Taraissu: Po ostatnich, naprawdę niezłych historiach, przyszedł czas na kolejny, klasyczny „droid-episode” (nie mam pewności, czy takie określenie istnieje, ale jeśli nie, to mamy do czynienia z poważnym niedopatrzeniem w przypadku Star Wars). Tym razem humanoidalny AP-5 i beczułkowaty Chopper wyruszają na misję z Wedgem Antillesem. Obecność tego ostatniego to miła odmiana i akcent, który zaliczam na plus historii. Chopper z kolei jest moim ulubionym droidem, którego cenię przede wszystkim za bojowe nastawienie i fantastyczną gamę nastrojów, ilustrowanych za pomocą chwytaków, kopułki i dźwięków. Do spółki ze zblazowanym AP-5 tworzą bardzo udany duet, choć mocno wtórny jak na standardy uniwersum. Niemniej ich mały konflikt również zaliczam na plus. Podoba mi się zdecydowanie, że Imperium jednak nie jest takie nieudolne i prowadzi jakiś rejestr potencjalnych zagrożeń i podejrzanych jednostek (modeli) robotów, a taką niewątpliwie jest Chopper jako droid należący do rebeliantów. Oczywiście odcinek bardzo przewidywalny, ale z dozą humoru i przypomnieniem, że z uroczą Herą lepiej nie zadzierać. Co ciekawe w załodze „Ducha” wcale mi nie brakuje Sabine, ale za to nieobecność Kanana zaczyna być coraz bardziej intrygująca. 6/10.
Kaelder: Zdaje się, że jest to trzeci odcinek po The Forgotten Droid oraz Warhead, w którym para rebelianckich droidów znajduje się w centrum uwagi. Wielokrotnie już o tym mówiliśmy przy okazji innych recenzji, lecz kolejny raz otrzymujemy potwierdzenie na to, że twórcy za wszelką cenę starają się uczynić z AP-5 i Choppera odpowiedników C-3PO oraz R2-D2. Sam odcinek właściwie nie stanowi jakiejś nowości w uniwersum Gwiezdnych wojen. W trakcie misji infiltracyjnej Chopper zostaje przejęty przez wroga i zmuszony do działania wbrew jego woli. Oczywiście jedynym, który dostrzega zmianę w zachowaniu astromecha jest jego partner – AP-5, natomiast pozostali członkowie załogi „Ducha” nie widzą niczego, co mogłoby wzbudzić niepokój. Właściwie w tym momencie oraz w scenie, gdzie wszyscy, jak jeden mąż trafiają do ładowni i zostają w niej zamknięci, powinno się u wielu zapalić czerwone światełko ostrzegawcze. Czyżby wszystkich dopadła pomroczność jasna i bez zastanowienia popędzili w ewidentną pułapkę? Czy faktycznie osoby znające Choppera tak długi czas nie dostrzegły nic niepokojącego? Jakim cudem otwarcie ładowni i narażenie na działanie próżni nie wywołało żadnego efektu na naszych bohaterów? Przykro mi to mówić, ale poziom naiwności przekroczył jakiekolwiek granice, nawet jak na Rebeliantów. Wśród plusów tego odcinka warto by wymienić działalność „nasłuchową” Imperium, ukłon w kierunku Lobota (cybernetyczny implant Kontrolera) oraz gniew Hery, który był dość przerażający, ale uzasadniony. Wszystkie te aspekty sprawiły, że odcinek nie był tragicznie słaby, lecz zwyczajnie okazał się poniżej przeciętnej, do jakiej byliśmy wcześniej przyzwyczajeni. Oceniam odcinek Double Agent Droid na 5/10.
Dark Dragon: Po odcinkach z droidami niewiele można się spodziewać. Zwłaszcza po ostatnio serwowanych znakomitych, i przy zbliżających się niezwykle obiecujących, odcinkach. Warto potraktować ten odcinek jako przystawkę. Fabuła jest prosta jak budowa cepa, a zaskoczenia żadnego nie ma. Została zresztą już dość zgrabnie przedstawiona przez moich przedmówców. Od siebie dodam, że również jestem zadowolony z istnienia takiej komórki Imperium. Z drugiej strony jej sposób działania pozostawia trochę do życzenia, w przeciwieństwie do takiego AP-5. Droid ten spisał się na medal, a jego dialogi i sposób bycia wielce mnie radowały. Dzięki niemu też mogliśmy po raz pierwszy na ekranie zobaczyć odświeżacz (nic odkrywczego, ale ciekawostka). Ponadto na zakończenie odcinka pokuszono się o wprowadzenie iście disneyowskiej sceny – postać śpiewa, a wokół latają kolorowe stworzenia. W pierwszej chwili wywołało to pewien niesmak, ale dość szybko został zastąpiony przez zdrową dawkę śmiechu. Był to dość ciekawy i zabawny eksperyment, jednak nieprędko chciałbym zobaczyć jego powtórkę. Odcinek jest typowym średniakiem z kilkoma smaczkami i głupotami (jednak serial już chyba nas do tego przyzwyczaił).
JediPrzemo: Droidowe odcinki w Rebeliantach nie były złe, a już na pewno były lepsze od tych z The Clone Wars. Fabuła była nieco przewidywalna, a głupotki pokroju próby zabójstwa więźniów, którzy stanowiliby doskonały materiał do przesłuchań nieco denerwowały, ale umówmy się, mieliśmy do czynienia z dużo większymi absurdami. Bardzo spodobała mi się nowa imperialna komórka wywiadowcza i szkoda, że skończyła tak, jak skończyła (swoją drogą to jedna z najgłupszych śmierci jaką widziałem), bo chętnie jeszcze bym ich obejrzał w akcji. Plusem odcinka były dialogi, a zwłaszcza kwestie AP-5 w próżni. Fajnie też było zobaczyć wkurzoną Herę oraz partyjkę dejarika, jednak zaczyna mi brakować „jedajowania” i mam nadzieję, że w następnym odcinku zobaczymy trochę więcej akcji z mieczami świetlnymi. Tymczasem 7/10.
Nadiru: Powtórzę za resztą redakcji, ale faktycznie najmocniejszą stroną odcinka były dialogi, a najsłabszą różne głupotki, na czele ze wspomnianym końcem wywiadowczego Gozantiego. Ja rozumiem, że zniszczenie Gwiazdy Śmierci jednym strzałem ustanowiło precedens i w rezultacie wiele okrętów gwiezdnowojennych kończy w podobny sposób, ale… serio? Zniszczyć cały okręt zdalnie, za pomocą bezprzewodowego łącza przez droida? No, to już jest lekkie przegięcie. Bardzo mi się spodobała wkurzona Hera; nawet ja się trochę przeraziłem, jak zobaczyłem ją w tym stanie. Poza tym, przez zaskakująco sporą część odcinka się śmiałem, a to w mojej definicji znamionuje, że zamiar nakręcenia dobrego, humorystycznego odcinka Rebels udał się twórcom w stu procentach. Nawet jeśli ma te różne głupotki i jest tak straszliwie przewidywalny. Ja dla mnie 7/10.
Zapraszamy do przeczytania naszych recenzji pozostałych odcinków trzeciego sezonu Rebels.