Cathia: Mówiąc szczerze: aż mi się łezka w oku zakręciła. Odcinek ewidentnie nawiązywał do fragmentu Epizodu V, do momentu, kiedy Luke wkracza do Jaskini Ciemnej Strony na Dagobah, by przejść swój test i był to doskonały pomysł, odkrywający magię przed nowymi fanami, przywołujący wspomnienia w starych. Podobało mi się to, że w przeciwieństwie do Luke’a, Ezra, impulsywny dzieciak, jest w stanie skupić się na tyle, by znaleźć odpowiedź. W ogóle odcinek pozbawiony jest tego, co moim zdaniem, jest najsłabszą częścią Rebeliantów – elementów komicznych i to zapewne sprawiło, że uważam go za najlepszy dotychczas.
Oczywiście, nie bez znaczenia pozostaje tutaj obecność Yody, będącego przewodnikiem zarówno dla Mistrza, jak i dla Ucznia. Nie tylko mnie pewnie dręczyło pytanie, czy był tam rzeczywiście – poprzez medytację sięgając z Dagobah czy była to czysta Moc. Bardzo miła pożywka dla fanowskich teorii. Nie powiem, wzruszyłam się też, kiedy Ezra odpalił swój miecz świetlny, choć samo skonstruowanie go, bez specjalnego doświadczenia i nauk, sprawia, że muszę solidniej poprawić moją niewiarę zawieszoną na kołku. Nie do końca leży mi jednak to, w jaki sposób Ezra uzyskał swój kryształ – wiem, że Moc to tajemnicza siła, jednak otrzymywanie fizycznego obiektu od wizji jakoś mi niekoniecznie leży (aczkolwiek nazwa kryształu wywołała u mnie szeroki uśmiech). Ponadto, naprawdę to wszystko znajduje się na Lothal? No kurczę, drugie Tatooine. Ode mnie 9,5/10.
Kaelder: Nie ulega wątpliwości, że odcinek ten, a wraz z nim cała seria stanowi odzwierciedlenie nie tylko Starej Trylogii, lecz pewnego rodzaju wyraz hołdu i szacunku dla prac Ralpha McQuarriego. Większość fanów, którzy wychowali się na Nowej nadziei, Imperium kontratakuje czy Powrocie Jedi z pewnością doceni starania Kanana i Ezry oraz ich wspólną drogę ku jedności z Mocą oraz odnalezieniu sensu swego istnienia. Jak wspomniała Cathia jest bardzo dużo nawiązań do Imperium kontratakuje, jednak w przeciwieństwie do Luke’a Ezra wydaje się jeszcze mniej ukształtowany i podejrzewam, że bardziej skoncentrowany na zemście za doznane krzywdy. Osobiście cieszę się z obecności Yody, nawet jako emanacji w Mocy, nie mniej ciekawsze mogłoby się wydać wplecenie mistrzyni Depy Billaby i ukazanie przeszłości Kanana.
Nie spodobało mi się natomiast to, że po raz kolejny mamy skoncentrowanie się na jednym świecie. Dlaczego wszystko począwszy od bazy Imperium, po fabryki Sienara i świątynię Jedi mieści się na małej planecie? Troszkę jest to moim zdaniem przekombinowane i bardzo mocno ograniczające fabularnie niektóre odcinki. Natomiast jeśli chodzi o kryształ to zgadzam się, że jest to dosyć dziwne, aby Moc, jakkolwiek nie byłaby silna, przytargała kryształ do konstrukcji miecza świetlnego. W przypadku Gwiezdnych wojen trzeba się przyzwyczaić do dziwacznych momentów fabularnych. Ogółem daje więc ocenę 8/10 z powodu sentymentu do Starej Trylogii i fajnych nawiązań.
