W The Old Republic grać chciałem. I to bardzo. Spędziwszy 2,5 dnia na becie wiedziałem już, że jest to gra, w której mogę spokojnie zanurzyć się na długie godziny w magicznym świecie Star Wars. Jak większość osób w moim wieku, nie byłem jednak w stanie wygospodarować regularnego haraczu dla twórców. Kiedy zaś pojawiła się opcja gry za darmo z mikropłatnościami byłem wniebowzięty i nie czekając zbyt długo, stworzyłem pierwszą i do tej pory jedyną postać. Jak wygląda gra z ograniczeniami?
Przede wszystkim, kreacja postaci. Dostępne są wszystkie klasy po każdej stronie, ale z pełnej palety ras zostaliśmy ograniczeni do trzech ras. Nie mogąc wybrać ulubionych Miralukan, zdecydowałem się na grę człowiekiem. Pierwsze minuty – świetnie! Nie czuć żadnych dodatkowych obciążeń, rewelacja! Ale zaraz, zaraz… Czemu oni wszyscy tak szybko biegają, a ja się poruszam jak mucha w smole? I czemu muszę tyle czekać, aż gra pozwoli mi odpisać na czacie generalnym? Czemu co druga opcja odblokowywana w wyniku fabuły (np. tytuł rycerza) wymaga wykupienia lub jest „tylko dla subskrybentów?”
Do wyjścia z planety startowej wytrzymałem jako obywatel „trzeciej kategorii”, potem postanowiłem uzyskać konto preferowane, czyli stan pośredni między free to play a abonamentem. W tym celu kupiłem najmniejszy dostępny pakiet Cartel Coins (waluty do mikrotransakcji) za 18 zł, który umożliwił mi wygodniejsze korzystanie z czata, sprint od wczesnych leveli (no, wreszcie!) dwa dodatkowe paski na umiejętności postaci (standardowo były dwa), i wykupienie dodatkowych opcji wedle uznania. Niestety, choć można wykupić wiele (np. dodatkowe miejsce w ekwipunku, droidy medyczne leczące nas prosto na polu walki, dodatkowy dostęp do misji specjalnych, o którym za chwilę), wiele ciekawych opcji jest otwartych tylko dla płacących abonament.
Z zazdrością patrzyłem na ludzi szybko mknących między mobami na skuterach zamiast po raz pięćdziesiąty przemierzać tę samą drogę na piechotę. Po każdym zakończonym zadaniu gra przypominała mi bezczelnie o tym, że jako „obywatel drugiego sortu” uzyskuję mniej punktów doświadczenia, które to ograniczenie co prawda początkowo nie raziło, ale im dalej w grze, tym bardziej mnie irytuje. Brak dostępu do doświadczenia ze stref odpoczynku też mnie nie dotknął, zawsze byłem raczej człowiekiem czynu.
A jeśli chodzi o ograniczony dostęp do części misji… Bitwy kosmiczne są fajne, ale dość monotonne(dla przypomnienia: przypominają przeniesione w trójwymiar shoot’em up z lat 80) i trzy tygodniowo mi w zupełności wystarczają. Nagrody za fabularne zadania grupowe „flashpoints” otrzymujemy w pełni do 3 na tydzień, jednak ja nie gram tak znowu strasznie dużo i mnie to nie przeszkadza. Wykupywanego za Cartel Coins dostępu do zadań dla największych grup graczy „operations” i stawiających przeciw sobie Republikan i Sithów „warzones” jeszcze nie testowałem, ale, jak wspomniałem, nie gram aż tak strasznie dużo, by mogło to zaburzyć moją całkowitą percepcję gry.
Jak można się domyślić, w darmowej grze pojawiło się wiele nowych osób. Dzięki temu przy każdym problemie znajdzie się ktoś, kto pomoże się nim zająć, zawsze też znajdzie się partner lub drużyna do questa, nie ma z tym większych problemów. Ale niestety, jest też drugie dno. Razem z tą nową falą pojawiła się masa osób, których obecność budzi niesmak. Mowa tu o ludziach posługujących się wyłącznie językiem ojczystym, z którymi nijak nie da się skomunikować ani ustalić taktyki podczas wspólnej gry, osobach terroryzującym czat wulgaryzmami oraz przede wszystkim, niestety, wielu nie trzymających wysokiego poziomu młodych osobach.
Tak, zgadliście. Nasi dzielni gimnazjaliści tu są. Dlatego nie zdziwcie się, jeśli raz na jakiś czas na czacie ktoś pisze „a niech się angole uczą polskiego, p****ć ich!” „POLSKA!” itd. bądź spotkacie postać, której imię jest dość… niekonwencjonalne i jest rodzimym wulgaryzmem. Na szczęście takowych delikwentów nie jest trudno uniknąć, a czasem zwykłe kulturalne zwrócenie im uwagi działa cuda (moje „z kulturą panowie, z kulturą proszę” zamknęło długą dyskusję o tym, jakie to osoby nie znające naszego języka są głupie). Niestety, ciągnie to za sobą też nieprzyjemne dla wszystkich darmowych graczy konsekwencje. Spotkałem się z niemiłym traktowaniem graczy niepłacących abonamentu przez subskrybentów, w tym publicznym im ubliżaniem na czacie generalnym, a nawet odmową wspólnej zabawy z takowymi osobami.
Suma summarum, warto? Jak najbardziej tak. To wspaniała gra, która umożliwia zanurzenie się w nasz ukochany świat i poczucie z nim jedności, niektóre lokacje nie zostały tak dobrze oddane jeszcze nigdy (Coruscant…), a sama frajda z wykonywania kolejnych zadań samemu lub ramię w ramię z innymi jest większa niż w innych sieciówkach, w które grałem (pewnie dlatego, że to Star Wars, ale co tam). Mimo wszystko osobiście polecam zakup konta preferowanego. To tylko kilkanaście złotych, które likwiduje najbardziej uciążliwe ograniczenia nałożone na osoby grające bez abonamentu. Moc z Wami, do zobaczenia w grze!