Co by było, gdyby nie Sithowie…

Sithowie od zawsze kojarzyli się z siłą jak najbardziej destrukcyjną, już od pierwszej chwili, kiedy na ekranie pojawił się Darth Vader, wkraczający w oparach dymiącego plastiku na pokład zdobytej korwety. Jego okrucieństwo, brak człowieczeństwa natychmiast sugerowały odbiorcy, jak należy traktować jemu podobnych, co reprezentuje Imperium – zło i zniszczenie, chaos i zagładę. Z biegiem czasu, po kolejnych filmach, komiksach i książkach rozszerzających świat Gwiezdnych wojen, przekonanie to było w nas ugruntowywane niemal na każdym kroku. Exar Kun, Naga Sadow, lord Kaan, Darth Malak, Darth Nihilus, wreszcie Darth Sidious – wszyscy oni jawili się jako potwory, mające na celu wywoływanie wojen i toczenie ich jedynie po to, by osiągnąć zwycięstwo i samemu rządzić Galaktyką. Są nazywani jej przekleństwem i postrzegani w ten sposób przez wielu. Czy jednak rzeczywiście tak jest?

Większość wojen wywołanych przez Sithów oznaczała rzeczywiście olbrzymie straty, zarówno cywilne, jak i militarne, jednak można pokusić się o stwierdzenie, iż miały one też skutki pozytywne. Na pokładach zniszczonych po Wielkiej Wojnie Hiperprzestrzennej okrętów, Jedi odnaleźli holocron Sithów, dzięki któremu opanowali technikę tworzenia tych urządzeń. To umożliwiło im przekazywanie wiedzy nie poprzez kolejnych pośredników, ale w pewien sposób osobiście, przy okazji upewniając się, że wiedza ta nie zostanie przekazana komuś, kto nie będzie wrażliwy na Moc.

Jeśli zastanowimy się chwilę nad wydarzeniami Wojny Sithów, również możemy dojść do wniosku, że w pewien przewrotny sposób Sithowie przyczynili się do wzmocnienia swoich odwiecznych adwersarzy. Po pierwsze, rzeź wywołana przez Krathów, jedną z sekt wywodzących się z filozofii sithańskiej, niewątpliwie przyczyniła się do tego, że ci rycerze, którzy nie byli się w stanie obronić przed atakiem droidów (sic!), czy to ze względu na brak doświadczenia, czy wręcz przeciwnie – przez nadmierną rutynę, zginęli tam, nie stając się możliwym słabym ogniwem Zakonu. Paradoksalnie, również zniszczenie Ossus i znajdujących się tam artefaktów, których nie udało się ocalić z kataklizmu, mogło wzmocnić Jedi. Uratowano wprawdzie stamtąd rzeczy najcenniejsze, pozostawiając wiele innych, moim zdaniem jednak, jeśli dokonano takiego, a nie innego wyboru, oznaczało to w pewien sposób zerwanie z nadmiernym przywiązaniem do przeszłości. Wyniesione rzeczy pomogły ukształtować Zakon w kierunku, w jakim przetrwał kolejne tysiące lat.

Zresztą, każdy kolejny konflikt umożliwiał swoisty dobór naturalny, weźmy tutaj chociaż pod uwagę wojnę wywołaną przez Dartha Revana i Dartha Malaka. Dodatkowo, gdyby obaj mężczyźni nie postanowili, łamiąc zasady, rozwiązać zagadki Gwiezdnych Map i Gwiezdnej Kuźni, zapewne jeszcze długo nie znano by historii starożytnej cywilizacji Rakatan, tej samej, której pomoc umożliwiła starożytnym Sithom pierwsze stworzenie holocronu.

Największe korzyści jednak Galaktyka odniosła z działań Dartha Sidiousa. Niewątpliwie nawet najbardziej zagorzały przeciwnik Imperium nie zaprzeczy, że upadek, widoczny podczas schyłkowych lat Republiki, wymagał bardzo radykalnego podejścia do zreformowania systemu. Demokracja, jak zresztą zauważył już Anakin Skywalker na Naboo, tak naprawdę oznacza wzajemne przepychanki między kolejnymi reprezentantami wyborców, ktoś silny powinien zmusić osoby niezdecydowane do podjęcia bardzo konkretnej decyzji. Możemy oczywiście rozważać tutaj kwestię moralności, jednak nie da się zaprzeczyć, że twór polityczny, jaki wyłonił się poprzez chrzest ognia Wojen Klonów, był silny, konkretny i nie przeciągał w nieskończoność takich lub innych dysput. Ktoś zapyta, co w takim razie dobrego można powiedzieć o Rozkazie 66 i Wielkiej Czystce Jedi? Pomyślmy, co tak naprawdę stanowiło olbrzymią słabość Zakonu w tamtym okresie? Niewątpliwie był on tak skostniały i tak niereformowalny, że nie był w stanie rozważyć najprostszych rzeczy z punktu widzenia zwyczajnej istoty, jako strażnicy galaktyki Jedi w pewnym stopniu postawili się nad innymi, nadając sobie prawo do oceny innych. Śmieszne zakazy, nieobecne wcześniej, takie choćby jak zakaz związków emocjonalnych, tylko i wyłącznie ze względu na lojalność względem Zakonu i podatność na emocje, wygasły wraz z Czystką, jako że odrodzony Zakon pod przywództwem Luke’a Skywalkera podchodził już do wszystkiego znacznie bardziej po ludzku i zapewne w tym także tkwiła jego siła. Gdyby nie działanie Palpatine’a, zapewne niewiele później mogłoby wydarzyć się coś, co stanowiłoby tak czy siak kres istnienia Jedi w postaci, w jakiej istnieli przez setki lat.

Ci, którzy znają serial sci-fi Babylon 5, doskonale pamiętają konflikt dwóch starożytnych ras Vorlonów i Cieni. Obie pragnęły edukować młodszych od siebie, obie czyniły to w zupełnie odmienny sposób. Filozofia Cieni głosiła, że najszybszy rozwój następuje poprzez zniszczenie i chaos, przeżyć może jedynie najsilniejszy, a słabi, niegodni życia, są eliminowani. Ocalonych ukształtuje wojna, a zatem będą silniejsi, bardziej zaradni, odrzucą niepotrzebne i przeszkadzające ograniczenia, narzucone przez społeczeństwo. Nietrudno dostrzec tutaj uderzające podobieństwo. Czy Republika, czy Nowa Republika rzeczywiście wyglądałaby tak samo, gdyby nie wieczne zagrożenie ze strony Sithów? Może to właśnie oni, zupełnie nieświadomie, przyczynili się do jej rozkwitu, a potem do przywrócenia tych wartości, które leżały u jej korzeni?