„Gwiezdne wojny” a współczesne kino

Sukcesu Gwiezdnych wojen nikt się nie spodziewał, nawet sam Lucas założył się ze Spielbergiem, że film tego drugiego odniesie większy sukces. Czy ktoś z Was słyszał kiedyś o Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia? Przed premierą Nowej nadziei panowie wymienili się udziałami – Stephen do dziś odbiera swoje 2,5%. Jak dobrze wiemy, saga stała się kultowa nie tylko w Ameryce, ale również w Europie i Japonii, a rozpoznawana jest na całym świecie. Ostatnio postawiłem tezę o znaczeniu Gwiezdnych wojen w naszej kulturze, a dziś chciałbym ją poprzeć kolejnymi argumentami.

Reakcja na Star Wars w 1977 roku była równie entuzjastyczna, co niespodziewana. Ani producenci, ani dystrybutorzy nie byli przygotowani na reakcję widzów. Wszystko z logiem Gwiezdnych wojen wyprzedawane było w mgnieniu oka. W okresie świątecznym zaczęła się przedsprzedaż figurek, które miały zostać wyprodukowane w marcu! Nawet Star Wars Holiday Special nie dało rady zniszczyć wizerunku marki. Już w 1978 roku powstała książka Spotkanie na Mimban, która zapoczątkowała Expanded Universe, a potem pojawiły się liczne gry, komiksy i inne atrakcje związane z filmami.

Gwiezdne wojny odbiły się echem nie tylko w umysłach społeczeństwa, ale wpłynęły także na kino tamtego okresu. Warto wspomnieć o tym, że w tamtych czasach science-fiction silnie kojarzono (nie bez powodu) z ciężkim brzmieniem muzyki metalowej i hard rocka. Jednak genialny soundtrack Johna Williamsa zmienił ten trend – inni twórcy filmów s-f podążyli za gwiezdną sagą i zaczęli używać utworów o – czasami aż za bardzo – „Williamsowskim” brzmieniu. Powszechnie zaczęto też używać nowatorskiego pomysłu kompozytora z Imperium kontratakuje, gdzie dany motyw muzyczny połączono z konkretnym bohaterem (chodzi oczywiście o Marsz Imperialny).

Do Gwiezdnych wojen nawiązywano też bardzo bezpośrednio, parodiując lub naśladując motywy ze Star Wars. Nie byłoby to zaskoczeniem w przypadku filmów niższej kategorii, które mają jedynie żerować na sukcesie oryginału, jednak takie elementy pojawiły się na przykład w słynnym Powrocie do Przyszłości, gdzie jeden z bohaterów naśladuje Dartha Vadera.

Jednak niektórzy naśladowali Gwiezdne wojny na nieco większą skalę, w nieco mniej dyskretny sposób. Producenci Star Wars zaskarżyli nawet twórców serialu Battlestar Galactica, którzy przesadzili z naśladowaniem dzieła Lucasa. Podobieństw wymienionych w sądzie było parędziesiąt. Serial zmienił się i osiągnął sukces, lecz wiadomym jest, jakie jest jego źródło.

Gwiezdne wojny były też wielokrotnie wspominane w wielu popularnych seriach i serialach, takich jak na przykład Pomoc domowa. Taka moda zaczęła się w latach osiemdziesiątych i trwa do dziś, a szczególnie silna jest w kontynuacjach starszych filmów, jak na przykład Szklana Pułapka, w której znajdziemy taki oto dialog:

– Ładny plakat

– Ach, co, jesteś wielkim fanem Fettów?

– Nie, zawsze wolałem Gwiezdne Wojny.

Zabawne nawiązania zdarzyły się także w filmie Naga Broń 33 1/3 z 1994 roku. Sami zobaczcie:

Na marginesie warto wspomnieć o tym, co działo się w tym okresie z książkami spod znaku Star Wars. Mniej więcej do czasu wydania Trylogii Thrawna (1991 r.), książki gwiezdnowojenne były nieraz tworzone przez autorów bez pomysłu, którzy nie czuli ducha gwiezdnej sagi i próbowali na siłę wrzucić do niej motywy żywcem wzięte ze Star Treka lub innych filmów s-f. Te książki do dziś są wyśmiewane i większość fanów wolałaby o nich zapomnieć. W ten sposób duch Star Wars przetrwał długie próby narzucania mu obcych konwencji i żyje do dziś. Czy nie świadczy to o sile przekazu Gwiezdnych wojen i o jego roli w naszej kulturze?