„X-Wing: Gra figurkowa”

Rok. Dokładnie tyle minęło od momentu, gdy Fantasy Flight Games ogłosiło, że przejmuje miniaturkowo-erpegowo-karciankową schedę po Wizards of the Coast, do chwili, kiedy na amerykańskim Gen Conie dokonano prapremiery gry figurkowej X-Wing, pierwszego gwiezdnowojennego dzieła FFG. Teraz mogą się nim cieszyć wszyscy, bo od 19 września X-Wing jest już dostępny w sklepach na całym świecie. Tylko, czy rzeczywiście jest się czym cieszyć? Czy szumnie zapowiadana „stołowa” symulacja ekscytujących myśliwskich pojedynków z ery Klasycznej Trylogii jest tak intuicyjna, grywalna, logiczna i piękna, jak się chwalą pracownicy Fantasy Flight Games? Czas się przekonać!

Każdy szanujący się fan planszówek, bitewniaków i innych gier towarzyskich czuje podniecenie (tak, tak, nie bójmy się używać tego słowa na ten moment czekamy w końcu po wielu miesiącach ekstatycznego czekania) na myśl o rozpakowaniu świeżutkiego, zafoliowanego, pachnącego kartonem pudełka. Ja miałem przyjemność otwierać zarówno zestaw podstawowy, jak i wszystkie dostępne w dniu premiery dodatki z myśliwcem TIE, TIE Advanced, X-wingiem i Y-wingiem. I, wyobraźcie sobie, staranne rozpakowywanie zajęło mi ponad godzinę! Wbrew pozorom, w „podstawce” znajduje się cała masa różnorodnych elementów. To nie tylko zajmujące relatywnie mało miejsca trzy myśliwce, ale znaczniki, żetony, wzorniki manewrów, karty pilotów i ulepszeń, kostki, instrukcja… Uff, długo by wymieniać.

Jak przystało na Fantasy Flight Games, jakość wszystkich tych elementów jest powalająca. Żetony i wskaźniki manewrów (okrągłe tarcze, dzięki którym wybiera się manewr myśliwca) są wykonane z grubego, solidnego materiału, o kartach mogę powiedzieć niemal to samo są bardzo czytelne i wyjątkowo solidne, mimo że tylko ułamek z nich należy tasować. Do ilustracji także nie mam żadnych zastrzeżeń, artyści (w tym jeden Polak, Łukasz Jaskólski) popisali się swoimi talentami i jeśli czegoś można żałować, to nieobecności wizerunków poszczególnych pilotów, zamiast których dostajemy jedynie myśliwce w przeróżnych sceneriach. Co ciekawe, najważniejsze elementy gry, „taje”, „eksy” i inne nie przedstawiają się aż tak fenomenalnie, jak się tego spodziewałem. Owszem, ich wykonanie jest wprost oszałamiające, jednak mam wrażenie, że można je było odrobinkę lepiej pomalować. Trzeba także brać poprawkę na to, że mogą być pewne krzywizny, np. leciutko skręcone działko X-winga. Ale być może czepiam się na siłę.

Ponieważ zasady gry są w całości dostępne pod tym linkiem, wyjaśnię tylko podstawy rozgrywki. W każdej rundzie każdy myśliwiec wykonuje 4 fazy: planowania (jednoczesny wybór manewrów przez obu graczy), aktywacji (wykonanie manewrów i wybranie jednej akcji sposób kilku dostępnych), walki (myśliwce wykonują jeden atak na jeden cel, jeśli są w zasięgu) i końcowa (usunięcie wszystkich niewykorzystanych żetonów). Instrukcja, w jaką wyposażona jest „podstawka”, liczy 28 stron, ale gra nie jest aż tak skomplikowana, jakby na to wskazywała objętość i liczba elementów wchodzących w skład pudełka. Wszystkie zasady można wyjaśnić w ciągu 5-10 minut i zrozumieć w trakcie dwóch potyczek wstępnych. Pod tym względem instrukcja jest zrozumiała; w środku znajdziemy także trzy misje i reguły dotyczące dwóch wariantów rozgrywki drużynowej i z przeszkodami. Oczywiście, nasza mała książeczka od razu została przygotowana do gry z dodatkami, więc nie ma sytuacji, gdzie niektóre zasady są nam przedstawione dopiero w pudełkach z Y-wingiem czy TIE Advanced.

I tak, po czterech akapitach wprowadzenia, czas na to, na co czekacie najbardziej ocenę właściwej gry. Nie będę ukrywał: jest to ocena bardzo pozytywna, ale z zastrzeżeniem. Po kolei. Mechanika jest, zgodnie z zapowiedziami, intuicyjna. System wyboru manewru w tajemnicy przed przeciwnikiem jest idealnym rozwiązaniem, który w praktyce decyduje o wszystkim i podnosi ocenę X-Winga o co najmniej dwa oczka. Gracze będą się co chwila nawzajem zaskakiwać i emocjonować nagłymi zmianami sytuacji na polu bitwy, co, jak sądzę zagwarantuje długą, naprawdę długą żywotność tej gry. Nic tak nie ekscytuje, jak totalna niewiadoma w każdej kolejnej rundzie. Na drugim planie mamy bardzo fajny system akcji, czyli wyboru jednej z paru zdolności posiadanych przez daną maszynę inteligentny wybór właściwej z nich może zadecydować o wyniku starcia. Losowość kostek, zwykle irytująca w bitewniakach, jest dzięki temu znacznie mniejsza; od szczęśliwego rzutu zależy jedynie połowa sukcesu starcia. A to tylko początek!