Nadiru: Klimat, klimat i jeszcze raz klimat. Szalenie mi się spodobało, że twórcy postanowili nie spowalniać akcji i poświęcili pełne 22 minuty na jeden, konkretny wątek. A wątek ten należy do wyjątkowo ciekawych, bo trening Jedi w epoce panowania Imperium to nie tylko rzecz niezwykła, ale piekielnie niebezpieczna. Podobnie jak Cathia, zwróciłem uwagę na różnice między Lukiem a Ezrą. Niby historia podoba, a jednak nie do końca; Ezra zupełnie inaczej motywuje swoją wizję zostania Jedi. Owszem, jest element zemsty, ale to już nie „mam wielką misję do wypełnienia”, ale zwykłe „chcę robić coś wartościowego i pomagać innym”. Nie powiem, rozwija się to w ciekawym kierunku.
Udział Yody w Path of the Jedi uważam za odrobinę dziwaczny, ale biorąc pod uwagę wszystkie dziwne rzeczy dziejące się w tej świątyni, może jest w tym jakiś sens. Nie spodziewałem się też, że tak szybko zobaczymy miecz świetlny w ręku Ezry, tym niemniej moment iście epicki. A jeśli chodzi o minusy… To zabawne, ale nie zgodzę się ani z Cathią, ani z Kaelderem odnośnie kryształu. Jak już się rzekło, świątynia sama w sobie odstawała od standardu i ja sobie to tłumaczę tym, że Ezra sam, pod wpływem wizji, sięgnął Mocą po kryształ, ukryty zapewne w jakiejś skrytce. Z kolei fakt, że Lothal wydaje sie być nowym Tatooine specjalnie mi nie przeszkadza, bo zdaję sobie sprawę z tego, że Rebels musi się mieścić w określonym budżecie. Spodziewam się, że dopiero w sezonie drugim wylecimy poza tą jedną lokację i zobaczymy więcej odległej galaktyki. Tymczasem zaś Path of the Jedi otrzymuje ode mnie mocne 9/10.
Johnny: Naprawdę trudno mi patrzeć obiektywnie na ten odcinek. Z jednej strony mamy tutaj masę nawiązań i wyraźną próbę odtworzenia klimatu Starej Trylogii, zaś z drugiej równie imponującą masę głupstw i naiwności oraz wciąż nie dającą mi spokoju raczkującą animacje. Ponownie boli mnie też fakt, że całkiem niezgorszy motyw został jakby potraktowany po macoszemu i upchnięty w jeden tylko krótki odcinek. Jeśli jednak spojrzeć na niego tak jak wyżej podpisani, muszę przyznać, że „odtworzenie” Epizodu V w ten sposób można uznać za całkiem sympatyczne – ot takie główne danie dla młodych fanów i smaczna przekąska dla weteranów.
Jednocześnie, wydaje mi się, że twórcy rozegrali to trochę na siłę – głos Yody jest miły, ale w takim miejscu raczej zbędny, miejscami jest zbyt pompatycznie. Do tego Lothal jako galaktyka w pigułce, bzdurny pomysł z zasuszonymi zwłokami dawnych mistrzów i jeszcze gorszy (tak, jestem zaprzysiężonym przeciwnikiem) zszywacz świetlny. Ignorując to wszystko i porównując ogół Path of the Jedi do poprzedzającej go słabizny, odcinek zajmuje raczej wysokie miejsce w rankingu. Można (nie trzeba) odświeżyć sobie nieco klimat prawdziwego Star Wars, choć zdecydowanie istnieją ku temu lepsze sposoby. Odrobinę naciągane 6,5/10 – nie więcej.
Pgkrzywy: Najnowszy odcinek wzbudza skrajne emocje, jak zresztą oba animowane seriale w świecie Star Wars. Zastanawiam się, czy Disney kierując do dzieciaków kolejną produkcję nie strzela sobie w kolano. Nawet najwięksi dorośli fani i tak nie docenią nawiązań do Starej Trylogii, jeśli będą one wplecione w miałką dziecinną fabułę. Nie podoba mi się też nadmierny mistycyzm w kreskówkach. Nie pasuje mi do świata Star Wars duch Mocy przekazujący kryształ młodemu padawanowi, tak samo jak mam mieszane uczucia co do Mortis. To znów krok w drugą stronę po nieszczęsnych midichlorianach z Mrocznego widma. Czemu takie ekstrema? Oryginalna trylogia miała świetnie wyważone podejście magiczne i naukowe, prequele i kreskówki przesadzają w drugą stronę.