Ciężkie życie szarego obywatela

W powieściach spod znaku Star Wars, zwłaszcza tych umiejscowionych w okresie chronologicznym późniejszym niż Nowa Era Jedi serie Dziedzictwo Mocy oraz Przeznaczenie Jedi, z którym jestem na bieżąco można zaobserwować pewne niepokojące zjawisko. Pisałem już o tym, że rycerze Jedi oraz ich sojusznicy i przyjaciele cechują się olbrzymią hipokryzją. Gloryfikuje się przemytniczą przeszłość sławnych osób, pozwalając im na rzeczy, za które szary obywatel poszedłby do więzienia. To skłoniło mnie do przemyśleń na temat losu zwykłych ludzi i istot innych ras w świecie zdominowanym przez herosów z nadnaturalnymi mocami, by wręcz nie powiedzieć półbogów.

Szary obywatel

Filmowe trio, czyli Luke, Leia i Han walczyli o wolną galaktykę i równe prawo wszystkich istot. Wierzyli w demokrację i chcieli przywrócić dawny porządek Republiki sprzed powstania Imperium. Był to cel szczytny. Pod rządami Palpatine’a ludzie, a tym bardziej obce rasy, byli dyskryminowani, a mieszkańcy żyli w ciągłym strachu. Ale największą tragedią jest to, że z perspektywy czasu rewolucja na szczycie władzy i zmiana ustroju niewiele zmieniła dla szarego obywatela.

                                                                                                                                            

Z pomocą powieści i najnowszych serii przenosimy się kilka dekad do przodu względem filmów. To nie jest utopia, gdzie wszyscy żyją szczęśliwe, pracując na wspólne dobro. Nadal zwykli ludzie cierpią i umierają przez decyzje nielicznych, potężnych jednostek. Sojusz Galaktyczny już w czasach Dziedzictwa Mocy jest tak samo niesprawnym rządem, jak Stara Republika podczas Wojen Klonów. Jednostki zdobywają zbyt wiele władzy, a często są to osoby, które trafiły na stanowiska z przypadku, jak Natasi Daala czy Jagged Fel. Co kilka lat wypowiada się kolejne wojny, pacyfikuje floty pod dowództwem zbuntowanego generała lub samozwańczego Lorda Sithów w rodzaju Dartha Caedusa. A czy ktoś zastanowił się, jak przy tym czuje się zwykły żołnierz, pilot lub pracownik obsługi technicznej?

Star Wars i lojalność

Jedną z wartości, które są gloryfikowane w książkach spod znaku Star Wars jest lojalność. Tylko czy zwykli obywatele są w stanie w nią wierzyć? Nikt nie wybiera przydziału, okrętu ani jednostki, na której się znalazł, a będąc w armii obowiązkiem jest wykonywać rozkazy. Trzeba sobie tu zadać kilka trudnych pytań. Czy dowódcy okrętów, które należą w skład floty dowodzonej przez zbuntowanego generała są źli i zasługują na śmierć? Hierarchia wojskowa nie pozwala na kwestionowanie decyzji przełożonego. Czym zawinili strażnicy w więzieniu ogłuszani przez rycerzy Jedi, gdy Ci odbijają członków zakonu osadzonych w więzieniu za swoje zbrodnie? Nie mają oni z nimi szans w bezpośrednim starciu, a dostają uszczerbku na zdrowiu. Dopuszczenie do uwolnienia więźniów może zamknąć przed nimi drzwi do dalszej kariery. Czy piloci, którzy ginęli podczas wojny domowej w niesłusznej sprawie na komendę Jacena Solo byli winni? Bali się o swoje rodziny, którym groziło niebezpieczeństwo w razie odmowy wykonania rozkazu, nawet jeśli był on obiektywnie złym działaniem.

                                                                                                                                                     

Wszystko to sprowadza się do indywidualnych tragedii. Śmierć, kalectwo, osierocone dzieci. Ginie mnóstwo niewinnych osób, które zaciągnęły się do armii z nadzieją, że będą walczyć w słusznej sprawie. Ich wiara we władze została już zbyt wiele razy wystawiona na próbę. Nikt nie może czuć się bezpiecznie bo za tydzień, miesiąc czy rok każdy z nich może znaleźć się nagle, wbrew swej woli, po „złej” stronie barykady. To samo działo się w czasach imperialnych, i przeciw takiemu obrotowi spraw rebelianci walczyli, ale wtedy władza była zła do szpiku kości i można byłą ją obarczyć całą winą. Rzeczywistość niestety pokazała, że do takich sytuacji dopuszcza także demokratyczny Sojusz Galaktyczny.

Niepewność

Jeśli jest się pilotem albo żołnierzem piechoty, to idąc spać jednego dnia, nie ma pewności, że następnego dnia ktoś nie będzie nam kazał strzelać do przyjaciół czy rodziny. Przed takim problemem stanęli nawet „wielcy” świata Star Wars gdy Korelia wraz z Konfederacją wystąpiły przeciwko Sojuszowi Galaktycznemu, weterani legendarnej Eskadry Łotrów stali się dla siebie wrogami, a niewiele brakowało, by w pewnym momencie Han Solo zestrzelił córkę swojego przyjaciela, Wedge’a Antillesa.

Czy o taką przyszłość życie w ciągłej niepewności i stresie walczyli Rebelianci? Zdecydowanie nie.