Opowiem Wam historię. Dawno temu (ale znowu nie tak dawno) miałem sen chciałem stać się kimś w rodzaju dziennikarza radiowego. W planach było przeprowadzenie wywiadów z ciekawymi/znanymi/interesującymi ludźmi. Ewentualnie z tymi nudnymi, ale wtedy musiałyby zostać spełnione dwa warianty: albo po znajomości, albo podpłacić. Niestety, technika mnie pokonała. I kilka innych rzeczy też mnie przerosło (mam straszny głos). Ja jestem – nawiązanie ku uciesze mojej redakcyjnej koleżanki – Człowiekiem Pisma, nie Mowy. Bez przedłużania… bo nikomu się czytać nie będzie chciało.
W zamyśle miały to być wywiady z celebrytami, aktorami z naszej sagi, pisarzami, twórcami komiksów… ale bladego pojęcia nie mam, dlaczego się nie zgodzili (Lucas nawet mi nie odpisał). Zatem inna formuła: od fanów dla fanów. Mamy w fandomie wielu, wielu ciekawych ludzi, z ich pasjami, historiami i zboczeniami. Chcesz się dowiedzieć kto z nas kocha Ahsokę, kto lubi placki węgierskie, a kto wkładać damskie rajstopy? Jeśli jesteś ciekawy, zapraszam.
Dzisiaj jest ze mną Redaktor Naczelny Naszego Dzienn… Portalu, czyli Big Boss Star Wars Extreme, członek Radomskiej Eskadry, działacz fanowski, a także pisarz – Srdjan Jovanovski znany w naszym środowisku jako Jedi Nadiru Radena. Jeszcze jedna uwaga na wstępie: poniższy wywiad jest transkryptem, dlatego to i owo może dziwnie, nomen omen, brzmieć.
Nadiru w kostiumie 181st Imperial Fighter Wing i Paltius, jego kolega z Radomskiej Eskadry
Darth Kamil: Zacznę od bardzo podstawowego pytania. Mogłeś robić dużo różnych rzeczy i z tego, co wiem, masz szerokie pole zainteresowań. Ale dlaczego akurat Gwiezdne wojny? Co jest w nich tak wartościowego?
Jedi Nadiru Radena: Gwiezdne wojny to dla mnie przede wszystkim najważniejsze ze wszystkich uniwersów, które lubię. Można powiedzieć, że jest to pytanie z rodzaju „dlaczego lubisz pomidory, a ziemniaki nie” myślę, że jest to kwestia indywidualnego gustu. Jestem fanem także innych fikcyjnych uniwersów np. Battlestar Galactica, Star Trek czy Farscape i staram się poznawać kolejne. Co więcej, wbrew temu, co można by było sądzić, Star Wars nie jest pierwszą wielką serią, którą poznałem, choć, naturalnie, wciąż jest ono dla mnie najlepsze, najważniejsze i w ogóle najbardziej wartościowe. Taki na przykład Battlestar jest dobry, bardzo dobry, ba, świetny… ale to nie Star Wars. Wychowałem się na Powrocie do przeszłości, filmowym Supermanie i Terminatorze. Star Wars przyszło później, ale w nim jest jakaś magia, to coś piekielnie nietypowego, co przyciąga ludzi. Mamy tu doskonale zarysowane, pełnokrwiste postacie, wciągającą fabułę, nawiązania do mitologii i historii. Strona wizualna również ma niebagatelną rolę – te miecze świetlne, niszczyciele gwiezdne, szturmowcy, myśliwce – to wszystko tworzy niesamowity, absolutnie niepowtarzalny klimat.
Myślę, i większość się chyba zgodzi, że Bastion Polskich Fanów Star Wars ma monopol na rynku. Skąd w ogóle pomysł i motywacja na stworzenie SWEx?
Mogę odpowiedzieć na to pytanie tylko z punktu widzenia kogoś, kto doszedł do redakcji pół roku po jej powstaniu. Osoby, które tworzyły Star Wars Extreme miały zamysł, żeby był to portal społecznościowy, miejsce zebrań fanów i dyskusji. Sam już nie pamiętam, jak to dokładnie miało wyglądać, ale ważnym elementem tego planu było stworzenie gry przeglądarkowej Star Wars Universe. Wyszło jak wyszło, gry nie ma i portal został sam. W tej chwili nasz pomysł na SWEx jest taki, by dość mocno odróżnić się od Bastionu. Tak jak powiedziałeś, ma on monopol. Tyle, że nie na wszystko. Newsy, forum, teksty informacyjne, to jest Bastion. My natomiast postanowiliśmy pójść w innym kierunku i skupić się na artykułach, recenzjach, zestawieniach i felietonach na wszelakie tematy. Zależy nam na komentarzach, na dyskusji pod artykułami. Rozwijamy też intensywnie działalność na Facebooku, co zresztą widać po powoli sięgającej 2 tysiące osób liczbie fanów. I myślę, że wszystko wychodzi nam całkiem nieźle.
