Leia. Luke. Han. Generalnie lubimy tych „dobrych”. Tych, co to się opowiadają po Jasnej Stronie Mocy i przeciwko tyranii Imperium Galaktycznego. Tych Jedi w szatach i tych z Republiki Starej i Nowej. Kochamy seksowne bohaterki i przystojnych bohaterów, którzy z imieniem Mocy na ustach stają w szranki z ludźmi złymi do szpiku kości, w białych zbrojach i hełmach. Ach! I właśnie najlepiej, kiedy ten wojownik dzierży miecz świetlny i ma w sobie masę midichlorianów.
Ale zaraz, zaraz! Przecież nie trzeba mieć tych magicznych umiejętności, żeby być kimś!
Także wśród tych tzw. badassów Imperium, tych schwarzcharakterów możemy znaleźć wybitne jednostki, do których udziela się nasza selektywna miłość. Szczególnie do tych, którzy dokonali tak wiele, a nigdy nie mieli szans poczuć wirów Mocy i byli zdani na samych siebie.
Tak więc oto zestawienie kilku moich ulubieńców pozbawionych kontaktu z mistyczną siłą Sithów i Jedi. Mam nadzieję, że podzielicie moje zdanie i poczujecie choć nić sympatii do poniższych postaci.
7. Anonimowy szturmowiec
Zaczynamy od końca, czyli od pewnego pechowego, niezbyty rozgarniętego szturmowca. Jeśli Stele zna jego numer, nie obrażę się, jeśli go poda. A mowa o jakże klasycznym białym żołnierzu zderzającym się z drzwiami w czwartym epizodzie. Szturmowcy przybywają do centrali i odnajdują tam droidy. I cała historia skończyłaby się dobrze, gdyby nie ów nieroztrzepany jegomość, któremu drzwi bardzo przypadły do gustu. Być może był to jego pierwszy dzień w pracy. Tak to już bywa. W takim razie bądźmy dla niego wyrozumiali.
6. Mara Jade
Miejsce szóste zajmuje Mara Jade. Dlatego takie niskie, bo ta zabójcza piękność ostatecznie została żoną swego największego wroga idąc za słowami przysłowia: kto się czubi, ten się lubi. Mara jako dziecko została zabrana przez Imperatora, by po latach treningu stać się Ręką Imperatora. Po śmierci swojego mentora tułała się po galaktyce. W końcu trafiła w towarzystwo Talona Karrde’a, co skutkowało wplątaniem się w przygody Thrawna i Luke’a. W Marze zawsze lubiłem to, że nieważne, jak ciężkie było zadanie ona zawsze dawała radę. Gdzie Imperator nie da rady, tam Marę pośle. I to zarówno po Jasnej i Ciemniej Stronie. Ach, i nie można zapomnieć, że nasza Ręka jest równie piękna i seksowna, co zabójcza. Poniżej Mara jako Arica w pałacu Jabby.
Ach, pewnie zarzucicie mi teraz niekonsekwencję, bo Mara jest wrażliwa na Moc? Cóż, chciałem do zestawienia wrzucić jakąś kobietę, bo mało ich w Imperium. Miałem do wyboru Daalę, albo Isard. Pierwsza była raczej osobą, która zrobiła karierę przez łóżko, a druga… cóż, chyba nigdy nie była odbierana pozytywnie. Poza tym, Mara porządne szkolenie w zakresie korzystania z Mocy przeszła dopiero pod okiem Luke’a, już jako Jedi. A w okresie swego oddania Imperium, zbytnio z tej swojej wrażliwości nie korzystała. Poza tym, kto z nas nie kocha się w jej… eee, to znaczy, nie lubi?
5. Firmus Piett
Kto dalej? Piett. Firmus Piett. Admirał Firmus Piett. Bardzo utalentowany, już w młodości wykazywał ponadprzeciętne zdolności. Po latach służby, w których zdołał się wykazać swoimi talentami, został przydzielony przez Dartha Vadera na imperialny niszczyciel „Accuser”. Później, po „wypadkowej śmierci” admirała Ozzela, Piett zajął miejsce nieboszczyka. O wielkiej miłości do niego musi świadczyć fakt, że pierwotnie ten gwiezdny marynarz nie miał pojawić się w Powrocie Jedi, ale Lucas uległ namowie fanów i dokręcił z nim kilka scen. Mnie szczególnie urzekł spokój Pietta, który zupełnie nie wyglądał na przestraszonego potęgą Mrocznego Lorda. Niestety, zginął w bitwie o Endor, dowodząc „Egzekutorem”.
