Knights of the Old Republic to gra RPG osławionego kanadyjskiego studia Bioware, twórcy takich hitów, jak Neverwinter Nights, Baldur’s Gate czy ostatnio Mass Effect. Została wydana na trzy platformy: PC, Xboxa i Maca, z czego wersja PC pojawiła się aż rok po premierze edycji na Xboxa.
Grę zaczynamy od stworzenia własnej postaci. Wybieramy czy chcemy grać kobietą czy mężczyzną, dobieramy twarz i klasę postaci (trzy do wyboru: łajdak, zwiadowca, żołnierz). Następnie wybieramy odpowiednie parametry atrybutów i umiejętności, wpisujemy swoje imię i gotowe. Przez całą grę mamy możliwość rozwijania swojej postaci, od nas zależy czy będzie ona specjalizować się w walce, mechanice, programowaniu, czy dyplomacji. W zależności od tego, jakie będą nasze decyzje, możemy podążać dwiema ścieżkami: jasną lub ciemną stroną Mocy.
Fabuła KotORa zaczyna się dawniej niż dawno, dawno temu, bo w roku 3956 przed Nową nadzieją. Cofnięcie czasu akcji gry do tak odległej opoki okazało się trafionym pomysłem. Dzięki temu twórcy mogli sobie pozwolić na częściowo własne wykreowanie świata znanego z filmów. Fabuła na początku raczej nie porywa, ale się zmienia to po godzinie grania. Historia zaczyna się od ataku na nasz statek przez Sithów, którzy aktualnie toczą wojnę z Republiką. Wybudzeni ze snu ruszamy do walki, czyszcząc sobie drogę do kapsuł. Epizod na statku jest typowym „tutorialem”, mającym na celu zaznajomić nas z mechaniką gry. Prawdziwa zabawa zaczyna się na planecie Taris, która jest następną przez nas odwiedzaną lokacją. Naszym celem jest odnalezienie rycerz Jedi Bastili Shan, która jest potrzebna, by uciec z planety znajdującej pod kwarantanną Sithów.
Oczywiście nie będzie łatwo i minie trochę czasu, zanim ją odnajdziemy. Jak już do tego dojdzie, zaczyna się główny wątek gry, który nieraz zaoferuje Wam zaskakujące zwroty akcji – szczególnie dotyczy to jednej sytuacji, którą po Okaże się, że główny bohater i Bastila połączeni są ze sobą więzią, co zmusza ich do podróżowania razem. Po Taris trafiamy na Dantooine, gdzie mieści się enklawa Jedi, i gdzie odkrywamy w sobie Moc. Miejscowa rada zleca nam misję powstrzymania Dartha Malaka, przywódcy Imperium Sithów, poprzez odnalezienie Gwiezdnej Kuźni za pomocą Gwiezdnych Map, które są rozsiane po całej galaktyce. Dzięki temu mamy okazję zwiedzić ciekawe planety, takie jak Tatooine, Kashyyyk czy Korriban – owianą złą sławą planetę Sithów. Ponieważ Knights of the Old Republic można przejść zarówno po jasnej i ciemnej stronie Mocy, zachęca to do ponownego przejścia gry.
Rozgrywka na początku mnie zniechęciła, system turowy zupełnie do mnie nie przemówił, a brak celownika wręcz dziwił. Zniechęcenie zaczęło jednak znikać wraz z każdą minutą spędzoną przy graniu, co jest o tyle fajne, że nie należę do zwolenników RPG. W grze odwiedzamy osiem dużych lokacji i szereg pomniejszych, które możemy eksplorować i zbierać to, co znaleźliśmy. Niejednokrotnie będziemy zmuszeni do rozwiązywania zagadek i problemów mieszkańców planet. Odwiedzając planety możemy sprzedawać znalezione rzeczy, jak i kupować przydatne zbroje czy bronie. Dodatkowym atutem gry jest możliwość zagrania w mini-gry, w grę karcianą pazaak oraz wziąć udział w wyścigach ścigaczy i zarabiać na tym nawet niezłą gotówkę. Jak się nam to znudzi możemy wrócić do rozwiązywania głównego wątku.
W czasie gry będzie nam towarzyszyć grupa osób, które napotkamy odwiedzając planety. Z każdą postacią możemy porozmawiać i dowiedzieć się kilku informacji o jej przeszłości. Będzie nam dane podróżować m.in. z byłym Jedi, oficerem Republiki, byłym Mandalorianinem, Wookieem czy przedstawicielką rasy Twi’lek, nie pomijając duetu robotów.
Oprawa wizualna jak na rok 2003 jest bardzo dobra. Animacja ruchów jest prawidłowa, choć czasami schematyczna, a mimika twarzy wiernie oddaje emocje postaci. Plusem jest też efekt mieczy świetlnych, których, jak już zostaną przez nas zbudowane, to z rąk do końca gry nie wypuszczamy. Dodając do tego moce, śmiało można stwierdzić, że nic innego do gry nam nie potrzeba. Krajobrazy są pięknie namalowane, wiele razy zatrzymywałem się dla samego podziwiania widoków na Dantooine, słuchając delikatnych motywów muzycznych z tej planety. Tekstury, mimo że momentami bardzo proste, idealnie zostały dopasowane, tak kompozycją jak i kolorami. Lokacje zostały dobrze przemyślane i opracowane, choć zdarzają się pewne braki.
Oprawa dźwiękowa jest na bardzo wysokim poziomie. Muzyka stworzona przez Jeremy’ego Soula godnie zastępuje znane z sagi motywy, a i dodaje mnóstwo nowych świetnych utworów. Bardzo dobrze dobrane są motywy do poszczególnych lokacji, czy to kantyna, czy enklawa Jedi, czuć „magię miejsca”. Głosy postaci są dobrze podłożone, aktorzy wykonali kawał świetnej roboty, a do pozostałych dźwięków też nie mam zastrzeżeń.
Co może być wadą gry? Może to, że pochłania ona gracza w całości i można z nią stracić wiele godzin nie będąc tego świadomym – naprawdę, sam jestem tego przykładem. Można się doczepić też do skromnego wydania gry, do czego LEM zdołał nas przyzwyczaić, ale kompletnie nie przeszkadza to w graniu.
Na koniec dodam, że grzechem fana Star Wars jest w tę grę przynajmniej raz nie zagrać. Warto, nawet trzeba zagrać, bo inaczej minie was kawał wyśmienitej gry. Nawet nie zauważyłem, jak straciłem przy graniu ładnych kilkadziesiąt godzin i nadal było mi mało. Gra dała mi wiele radości i nieraz do niej jeszcze wrócę. Polski dystrybutor wydał grę w wersji polskiej, mogą więc zagrać w grę osoby będące laikami z angielskiego.
Ocena: 10/10