Co się dzieje, jeśli w jakimś okresie mamy do czynienia ze zwiększonym zainteresowaniem uniwersum Star Wars? Niestety, jak grzyby po deszczu zaczynają pojawiać się liczne potworki. Czy to tandetne gadżety, czy to masa skleconych naprędce publikacji drukowanych, czy to uwłaczające w jakiś sposób dobremu imieniu sagi gry. Postanowiłem przedstawić gry z którymi miałem do czynienia, a które uważam z jakiegoś powodu za największe wpadki w historii LucasArts. Nie jest to ranking najgorszych gier w historii firmy (choć kilka z nich załapało się tu), ale gier, w kwestii których firma bezsprzecznie coś zawaliła.
Masters of Teräs Käsi (PSX ,1997)
Pewnego dnia spotkali się marketingowcy i dyskutują. „Ej, zauważyliście że dzieciaki lubią grać na automatach w Tekkena, Virtua Fightera i tego typu naparzanki?” „Jasne. No i lubią te, jak im tam było, Starne Warsy.” „To weźmy połączmy oba, wydoimy od nich kupę szmalu.” I tak oto powstał ten koszmarek. W grze, w której wybieramy arenę spośród ośmiu znanych z filmów lokacji i dwóch zawodników, którzy naparzają się, aż drugiemu skończy się pasek życia. Dojść może do naprawdę absurdalnych sytuacji, w których na przykład możemy dopuścić do pojedynku na pięści między księżniczką Leią (z kodami także w kostiumie z Pałacu Jabby) a Hanem Solo, albo kiedy to Mara Jade gołymi pięściami pokonuje Luke’a wyposażonego w miecz świetlny, który w grze, niewiadomo czemu, zachowuje się jak zwykły kij bejsbolowy. Jest też absurdalny tryb fabularny, w którym Darth Vader zleca Arden Lyn, mistrzyni tytułowej starożytnej sztuki walki, pozbycie się szych Sojuszu Rebeliantów w serii walk na pięści. Gra nie broni się nawet jako bijatyka sama w sobie, prezentując brzydką już w momencie premiery grafikę oraz fatalny i niezbalansowany gameplay. Unikać jak ognia.
The Force Unleashed II (PS3,X360, PC 2011)
Najnowsza omawiana gra i wtopa, która mnie boli najbardziej. Po naprawdę dobrym The Force Unleashed postanowiono stworzyć sequel. Zamiast poświęcić mu wystarczająco dużo czasu, nakreślić sensowną i trzymającą się kupy fabułę, dodać nowe elementy gameplayu i dać fanom to, na co zasłużyli, zdecydowano się raczej na szybki zysk. Co grze przede wszystkim można zarzucić? Głupawą i naiwną fabułę opartą na kiepskim pomyśle ze szczytowym idiotyzmem w finale, zmarnowany potencjał nawet fajnych pomysłów, jak i fragmenty, w których bohater spada w przepaść, mind trick i walki na arenie, starczającą na kilka godzin kampanię, ciasnotę map, brak klimatu jedynki i płatne DLC na płycie z podstawką, które można było odblokować bez problemu w domowym zaciszu, za darmo. Bezsprzecznie można uznać ten tytuł za wielką kpinę z osób, które oczekiwały czegoś więcej niż budżetowego półproduktu.
The Force Unleashed na NDS (2008)
Wersja na DS kuleje niestety przez niedopracowane modele postaci (latające wokół siebie ostrosłupy), kiepski system sterowania (kombosy przez rysowanie odpowiednich wzorów na ekranie mogą nie wyjść bo np. prowadziliśmy przez sekundę rysik za szybko/za wolno), maksymalne skrócenie fabuły, tępych i statycznych wrogów oraz beznadziejne udźwiękowienie. A zapowiadano, że do każdej wersji przyłożą się tak samo. Niestety, obiecanki cacanki, gra jest wyraźnie zrobiona w pośpiechu i bez odpowiedniego budżetu, który umożliwiłby pełne dopracowanie tego typu gry. A jak pokazał przykład Ninja Gaiden: Dragon Sword, jak się zbierze dobrą ekipę i poświęci odpowiednio dużo czasu i pieniędzy, da się na NDS zrobić dopracowany i grywalny slasher.