Poza akcjami dostępnymi z miejsca (czyli np. w przypadku pospolitego myśliwca TIE wykonania beczki i zwrotu, a także skupienia), są również akcje uzyskiwane dzięki kartom ulepszeń i pilotów. Różnorodność tych kart jest drugim z powodów, dla których wróżę X-Wingowi świetlaną przyszłość. W tym miejscu pojawia się jednak wspomniane zastrzeżenie by w X-Winga sensownie grać i czerpać z grania radość, należy mieć co najmniej 4 myśliwce po stronie Rebelii i 5-6 po stronie Imperium. To oznacza jednostkowy wydatek ok. 300 zł dla kogoś, kto zbiera tylko Imperialnych lub Rebeliantów. Próbowałem zabawy jedynie z 2 TIE Fighterami i 1 X-wingiem z podstawki, ale jest to jedynie szybki sposób na zanudzenie się na śmierć. Dopiero przy pełnych, 100-punktowych eskadrach zaczyna się prawdziwa zabawa. Z drugiej strony, nie wolno za bardzo przesadzić. Spodziewam się, że na planszy może panować zbyt wielki chaos przy więcej niż 6 myśliwcach po obu stronach barykady sądzę, że optimum to 10 maszyn na całym obszarze walki, który standardowo wynosi 90×90 centymetrów. Wówczas potyczka powinna potrwać około półtorej godziny.

Inne warianty rozgrywki nie służą li tylko do jednorazowego przetestowania, oj nie. Dodanie asteroid, czyli przeszkód, diametralnie zmienia rozgrywkę i zmusza do jeszcze większego wytężania mózgownicy. W grze drużynowej, najlepiej na 4 osoby, można poczuć jeszcze większy dreszczyk emocji, bo nie tylko nie wie się, jaki ruch wykonają przeciwnicy, ale nawet to, z jakiego manewru skorzysta własny sojusznik w zasadach jest informacja, że nie można ze sobą konsultować swoich ruchów. Wydaje się to dziwne, ale zawsze można tę regułę obejść, prawda? Są jeszcze, naturalnie, misje. Choć na pierwszy rzut oka mogą wprowadzić pewne urozmaicenie, w rzeczywistości żadna z nich nie nadaje się specjalnie do rozgrywki na 100-punktowe eskadry.

Na osobny akapit zasługuje tłumaczenie wydawnictwa Galakta. Nie, nie wstrzymujcie z przerażeniem oddechu nie będę zbyt długo narzekał, bo nie ma na co. Podstawowe tłumaczenie zasad wykonał znany w planszówkowym fandomie Michał Walczak-Ślusarczyk i zrobił to w zrozumiały, zgodny z duchem oryginału sposób. Konsultantem merytorycznym był Jacek Drewnowski, znany z kolei fanom komiksów ukazujących się w Polsce… i tu pojawia się mały zgrzyt, właściwie zgrzycik. Z jakiegoś powodu połowa ksywek pilotów TIE Fighterów nie została przetłumaczona na język polski. Mamy „Skrzydlatego Gundarka”, „Nocnego Potwora” i „Mroczną Klątwę”, a potem „Backstabbera”, „Maulera Mithela” oraz „Howlrunnera”. O ile ostatniego można by nie ruszać, bo „Wyjcobiegacz” brzmi nieco zabawnie, to nie do końca rozumiem, jaki był problem z dwoma pozostałymi. Ale, jako się rzekło, to drobnostka, rzucająca się w oczy chyba tylko takim wariatom, jak ja czy N’Loriel, nasz polski ekspert od tłumaczeń i zarazem gwiezdnych maszyn.

Intuicyjna? Tak. Piękna? Jak najbardziej. Logiczna? Owszem. Do tego klimatyczna, dobrze przetłumaczona na język polski i nie wymagająca nie wiadomo jak wielkich nakładów finansowych. X-Wing zdaje także egzamin w najbardziej istotnej moim zdaniem kategorii: grywalności i regrywalności. W X-Winga chce się grać, grać i grać, i nie ma się go dość i to tylko przy 4 dodatkach pierwszej fali! Strach się bać, co się stanie, gdy nadejdzie fala druga, czyli „Sokół Millennium”, „Slave I”, A-wing i TIE Interceptor. Serdecznie polecam tę grę wszystkim fanom Star Wars, ale w szczególności miłośnikom gwiezdnych myśliwców myślę, że będzie to dla nich gra-ideał.

Ocena: 9/10
Typ gry: bitewniak
Liczba graczy: 2 (potencjalnie więcej)
Czas rozgrywki: 45-60 minut
Autor: Jay Little
Wydawca: Fantasy Flight Games / Galakta (Polska)
Cena: ok. 125 zł podstawka, ok. 45 zł dodatki

Dziękujemy firmie Galakta za udostępnienie gry do recenzji.