Księgę Sithów można kupić dla jednego z trzech powodów: dla wielkiego sithyjskiego holokronu skrywającego w swoim wnętrzu książkę, dla samej książki oraz dla kilku dodatkowych gadżetów, jakimi uraczyli nas twórcy tegoż produktu. Jednak jeżeli ktoś kupił albo zamierza kupić Book of Sith dla tego ostatniego powodu i ma więcej lat niż osiem, to sugeruję poważnie zastanowić się nad własnym gustem.
Słowo „księga” jest pewnym nadużyciem jeśli chodzi o jej objętość, gdyż liczy sobie zaledwie 160 stron. Ma natomiast porządną, twardą czerwoną okładkę z tytułem wytłoczonym bardzo klimatyczną czcionką. Nawet jeżeli nie spodoba się Wam zawartość, to na półce książka będzie się prezentować znakomicie. W środku znajdziemy sześć rozdziałów zapisanych na kredowym papierze, które zabiorą nas w podróż po różnych okresach historii Sithów, począwszy od przybycia na Korriban, przez czasy Wielkiej Wojny Galaktycznej, po Imperium Palpatine’a.
Zamiarem twórców nie było stworzenie kompletnego przewodnika po wiedzy i historii Sithów. Księga jest zbiorem różnych manuskryptów sityjskich odnalezionych na przestrzeni tysiącleci, które w tym czasie przechodziły przez ręce wielu pokoleń, zarówno Sithów jak i Jedi. Pomysł bardzo ciekawy i bardzo dobrze wykonany. Nie tylko dostajemy w swoje łapczywe ręce książkę po części stylizowaną na stary manuskrypt o poszarpnych brzegach i pożółkłych stronach czy też prywatny dziennik Lorda Malgusa, ale możemy poznać charaktery pisma różnych sławnych postaci, które czytając tę księgę, zostawiały swoje komentarze.
Dominują co prawda mdłe pseudomądrości Luke’a, ale i Palapitine zostawił kilka celnych uwag. Możemy też znaleźć kilka słów od Vadera, Mace’a Windu, Yody czy Quinlana Vosa. Tym sprytny i prostym sposobem autorzy podrzucają nam kilka smaczków faktologicznych. Niestety, całe Book of Sith jest raczej zbiorem takich smaczków niż usystematyzowanym zbiorem wiedzy o Sithach. Mówię „niestety”, bo po cichu na coś takiego liczyłem. Z drugiej strony, czym byliby Sithowie bez swojej tajemniczości?
O czym możemy przeczytać w Księdze Sithów? Lektura zaczyna się od wspomnień Sorzus Syn, jednej z towarzyszek Ajunty Palla, która opowiada o lądowaniu na Korribanie i pierwszych latach życia Wygnanych na nowym świecie. Jest to chyba moja ulubiona część książki, traktująca nie tylko o historii, ale również zdradzająca tajniki alchemii i tworzenia bestii Ciemnej Strony.
Nie mogło również zabraknąć czegoś z czasów The Old Republic, a kto mógłby być lepszym przewodnikiem niż Darth Malgus? Mamy dostęp do kilkudziesięciu stron jego prywatnego dziennika, dzięki któremu nie tylko poznajemy historię Wielkiej Wojny Galaktycznej od naocznego jej świadka, ale również dowiadujemy się więcej o funkcjonowaniu Imperium Sithów i nieustajacych grach politycznych, które częściej działają na jego niekorzyść niż przyczyniają się do sukcesów w wojnie z Republiką.
Osoby interesujące się Wiedźmami z Dathomiry będą wniebowzięte, gdyż rozdział pisany przez Matkę Talzin jest chyba najbardziej kompleksowym źródłem wiedzy o Siostrach Nocy, ich organizacji, historii, sposobie korzystania z Mocy i szczegółach mitologii, w którą tak mocno wierzą. Ten rozdział bawił mnie średnio, ale też ta frakcja nigdy nie należała do moich ulubionych.
Sam Darth Bane wyjaśni nam, co stoi za filozofią Reguły Dwóch oraz przybliży zasady treningu zarówno walki na miecze, jak i używania Mocy. Tutaj, niestety, następuje mały „zonk”, bo wszelakie prawidła odnośnie różnych technik Mocy opisane w podręcznikach RPG nie są w ogóle wzięte pod uwagę, a autor stworzył zupełnie nowy system – chociaż słowo „system” to zbyt mocne określenie na kilka stron o kilku technikach. Jeśli wierzyć Bane’owi, korzystanie z Mocy jest proste jak konstrukcja cepa.
Dwa ostanie rozdziały podzielili między sobą Sithowie, o których ostanimi czasy najgłośniej, czyli Plagueis i Palpatine. Ten pierwszy rozpisuje się na temat biologicznego aspektu midichloranów, i co z tego wynika dla Sithów, Imperator oddaje się po raz kolejny rozważaniom o sile strachu i tworzeniu bestii Ciemnej Strony.
O gadżetach dołączonych do Book of Sith nie będę się rozpisywał, bo tak naprawdę nie ma o czym. Są badziewne, mało przydatne i wolałbym, żeby ich nie było. Kawałek szmaty, która ma być sithyjskim całunem pogrzebowym ma z nim tyle wspólnego, co zasmarkana chusteczka z całunem turyńskim. Schemat wielkiego planu Palpatine’a przypomina rysunki pomysłowego Dobromira, a kryształ czy talizman są tandetne nawet jak na standardy chińskiego pchlego targu.
Czy warto kupić Book of Sith? Z pewnością tak. Jest to chyba najładniej wydana książka Star Wars, jaką widziałem, samo wykonanie jest również znakomite, a i pomysłowość z jaką została napisana i stworzona zasługuje na pochwałę. Nie jest to kompendium o Sithach, o którym można długo dyskutować i odkrywać wraz z nim coraz to nowe sithyjskie tajemnice, ale książki i holokronu nie może zabraknąć na półce prawdziwego fana.