„The Old Republic” za darmo… i co dalej?

Stało się. Niecały rok po premierze The Old Republic, gra stała się darmowa. Free-to-Play (F2P), bo tak ten model się nazyw,a został wprowadzony 15 listopada, a wraz z nim w życie weszły kolejne zmiany w rozgrywce. Jak zatem wygląda obecna sytuacja TOR?

Zacznijmy od zmian narzuconych wraz z wejściem najnowszego uaktualnienia. Pojawił się nowy system monetarny w grze, tzw. Cartel Coins. Kupuje się je za realne pieniądze, a służą one do kupowania różnych rzeczy w grze. Część z nich dotyczy dostępu do części uprawnień abonamentowiczów, takich jak perki czy nieograniczony dostęp do Flashpointów, Warzonów, etc. Druga część z kolei tyczy się zgoła innego kręgu zainteresowania elektronicznych rzeczy w grze. Na razie są to zapychacze pokroju maski Nihilusa czy tronu, ale można już zobaczyć zalążek tego, co najprawdopodobniej ujrzymy w przyszłości, mianowicie abonament może nie wystarczyć, aby uzyskać pełny dostęp do gry, gdyż konieczne będzie kupowanie Cartel Coinsów. Dopóki będzie się to trzymać rzeczy niemających większego wpływu na rozgrywkę, jak teraz, będzie można to przeboleć. Ale co się stanie, jeśli pogoń za pieniędzmi wygra?

Skoro już znaleźliśmy się w temacie ograniczeń, należy zahaczyć o to, co z pewnością dla większości z Was jest najistotniejsze, czyli status darmowego gracza. Obecnie istnieją trzy typy użytkowników: abonamentowicze mający „całkowity” dostęp do zawartości gry; preffered status, czyli ci, którzy posiadali subskrypcję, ale z niej zrezygnowali oraz osoby, które zakupiły Cartel Conis i gracze darmowi egzystujący w świecie TOR bez dokonywania żadnych opłat. Będę szczery, lista ograniczeń jest bardzo duża i ingeruje ona w wiele płaszczyzn rozrywki. Wymienię jednak tylko kilka najważniejszych z nich:

  • od 10 poziomu zdobywane doświadczenie za zabijanych wrogów i wykonywane misje jest procentowo zmniejszone,
  • można włączyć maksymalnie dwa paski umiejętności (preferowani trzy),
  • ograniczenie czasowe w wysyłaniu wiadomości na czacie generalnym, brak możliwości podglądu, kto się znajduje w danej miejscówce, w danym czasie (preferowani mają taką możliwość),
  • brak możliwości wysyłania listów,
  • niemożność używania ekwipunku o fioletowej obwódce (artifact),
  • trzy pełne looty z Flashpointów, pięć Warzonów, trzy misje kosmiczne w ciągu tygodnia, brak możliwości wykonywania Operacji,
  • tylko jeden dostępny crew skill (preferowani dwa),
  • niemożność powiększenia miejsca w ekwipunku,
  • limit 200 tys. posiadanych kredytów (350 tys. preferowani),
  • brak dostępu do banku gildii i przechowalni rzeczy na statku i planetach (preferowani mają dostęp do cargo holda, ale nie mogą go powiększać).

To te najważniejsze z ograniczeń najbardziej uprzykrzających życie. I choć takiego zaniżenia zdobywania doświadczenia, czy praktyczny brak craftingu można przeboleć, to jedynie dwa paski umiejętności powodują, że już około 20 poziomu trzeba dokonać selekcji umiejętności i wyrzucić mniej przydatne z nich. Brak dostępu do przechowalni i powiększenia ekwipunku powoduje, że szybko brakuje w nim miejsca. Granie F2P jest zatem wielkim wyzwaniem dla niecierpliwych graczy. Zakończmy jednak suchy temat zmian i sprawdźmy, jak obecnie wygląda sama rozrywka.

Gra wygląda podobnie jak rok temu w czasie, gdy twórcy rozpoczęli otwarte beta testy. Na początkowych planetach pojawiła się masa osób, które nie za bardzo wiedziały, jak się w tym wszystkim połapać. Świat gry ożył, awatary innych osób spotyka się na każdym kroku, ludzie są chętni do pomocy i zawsze znajdzie się ktoś chętny do wspólnej gry. Po wprowadzeniu F2P The Old Republic zaczęło faktycznie być MMO.

Jednakowoż pojawiły się także „problemy”, których udziałem jest także polska społeczność. Część z graczy nie zna nawet podstawowych zasad komunikacji na serwerach. Choć na generalnym czacie można posługiwać się jedynie językiem danego serwera (angielski, francuski bądź niemiecki) nie brakuje osób, które tego nie rozumieją, bądź nie chcą przyjąć do wiadomości. W dodatku najczęściej są to rozmowy lub monologi bardzo niskich lotów. Sam fakt, że uczestniczą w nich Kanapkizdzemem i inne Siurki mówi chyba sam za siebie. Na obronę polskiej społeczności poświadczę, że nie jest ona jedyną prowadzącą takiego rodzaju działalność, chociaż aż wstyd mi, że muszę się odwoływać do tego typu argumentu.

Reasumując jednym słowem warto. Kto wie, czy kiedykolwiek nadarzy się lepsza okazja dla fanów Star Wars na zgłębienie tego uniwersum w sposób, na który pozwala nam TOR. Chyba nikomu nie zaszkodzi spróbować?