Jedi Power Battles (GBA, 2001)
Gra akcji z widokiem izometrycznym, w której siekamy wrogów i rozwiązujemy proste zagadki może być dobrą propozycją na chwilę nudy. Taką propozycją nie jest wersja na Game Boy Advance gry Jedi Power Battles, sklecona na kolanie popłuczyna, która jest nie dość, że wizualnie brzydka i kiepsko udźwiękowiona, to jeszcze kuleje pod względem monotonnego i skandalicznie krótkiego gameplayu (siekanie identycznych niestanowiących wyzwania droidów + kiepsko zrealizowane sekwencje platformowe). Nie pomagają specjalne zdolności różnych dostępnych w grze postaci oraz ukryta opcja gry Darthem Maulem. Tytuł ten traktujcie jako reprezentanta całej serii opublikowanych na różnych platformach tandetnych gier akcji, wydanych na fali popularności Nowej Trylogii – niestety, opisanie ich wszystkich skończyłoby się na kilku artykułach tego typu.
Knights of The Old Republic II: The Sith Lords (Xbox, PC 2004-2005)
Za to pewnie poleci moja głowa, ale jest to moim zdaniem jedna z większych wpadek nie tylko wśród gier Star Wars, ale i w całym Expanded Universe. Brać Obsidian Entertainment, w którym pracują takie wielkie osobistości świata gier RPG jak Chris Avellone i dawać im rok na stworzenie sequela do rewelacyjnego Knights of the Old Republic ? Tak złożonego produktu, jaki zaplanowano, nie robi się w tak krótkim czasie. Po grze widać to aż za bardzo. Po pierwsze, problemy techniczne, które nierzadko zatrzymują nas w jakieś lokacji zamiast 5 minut, 15 minut, bo postać się gdzieś zaklinowała. Tak samo pourywane wątki, niedopracowane i groteskowe niekiedy efekty graficzne, brak właściwego skupienia się na niektórych postaciach z drużyny (podczas, gdy w KotOR poznałem wszystkich bardzo dobrze, tu było o to ciężko, ponieważ przy części dialogów z towarzyszami zwyczajnie się nudziłem) oraz niedopracowany i wyraźnie zrobiony na szybko finał utrzymują nas w przekonaniu, że ktoś tu poleciał na szybkie pieniądze. Niestety, na płytkach z grą znaleźć można bez problemu niezaimplementowane wydarzenia, dialogi, umiejętności, opcje fabularne, cutscenki a nawet całe lokacje, które nie zostały dokończone przez twórców. Dlatego właśnie mamy tylko grę bardzo dobrą zamiast rewelacyjnej, w której widać zabity brutalnie potencjał, stąd jej miejsce w tym zestawieniu.
Galaxies (PC, 2003)
Ta gra to podręcznikowy wręcz dowód, że nośna marka to nie wszystko. Bardzo dobre MMORPG (pomijam tu kontrowersyjne kwestie fabularne) poległo na… własnych udoskonaleniach. By przyciągnąć nowych graczy i uczynić zabawę przystępniejszą dla masowego odbiorcy, w 2005 roku wywrócono całą mechanikę gry do góry nogami, uproszczono system klas i przede wszystkim uczyniono powszechnie dostępnym przedtem elitarną i wymagającą godzin pracy na innych postaciach klasę użytkownika Mocy. Graczy to nie zachęciło i w ostatniej fazie zakończonej w 2011 roku produkcji serwery przypominały świat po pladze – między wieloma domostwami graczy przemykały tylko niedobitki najwierniejszych fanów. W podobnym kierunku zmierza The Old Republic, ale miejmy nadzieję, że przejście na Free-to-Play oraz najbliższe patche przyniosą ratunek temu tonącemu okrętowi. Z tą nadzieją nie umieszczam duchowego następcy Galaxies na liście. Bo ten płomyczek nadziei jeszcze nie zgasł.