Na naszym portalu nieraz wspominaliśmy już o zapomnianych Sithach. Ta frakcja zawsze wzbudzała wielkie emocje wśród fanów, o czym świadczy częsty brak zrozumienia dla serii książkowej Nowa Era Jedi. Jednak jest wielu więcej znanych z imienia Jedi niż Sithów. Dlaczego wielu z nich zostało zapomnianych i dlaczego mało kto ich zna? Postaram się poruszyć ten problem w kilku aspektach.
Wielu Jedi pojawia się tylko w jednym źródle i często nie są to postaci pierwszoplanowe. Wielu z nich ginie w jednej książce albo komiksie, w jakim występują. Mówiąc skrótowo: są zaledwie mięsem armatnim. Dlaczego sprowadza się ich do tak prostej i krzywdzącej roli?
1. Pokazanie, jak złowieszczy jest antagonista.
To dość prosty powód – postaci zabijane są dla niego już od bardzo dawna. Tak giną przyjaciele Beowulfa, agenci w książkach o Jamesie Bondzie, Qui-Gon… Wiadomo, że Ventress zabiła podczas Wojen Klonów około dwudziestu Jedi, Grievous stu, a Aurra Sing i Durge też mieli sporo na sumieniu. Ponieważ nie można zabić ważnych ani lubianych postaci, trzeba znaleźć inne, które będą schodziły za sprawą tych groźnych” antagonistów. Oparte o to są nawet całe długie komiksy, jak na przykład Star Wars: General Grievous, gdzie ginie nikomu nieznany Flynn Kybo oraz B’dard Tone.
Podobne zasady działają w komiksie Polowanie na Aurrę Sing. Wszystko zaczyna się od zabicia dwóch Jedi – J’Mikel i Mistrza Peerce. Cała akcja ma na celu pokazanie, jak groźna jest zabójczyni. Gdy czytelnik już jest tego w pełni świadom, można wprowadzić postaci znane czytelnikom serii Republic, których nikt nie ośmieliłby się uśmiercić w zbyt prosty sposób.
Mniej szczęścia miała Asajj Ventress, która w komiksie The New Face of War miała okazję zabić tylko jednego Jedi o imieniu Glaive. Jednak najpierw to on musiał pokazać swoją siłę (na wszelki wypadek, gdyby którykolwiek czytelnik miałby co do niej wątpliwości po spojrzeniu na te ręce). Oczywiście, towarzyszyli mu Anakin i Obi-Wan, więc ktoś musiał zginąć zamiast nich. Śmierć nie ominęła także padawanki Mistrza Glaive, która w tym komiksie straciła „tylko” rękę, ale została zabita jakiś czas później na Jabbim, gdzie (dziwnym przypadkiem) był też Anakin.
Swoje pięć minut miał też Darth Maul. Po premierze Mrocznego widma, wielu ekscytowało się tą postacią, co umiejętnie sparodiowali twórcy filmików spod znaku LEGO Star Wars. Żeby zwiększyć to odczucie, zrobiono komiks Bezimienny, gdzie wytatuowany Sith zabija Mistrza Siolo Ur Manka, „jednego z największych wojowników Zakonu”, który (zlitujcie się, bogowie!) nie używa miecza świetlnego! Cóż za błyskotliwy pomysł!
2. Pokazanie, jak zacięta jest bitwa.
Bitwy, w których ginęły klony, były zwyczajne. Nie ma porządnej jatki bez martwych Jedi. Co zabawne, w komiksach można dostrzec zjawisko, które nazwałbym Zasadą Drugiej Strony. Jeśli jakikolwiek (nikomu nieznany) Jedi pojawia się na pierwszej stronie, najprawdopodobniej zginie na drugiej. Sprawdźcie sami przejrzyjcie kilka(naście?) komiksów z serii Republic z czasów Wojen Klonów. Takich Jedi możnaby było w ogóle nie nazywać, ale jednak autorzy lubują się w nadawaniu imion, więc można ich kilka wymienić. W celu pokazania zaciętości bitwy zmarł Mistrz Shon Kon Ray (Jedi: Shaak Ti), Mistrz Tauht (W służbie Republiki), Mistrz Toluz Cheq (Bohater Konfederacji) i Rii’ke En (Zbroja).