4. Gilad Pellaeon
Człowiek zasłużony jak niemało kto. Jego życiorysem można by obdarować kilku ludzi, a i tak czulibyśmy do nich wielki respekt. Zaczynał swoją karierę jeszcze w Marynarce Republiki, by po zmianie władzy kontynuować swoje przygody po stronie Imperium. Po burzliwych przeżyciach po śmierci Palpatine’a, Pellaeon trafił pod rozkazy wielkiego admirała Thrawna, stając się jego prawą ręką. Po śmierci swego przełożonego, Pellaeon w końcu został głównodowodzącym Floty, prowadząc wojnę z Nową Republiką. Doprowadził do zawarcia pokoju miedzy tymi dwoma państwami. Brał także udział w wojnie w trakcie inwazji Yuuzhan Vongów i późniejszych konfliktach. Jako uczeń Thrawna zyskał umiejętność trafnej oceny sytuacji. Można by polemizować, czy jego decyzja o zawarciu pokoju z Rebeliantami była mądra, czy nie, ale to dzięki jego wpływom Imperium utrzymało się aż do ponownych narodzin.
3. Soontir Fel
Czytujecie komiksy? Jeśli tak, to nie możecie nie znać Soontira Fela. Ojca Jaggeda, który zapoczątkował cały ród władców Imperium Galaktycznego. Ale to właściwie Soontir powinien być bardziej znany. Doskonały, wyśmienity wręcz pilot myśliwca typu TIE. Podobno Darth Vader kazał zaprojektować dla siebie TIE Advanced, by Soontir przestał zestrzeliwac Sitha na symulatorze. I był przy tym wszystkim wierny prawdziwemu Imperium. Przy całej bandzie oficerów, dostojników i moffów, którzy patrzyli tylko na swoje interesy, Soontir był zawsze wierny ideałom i honorowi.
2. Mitth’raw’nuruod
Wice-najukochanyńszym Imperialnym jest wielki admirał Thrawn. Kiedy zestawimy jego wysoką rangę z faktem, że był on Chissem, a w marynarce służyli wyłącznie ludzie będziemy musieli dojść do wniosku, że była to postać wielka. Ba, Thrawn był najgenialniejszym strategiem i taktykiem, jakiego wydała galaktyka. Został namówiony przez jednego z admirałów do przyłączenia się do Imperium. W 9 ABY przeprowadził wielką ofensywę przeciwko Nowej Republice. I zginął, zabity przez własnego ochroniarza. Co mnie urzeka w niebieskim wielkim admirale? Fakt, że wiedział kiedy się wycofać. Że umiał dostrzegać to, co niedostrzegalne. Że umiał złoić Rebeliantom dupska. Że był człowiekiem rozumnym i oddanym ideom Imperium.
1. Kir Kanos
Na pierwszym miejscu, co oczywiste, znajduje się Czerwony Gwardzista. Kir Kanos. Początkowo szturmowiec. By stać się Gwardzistą i należeć do tej elitarnej jednostki, ukończył katorżniczy trening na Yinchorr. Udało mu się przejść ostateczną próbę. Przez lata służył Imperatorowi. Po jego śmierci i ponownej śmierci tj. klona Kanos zajmował się polowaniem i zabijaniem zdrajców, którzy sprzeniewierzyli idee Nowego Ładu. Co jest ciekawego w Kanosie? Kolejny bohater wierny swoim przekonaniom i honorowi. Jako samotny łowca bez problemu mógłby zacząć nowe, spokojne życie. Ale, co w dzisiejszych czasach wydaje się dziwne, dochował przysięgi zawsze oddany sprawie. W Kanosie urzekł mnie szczególnie jego samodzielny wysiłek walki ze złem nie miał pod sobą żadnej armii, żadnego zaplecza. Po prostu walczył. Poza tym, bardzo przypomina spartańskich wojowników, którzy wracali do domu z tarczą, albo na tarczy. Prawdziwy wojownik, jakich mało.
Podsumowując, wszędzie znajdzie się darmozjadów, patrzących swego nosa i interesów. Tak samo wśród Rebelii, jak i Imperium. Także nie jest tak, że ci drudzy to same zło, degeneraci, którzy nie dbali o swych poddanych. Niestety, w książkach i komiksach lansowany jest ten pierwszy nurt, gdzie „imperialny” znaczy „bydlak”. Bo w sumie tak łatwiej, kiedy dobrzy zawsze zabijają tych złych. Nie ma moralnych sprzeciwów. Ale co by było, gdyby ktoś dobry zabił innego dobrego, bo ten miał tylko inny pogląd i stał po przeciwnej stronie? No właśnie…