Kościół a „Gwiezdne wojny” – część 1

Co ma wspólnego Hello Kitty z Harrym Potterem, medytacją, antykoncepcją i śpiewem alikwotowym? Na pierwszy rzut oka właściwie trudno znaleźć jakiś wspólny mianownik. Ale czy on naprawdę nie istnieje? Nie! Zupełnie nie! Te wszystkie rzeczy łączą dwa słowa: Kościół Katolicki. Już w tym miejscu zaznaczam, że artykuł ten nie jest atakiem na tę wspólnotę religijną. Celem moim jest ustalenie, czy Gwiezdne wojny rzeczywiście powinny zostać przez Kościół potępione jako zagrożenie dla duszy człowieka, czy może wprost przeciwnie wzbogaciłyby niejednego z nas.

W części pierwszej zajmiemy się ogólnym zarysowaniem problemu i krótko wprowadzę Was w to zagadnienie. W drugiej części, za tydzień, zajmę się możliwą interpretacją naszego ukochanego uniwersum w wykładni katolickiej.

Nad samą tą kwestią pochyliłem się, kiedy w pewnej szkole (tu i tu) zakazano używania materiałów szkolnych z emblematami, znaczkami itp. z Hello Kitty. Tym samym ta, na pierwszy rzut oka, niewinna bajka, trafiła na indeks rzeczy zakazanych zaraz obok dzieł filozoficznych Kanta, heliocentrycznej teorii Kopernika czy odkryć Galileusza. Jeden z księży stwierdził nawet, że to dzieło szatana. Cóż, smutno mi się zrobiło. Ale całkowite załamanie nadeszło dopiero później. Okazało się, że My Little Ponny (sic!) również ma podłoże diaboliczne. Tak, panie i panowie! My Little Ponny jest inspirowane złem i to tym z najgłębszych czeluści piekieł. I jestem zmuszony, niestety, stwierdzić, że coś w tym jest! Znam dwie dorosłe osoby w wieku starszo-młodzieńczym, które uległy temu wytworowi szatańskiego pomiotu. Ba, nawet moja siostra stwierdziła, że My Little Ponny jest całkiem fajną bajką! I czy teraz, po takich wyrokach Kościoła Katolickiego na niewinne opowieści, jest choćby odrobina nadziei dla naszych Gwiezdnych wojen?

No gdzie? krzyczycie.

To retoryczne pytanie, oczywiste jak sama oczywista oczywistość myślicie.

I tu Was (nie)mile zaskoczę. Jednak przedtem musimy przede wszystkim zwrócić uwagę na jeden fakt. Owszem, Kościół jest jeden i jedna w nim doktryna panuje. Ale jak mówi ludowe przysłowie: „każdy sobie rzepkę skrobie”. Struktura ta ujawnia się ostatnio całkiem wyraźnie. Zaraz po wypowiedziach papieża Franciszka pojawiają się osoby, które tłumaczą nam, co papież w tej prawdziwej rzeczywistości chciał powiedzieć. I tak, kiedy Franciszek stwierdził, że nawet ateiści mogą pójść do nieba rzecznik Watykanu chwilę później orzekł, iż ateiści ciągle idą do piekła. Chyba, że się jeszcze przed samą śmiercią nawrócą (wypowiedzi pewnie zostały przez mnie zmanipulowane, więc spokojnie). Prym w tej cudnej i świątobliwej misji wiedzie u nas portal Fronda, który sadzi takie kwiatki, że wymiękam na całej linii.

Teraz wróćmy do wyżej obiecanego zaskoczenia. Miłe, bądź nie sami zdecydujcie. Proszę, zapoznajmy się z wypowiedzią Watykanu na tematach naszego kochanego uniwersum:

„Osadzona w galaktyce innej niż nasza, opowieść koncentruje się na walce zła przeżerającego Imperium oraz oddanego oddziału rebeliantów (Carrie Fisher, Mark Hamill, Harrison Ford i Alec Guinness). Napisany i wyreżyserowany przez George’a Lucasa film, jest wierny starej konwencji opowieści, gdzie dobro tryumfuje nad złem. Efekty specjalne są zdumiewające, postaci przekonywujące a narracja wciągająca. Jest też trochę przemocy.”

Zaraz, zaraz! Przecież Ksiądz Objawienia Pańskiego Natanek mówi zupełnie coś innego! Chociaż on się nie liczy, bo się od niego Kościół zdystansował (czy aby na pewno?). Po przytoczonych wyżej sądach o Hello Kitty i My Little Ponny (a Harry’ego Pottera jeszcze pamiętamy?) opinia ta w zupełności zaskakuje. Czy jest ona prawomocna? Nie wiem, może to już nieaktualne, ale dla mnie to szok.

Na dzisiaj to już koniec, żeby Was nie przemęczać długością tekstu – dokończenie za tydzień.