Invincible jest dziewiątą, a zarazem ostatnią odsłoną serii Legacy of the Force, która prezentowała ogólnie dobry poziom. Wcześniejsze tytuły Denninga dotyczące tego cyklu, Nawałnica(niezbyt udana) i Piekło (zdecydowanie lepsze) ukazały, że autorowi zdarzają się tytuły zarówno dobre, jak i gorsze. Również obawiałem się tej pozycji dlatego, iż seria ogólnie trzymała wysoki poziom. Czy Invincible zawiodło?
Książkę można podzielić na trzy wątki. Główny i najbardziej obszerny kontynuuje motyw działań Jainy Solo, której celem staje się brat bliźniak. W książce znajdziemy jeszcze dwa wątki poboczne. Bohaterem pierwszego z nich jest Ben Skywalker, starający się wspomagać zakon swojego ojca poprzez szpiegowanie objawionego Lorda Sithów. Drugim z nich będzie właśnie los głównego bohatera serii – Dartha Caedusa, który szuka pomocy u dawnych znajomych swojego dziadka – Imperium. Tu objawia się główna wada Invincible. Wątek Jainy jest zdecydowanie dominujący, co powoduje, że w książce mamy mało Caedusa czy Bena, nie mówiąc już o innych postaciach, wydawałoby się pierwszoplanowych ról konfliktu. Dziwi mnie to tym bardziej, gdyż tytuł jest stosunkowo krótki. Myślę, że nie byłoby zbyt wielkim problemem rozszerzenie przynajmniej tych dwóch wątków.
Motyw Jainy jest o tyle ciekawy, że wprowadza coś, czego wcześniej ani Allston, ani Denning nie wprowadzali. Mówię o Mandalorianach, których może nie jest tak pełno, jak w książkach Traviss, ale wreszcie ich umieszczenie w cyklu jest w praktyczny sposób wytłumaczone. Jest Boba, Mirta i kilku innych znanych z wcześniejszych powieści Mando. Nie będę zdradzał zakończenia motywu familii Fetta, które przynajmniej dla mnie było dziwne. Sam wątek zaczyna się na asteroidzie należącej do insektoidów – Verpinów. Jaina Solo prezentuje się inaczej. To już nie ta sama Jaina, która zachowywała się dziecinnie w NEJ. Wydoroślała i stała się prawdziwym Mieczem Jedi, który się nie waha. Wie, co musi zrobić, i każdy jej krok przybliża ją do celu – swojego brata. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się, że Denningowi uda się ukazać nowe oblicze Jainy w taki ciekawy sposób. Wątek jest ciekawy, nie ma w nim zbyt wiele czasu na bezwartościowe gadanie. Jaina wie, czego chce i co musi zrobić. Cieszy mnie to, jaką zmianę przeszła od Furii, poprzez Revelation, aż do tego tytułu. Szkoda tylko, że doszło do tego tak późno.
Jej wątek wiąże się w dwóch miejscach z główną postacią serii, Caedusem. Sam wątek, jak już wcześniej wspomniałem, jest krótki, ale za to ciekawy. Rozmowa na Nickel One aż wzbudziła we mnie wspomnienie słynnej sceny z Nowej nadziei, gdzie Darth Vader wkracza do Sali z debatującymi Moffami. W zasadzie potem pojawia się tylko podczas walk z Jainą i przesłuchań. Za ciekawy niuans można uznać ukazanie działania pewnej specyficznej mocy, którą Jacen wyniósł ze swojej podróży po galaktyce.
Ostatni wątek Bena Skywalkera wiąże się tak z jego przyjacielem, Lonem Shevu, jak i specyficznym wrogiem, Tahiri Veilą. Ben został tu ukazany jako młody, ale dojrzały człowiek. Jego działania przywołują mi na myśl Luke’a z Powrotu Jedi. Sam wątek wprowadza też świetnie ukazane nowe postacie, mianowicie mówię tu o bliźniaczkach Zel, które dodają odrobiny humoru do całości.
Co mi się w Invincible nie podobało? Poza wspomnianymi długościami, a raczej „krótkościami”, wątków pobocznych, brakło mi ukazania dziejących się scen z perspektyw różnych postaci. Nie dotyczy to oczywiście bezpośrednich walk pomiędzy bliźniakami, ale w miejscach, gdzie walczyli Mando, o coś takiego aż się prosiło. Chociaż opisy potyczek i małych starć zostały opisane perfekcyjnie, to większe bitwy zostały potraktowane trochę po macoszemu. Wspominając o walkach, z głównej sceny zniknęła Konfederacja, co jest całkowicie nieuzasadnione. Niby gdzieś walczą, ale są to tylko napomknienia. Boli to tym bardziej, iż w epilogu jest tylko płytko powiedziane, jaki los ich spotkał. Nie jednego z was zadziwi również nowy przywódca (a raczej przywódczyni) Galaktycznego Sojuszu. LotF przyzwyczaiła nas do dużych ilości zgonów znanych postaci, ale jak na mój gust w Invincible było ich za dużo.
Czy te wszystkie wady przekreślają tę książkę? Jest ich dużo, ale to nie one mają największe znaczenie. Invincible wciąga czytającego znakomitą fabułą i postaciami. Bardzo dobrze mi się ją czytało. Jest również bardzo dobrym zakończeniem serii, którą zapamiętam jako jedną z lepszych. Ciekawym dodatkiem są pojawiające się na początku każdego rozdziału żarty Jacena z czasów młodości. Podkreślają one zmiany, jakie w nim zaszły. Dzięki tym najważniejszym i drobnym elementom osiąga taką a nie inną ocenę.
Ocena: 8/10