Nadiru: Wspominałem poprzednio o tym, że najwyższy czas, aby w Rebels coś się zaczęło dziać? No to proszę mamy debiut (taki konkretny, nie jedynie w postaci hologramu) samego Inkwizytora! Nie powiem, Rise of the Old Masters to pierwszy epizod serialu, który zrobił na mnie prawdziwe wrażenie. Zaczyna się niewinnie i głupkowato, ale to taka mała cisza przed burzą. I nie chodzi tylko o to, że klimat robi się cięższy. Jest wszystko, z czego tak doskonale znamy Star Wars, głównie z Nowej nadziei: dużo fajnych dialogów, widowiskowej walki, humoru i tajemnicy.
Najważniejsze jednak, że jedna rzecz, której ostatnio najbardziej się obawiałem, nie sprawdziła się: Inkwizytor to nie nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu łajzowaty generał Grievous z The Clone Wars. Więcej, jest chyba najlepszą postacią w Rebels. Ma charyzmę, ma gadane, od razu pokazuje się jako ktoś inteligentny, kto nie daje się łatwo sprowokować. Dawno nie zetknąłem się z antybohaterem, który wywołuje u mnie ciarki, a Inkwizytor takim antybohaterem jest. Nawet jego obrotowy miecz świetlny mi nie przeszkadza, choć spodziewałem się, że na jego widok złapię się za głowę. Słowem: pierwszy raz, i mam nadzieję, że nie ostatni, przyznaję odcinkowi pełne 10/10.
Marik: Tutaj muszę się mocno sprzeciwić. Jeśli chodzi o dialogi, Kanan po raz kolejny cytuje filmy, gdy naucza Ezrę. Kiedy to zrobił, już miałem westchnąć nad sztampowością serialu i wspomnieć prawdziwe Expanded Universe, które zostało zamrożone w karbonicie by nie ograniczać tej legendarnej kreatywności twórców, która nadal sprytnie się przed nami ukrywa, jednak po chwili zobaczyłem, jak ten sztampowy element został po prostu wyśmiany! Okazuje się, że producencie są w pełni świadomi tego, co robią, a mimo to, decydują się na kontynuację tego zabiegu i czasem nawet zaśmieją się z samych siebie.
Samo spotkanie z Inkwizytorem też nie było najwyższych lotów. Na szczęście byłem przygotowany na okropny miecz świetlny, którym trudno byłoby skrzywdzić gizkę, a co dopiero Jedi, ale liczyłem, że wprowadzi on jakiś zamęt. Skoro twórcy tak bardzo wzorują się na Oryginalnej Trylogii, to pierwsze spotkanie z głównym złoczyńcą powinno wprowadzić jakiś zamęt, a tymczasem przeszło zupełnie bez echa. Przy okazji, przydałby się tam też jakiś admirał Ackbar, który krzyknąłby od czasu do czasu „It’s a trap!”, bo załoga „Ghosta” nigdy nie wyczuwa pułapki i aż coś boli, gdy widzi się kolejne wyjście bez szwanku. Odcinek dostaje ode mnie 5/10.
Yako: Rebels cierpi niestety na straszną czkawkę. Po bardzo fajnym Droids in Distress nastąpiła lekka „padaka” w postaci Fighter Flight. Ale na szczęście Rise of the Old Masters jest już lepszy. Po pierwsze – wreszcie jakaś walka na miecze świetlne. Po drugie – widzimy, wreszcie, tego głównego „złego”, czyli Inkwizytora. Całości dopełniają, kolejne już, nawiązania do Oryginalnej Trylogii (na przykład trening Jedi i stanie na rękach). Oglądało się całkiem nieźle! Plusem jest to, że kolejne elementy wracają do kanonu, a akcja odcinka jest głęboko osadzona w świecie Star Wars. Mam tutaj na myśli zarówno design otoczenia, jak i niektóre zachowania bohaterów.
Generalnie Rebels są dla mnie całkiem fajną odskocznią. Nie angażują za bardzo i bardzo miło zerka się w ekran. Nawet do wspomnianej wyżej nierówności odcinków nie mam większych zastrzeżeń. W końcu nie każdy odcinek musi być wybitny. Coraz bardziej mnie ciekawi jednak, na ile odcinków/sezonów jest planowana ta kreskówka? Tego się pewnie szybko nie dowiemy.
Cathia: Podobnie jak Yako, tak i mnie bardzo podobają się nawiązania do Oryginalnej Trylogii, którymi poczęstowano nas z okazji treningu Ezry. Nie ma co tutaj poszukiwać na siłę oryginalności, wszak trening rycerzy Jedi, niezależnie od tego, kto go prowadził, najprawdopodobniej wyglądał dokładnie identycznie.
Wejście Inkwizytora było po prostu znakomite i mam tylko nadzieję, że będzie pojawiał się zdecydowanie częściej niż raz na kilka odcinków jako urozmaicenie pomiędzy odcinkami w stylu Fighter Flight. Jego miecz świetlny to jednak inna bajka – został wynaleziony chyba głównie po to, by zaczepiać o ściany i łamać posiadaczowi nadgarstek. Dziwactwo trafia, moim zdaniem, do tej samej szuflady, co niekanoniczny już bicz świetlny Githany,
Niestety, jeden inteligentny przeciwnik wiosny nie czyni i tak już szturmowcy, strzegący przecież więzienia, a nie magazynu z nawozem naturalnym, to jeden w drugiego banda idiotów. Nie wiem, dlaczego łudziłam się, że przestanie to być regułą. Rozumiem, że to kreskówka w większości dla dzieci, ale starszych odbiorców zaczyna to już wręcz boleć. Cały odcinek jako całość broni się jednak całkiem ładnie, więc z czystym sumieniem daję 9/10.
Kaelder: Z początku, gdy wprowadzili do gry postać Luminary Unduli zacząłem mieć nieodparte wrażenie, że twórcy po raz kolejny pomajstrują i przywrócą do życia zmarłą mistrzynię Jedi. Podobny, choć odwrotny zabieg miał już miejsce w Wojnach Klonów przy okazji śmierci Evena Piella i wzbudził oburzenie fanów na całym świecie. Zgadzam się jednak z przedmówcami, że trening Ezry mocno przypomina ten jaki odbył Luke Skywalker z Obi-Wanem na pokładzie „Sokoła Millenium”. Był to bardzo miły ukłon w stosunku do filmów i przyglądając się fabule poprzednich epizodów widać, że Rebelsi zmierzają w odpowiednim kierunku.
Inkwizytor pojawiający się w tym odcinku stanowi połączenie cech wszystkich badassowych sługusów z EU zwących się właśnie inkwizytorami, a dla odpowiedniego wprowadzenia go do fabuły pozwolono mu na efektowne wejście. Nie uniknięto jednak dość głupich sytuacji jak dziwaczny miecz świetlny, czy bezradni szturmowcy. Rise of the Old Masters daje jednak radę, dzięki dobrze zarysowanemu wątkowi, chwilom niepewności i wspomnianym smaczkom ze Starej Trylogii. 8/10 wydaje się tu być oceną bardzo sprawiedliwą i adekwatną, miejmy jednak nadzieję, iż nie będzie to tylko jaskółka, która wiosnę czyni.