Nie tak dawno, jeden z moich „sithyjskich” znajomych zapytał mnie, co sądzę o religii Sithów. Motyla noga, pomyślałem, Nie wiem. Zacząłem główkować, zgłębiać temat i w końcu mnie olśniło. Nie ma czegoś takiego, jak religia Sithów. Ba! Nie ma nawet czegoś takiego, jak filozofia Sithów.
Zacznijmy od tej pierwszej, bo tutaj sytuacja może wydawać sie prostsza. Jedyna wzmianka o jakiejkolwiek formie kultu pojawia się około roku 7 000 BBY, kiedy to na Korribanie lądują Jedi wygnani po Stuletniej Ciemności i ostatniej wielkiej schizmie Jedi. Dominują lud Sithów i zostają przez autochtonów okrzyknięci bogami. Co prawda sprawa szybko się stabilizuje, bo już kilka, góra kilkanaście stuleci później nikt o tym nie pamięta, a przybysze i tubylcy połączyli się w jedną rasę. Jednakże pozostaje kilka pytań bez odpowiedzi. Skąd wzięła się koncepcja bogów? Dlaczego tak łatwo się poddali? Nie było to pierwsze starcie z potężniejszą „cywilizacją”. Przecież Król Adas stawił czoła (i wygrał) znacznie trudniejszemu przeciwnikowi. Przed tym wydarzeniem, ani zresztą po nim, nikt nie słyszał o tym, by Sithowie kogokolwiek czcili. Przypadek? Niedomówienie? Nie wiem.
Akurat w tym konkretnym wypadku liczę, iż nigdy się tego nie dowiemy. Po prostu nie wierzę, by twórcy gwiezdnowojennego wszechświata potrafili zrobić z tego dobrą historię.
No dobrze, ale co z filozofią? Przecież cywilizacja zajmująca setki światów nie może nie mieć filozofii. Późniejsze organizacje sithyjskie, czy to Bractwo Ciemności, czy Zakon Krayta miały swoje akademie, struktury i prawa. Co w końcu z Regułą Dwóch, która była wprost nazwana filozofią? Nie można przecież powiedzieć, że Sithowie nie mieli filozofii, skoro mieli ich tak wiele!
Ha! No właśnie. Przez trzydzieści tysięcy lat sithyjskiej historii ich nauki, dogmaty, reguły, prawa, struktury społeczno-polityczne bezustannie się zmieniały. Sinusoida ich istnienia raz sięgała bilionowych cywilizacji, by zaraz potem opaść do dwuosobowej struktury. Sięgali po władzę nad całą Galaktyką tylko po to, by stanąć na krawędzi wyginięcia. Prawdą jest, że po każdej porażce podnosili się, by znowu walczyć o swoje, ale przecież kolejni Mroczni Lordowie wywodzili się z różnych ras, organizacji i kultur. Było zbyt wiele zmiennych, by móc stworzyć jedną wspólną doktrynę i zbyt wiele zawirowań historycznych, by móc ją kontynuować.
Każdy Mroczny Lord, każde społeczeństwo czy organizacja (ciężko Sithów z czasów Reguły Dwóch nazwać społeczeństwem) miały inną filozofię. Raz była nią potęga i władza, jak za czasów Marki Ragnosa i Nagi Sadowa, kiedy kolejne światy były włączane do Imperium ku chwale władców feudalnego społeczeństwa. Jednakże piętnaście stuleci później było już inaczej. Potężne państwo stworzone przez Imperatora walczyło o przestrzeń życiową. No i zemstę. Przyznaję. Jednakże nie chodziło tylko o potęgę i władzę.
Nawet gdyby wskazać na pewne podobieństwa pomiędzy tymi dwoma strukturami, to Zakon Krayta dążył do zaprowadzenia ładu w Galaktyce pogrążonej chaosem. Podobnie jak Palpatine. Można oczywiście kwestionować metody, ale nie można nikogo winić, iż próbował wdrożyć inny system rządów niż Republika. O ile niektórzy Lordowie dążyli do eksterminacji Jedi z zemsty, nienawiści i innych osobistych pobudek, to byli też tacy, którzy po prostu traktowali ich za wrogów na ścieżce do swoich ideałów. Oczywiście, że można zauważyć wspólne elementy filozofii poszczególnych Mrocznych Lordów czy innych władców, ale te podobieństwa nie są skutkiem wyznawania tej samej doktryny. Są one skutkiem życia w podobnych czasach lub posiadania podobnych celów.
To co charakteryzuje Sithów, to wolna wola i nieustająca chęć samodoskonalenia się. Dlatego też dla Sithów wszystko jest narzędziem. Wliczając w to Moc i wliczając w to filozofie. Nie idą przez życie, słuchając wizji Mocy, nie idą przez życie według filozofii spisanych w opasłych tomach. Idą przez życie tak, jak chcą, naginając wszystko do swojej woli.
Więc może ich filozofia istnieje? Jeżeli tak, to można ją opisać jednym zdaniem i tylko jednym zdaniem. What Sith want, they take. Sithowie biorą to co chcą. Pytanie, czy jest to ich filozofia, czy też po prostu definicja? Przecież nie nauczano ich, by robili to, co chcą i jak chcą. Było to oczywiste, a to dlatego, że nie było to zapamiętaną regułą, tylko po prostu ich naturą.