąć na całą markę Star Wars. Dlatego właśnie pośpiesznie zakończono serial The Clone Wars, który zaczynał wchodzić na zadowalający poziom, a ekipę go tworzącą w sporej części zatrudniono do prac nad nowym tworem: Rebeliantami.
Wyraźnie widać, że nowy serial miał na celu oderwanie uwagi fanów od, mocno eksplorowanego w ostatnich latach, okresu Wojen Klonów i przeniesienie jej na obszar, który przed skasowaniem Expanded Universe był już aż nadto opisany, czyli okres między Zemstą Sithów a Nową nadzieją. To właśnie historie o pojedynczych bohaterach przeciwstawiających się Imperium i o formowaniu się ruchu oporu aktywnego w całej Galaktyce były tak ciekawe dla fanów, że opowiedziano je na wiele różnych sposobów, które nie zawsze były ze sobą spójne, ale budziły wiele emocji.
Dlatego właśnie serial bardzo mocno skupia się na nawiązaniach do oryginalnej Trylogii. W Wojnach klonów Lucas i Filoni nie raz wykorzystywali pojedyncze koncepty i szkice do pierwszych filmów sagi, a Rebelianci potraktowali liczne z nich jako podstawę całej serii. Wygląd Ducha, Zeba, Choppera i wielu innych elementów w Rebeliantach to zmodyfikowane i przeniesione do animacji komputerowej szkice.
Oryginalna Trylogia też jest nieustannym źródłem inspiracji twórców. Bardzo liczne elementy otoczenia są dokładnie takie same, jak te widoczne w pierwszych filmach. Nie mówię tu tylko o tym, co powinno wyglądać tak, jak w epizodach IV-VI, na przykład myśliwce TIE, szturmowcy, gwiezdne niszczyciele, czy mundury, ale także o elementach tła i szczegółach; skrzyniach, ścianach, ubraniach i przedstawionych gatunkach zamieszkujących galaktykę (ponad połowa ras obecnych w serialu jest widoczna w słynnej scenie w kantynie w Mos Eisley). Rodianie, Devaronianie, Gotalowie, Aqualishanie i Ithorianie to tylko niektóre rasy, które tworzą tłumy na Lothalu.
Oczywiście to postaci są najbardziej interesującym dla przeciętnego fana elementem serialu. Dlatego zadbano o to, by co jakiś czas pojawiali się bohaterowie oryginalnej Trylogii. Sezon pierwszy jeszcze się nie skończył, a już zobaczyliśmy duet R2-D2 i C-3PO, Landa, Moffa Tarkina oraz Vadera w specjalnej wersji Iskry Rebelii. Twórcy zdołali nawet umieścić Yodę w odcinku Path of the Jedi i był to epizod udany. Na Landa warto zwrócić szczególną uwagę nie dość, że został napisany w stylu bardzo podobnym do kreacji tej postaci w Imperium kontratakuje, to w dodatku jego dialogi nagrał sam Billy Dee Williams! Niektórzy narzekali na jego wygląd, a zwłaszcza na ogramny blaster u jego boku, jednak należy pamiętać, że wtym czasie Lando nie był jeszcze zarządcą kopalni, a raczej kanciarzem podobnym do Hana Solo. Jeśli chodzi o wygląd, warto zwrócić uwagę na wygląd Obi-Wana, którego widać w holocronie. Twórcy nie poszli na łatwiznę i nie skopiowali modelu z The Clone Wars, lecz znacznie zaokrąglili głowę mistra Jedi, przez co powoli zaczyna przypominać starego Bena z pierwszego filmu.
Niektórzy oczekują nawet na pojawienie się w przyszłości postaci z Expanded Universe, jak chociażby Mary Jade, a także tych, których losy po zakończeniu The Clone Wars pozostały nieznane, czyli Dartha Maula, a także Ventress, Ahsoki (której dotyczy obecnie wiele fanowskich teorii spiskowych) i Barriss Offee, która według licznych fanów miałaby być Inkwizytorką Imperium.
Jest jeszcze jedno bardzo ważne nawiązanie, które towarzyszy prawie każdej minucie serialu muzyka. Mimo że tworzy ją Kevin Kiner, autor ścieżki dźwiękowej do The Clone Wars, to tym razem ograniczono go bardzo jego zadaniem nie było komponowanie nowych utworów, a raczej komponowanie rozmaitych muzycznych nawiązań i wariacji do klasycznego soundtracku. Jest to uproszczone zadanie, ale trzeba przyznać, że Kiner wywiązuje się z niego świetnie, czego dowodem jest niesamowita wersja Marszu Imperialnego, którą słyszymy w odcinku Empire’s Day.
Oczywiście warstwa dźwiękowa serialu to nie tylko muzyka. Rebelianci wykorzystują bardzo szeroką gamę efektów dźwiękowych z obu trylogii, a każdy fan od razu rozpozna obecny od zawsze w Star Wars krzyk Wilhelma.
Na szczęście twórcy nie trzymają się kurczowo tego, co można zobaczyć w oryginalnej trylogii i tworzą własne wersje różnych elementów. Zobaczyliśmy nowe czołgi, łaziki i wersje myśliwca typu TIE. Wyglądają one znajomo dla fanów starej Trylogii, ale nie są idealną kopią swoich pierwowzorów.
Chyba najmniej udanym elementem nawiązań do oryginalnej Trylogii są cytaty. Już w Iskrze Rebelii, gdy Kanan opisuje Moc w dokładnie ten sam sposób, co Obi-Wan w Nowej nadziei, coś widzowi nie pasuje. W grach z serii Knights of the Old Republic i wielu innych źródłach wielokrotnie powtarzano, że każdy odczuwa Moc w inny sposób i inaczej ją postrzega, a tego elementu brakuje w Rebeliantach. Także słynne „Nie ma próbowania” zostało umieszczone prawie na siłę. Na szczęście wszelkie zdania typu „Teraz zaczyna się zabawa” albo „Mam jakieś złe przeczcia”pasują wszędzie i wprowadzają klimat, który nigdy się nie nudzi.
Zarówno fabuła, jak i forma serialu wprowadzają nas w klimaty oryginalnej Trylogii, wokół której znów będzie głośno. Dlatego ważne jest, żeby Rebelianci nas nie zawodzili w tej kwestii, a historia fandomu może zatoczy koło i nawet najmłodsi znów zainteresują się także zdarzeniami, które miały miejsce po Zemście Sithów. To wprowadzi wszystkich w klimat pierwszych filmów Star Wars, których sequele pojawią się w kinach już niedługo.