Jakie to uczucie być redaktorem naczelnym?
Hmm, fajne? Jest to niewątpliwie ciekawe i frapujące zajęcie. Należy robić coś więcej, niż zwykły redaktor m.in. ustalać plan publikacji, robić korektę tekstów, mobilizować redakcję do działania i podsuwać pomysły na nowe artykuły. To zajmuje niekiedy sporo czasu, tym bardziej, że od czasu do czasu muszę wstawiać na portal teksty, które dostarczył ktoś z zewnątrz. I jest to niewątpliwie powód, dla którego w pewnym momencie uznałem, że należy przekazać część obowiązków komuś innemu, stąd Cathia została naszą wiceredaktor naczelną.
Stoisz także za dwiema edycjami Antologii Fanów. Jak się zrodziła idea stworzenia tych projektów?
To było jeszcze w 2009 roku. Pomysł był zainspirowały antologią Poltergeista (portal poświęcony fantastyce), która powstała mniej więcej w tym czasie. Też miała około stu kilkudziesięciu stron. Zamieszczono w niej najlepsze teksty, opowiadania, zestawienia i mnóstwo innych rzeczy z Poltera. Antologia ta pojawiła się bodaj na jednej z bonusowych płyt CD Action. Pomyślałem, że fajnie byłoby zrobić wersję gwiezdnowojenną z udziałem wszystkich aktualnie istniejących portali o tej tematyce. Przedstawiłem ten pomysł ówczesnej redakcji Star Wars Extreme, a przypominam, że wtedy dopiero zaczynaliśmy zabawę w prowadzenie strony Star Wars. Stwierdzili, że to dobry pomysł – jeśli chcę to robić, to mam wolną rękę. No i zacząłem – wysłałem e-maila wszystkim potencjalnie zainteresowanym osobom. Odzew był duży, więc projekt ruszył. W ciągu kilku miesięcy udało nam się znaleźć, poprawić, albo napisać zupełnie nowe teksty, stworzyć od zera szatę graficzną. Było z tym naprawdę sporo roboty, tym bardziej, że robiliśmy to pierwszy raz. Za drugim było już trochę łatwiej, bo mieliśmy już konkretne grono ludzi i doświadczoną ekipę. Różnica była taka, że tym razem wszystko robiliśmy przez Facebooka, co nam umożliwiło znacznie szybszą komunikację. Dzięki temu antologia powstała dużo szybciej (i tak oto Nadiru wciągając mnie do redakcji, zmusił moją osobę do założenia FB – przyp. red.). I choć co prawda edycja 2010/2011 była mniejsza, to powstawała z założeniem jej wydrukowania, do czego, ku mojej niewysłowionej radości, doszło. Niestety, w tej chwili nie planujemy następnych części Antologii Fanów.
Podejrzałem Twojego Facebooka. George Lucas cały czas Cię inspiruje? Nawet teraz? Chciałem tym pytaniem nawiązać do nowych epizodów i… kontrowersji z tym związanych.
Dla mnie jest to oczywiste. Wiem, wielu fanów nie lubi Lucasa i wieszają na nim psy. Ale to on stworzył Star Wars, na litość Mocy! Chociażby za to należy mu się jakiś szacunek. O czym zresztą zdarzyło mi się napisać z artykuł czy dwa. A Lucas inspiruje mnie dlatego, że jest po prostu wizjonerem – człowiekiem, który zdołał stworzyć film, Nową nadzieję, który totalnie zmienił postać kina, zasady obowiązujące w Hollywood. Po drugie to film, który może spodobać się każdemu. Ściągnął na siebie uwagę całego świata. Dodatkowo Lucas zbudował multimedialne, nomen omen, imperium, jakiego dotychczas nie było, czyli Lucasfilm. Działało ono na innych zasadach, niż dotychczasowe firmy, bo oparło się na jednym uniwersum. A właściwie na dwóch, bo jeszcze mamy Indianę Jonesa. Lucas inspiruje mnie także dlatego, że wykreował świat, który jest piękny, magiczny, ma wspaniałe postacie. To wszystko jest ponadczasowe. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale na FB, wśród ludzi, którzy mnie inspirują, znajdują się także Gene Roddenberry oraz J. Michael Straczynski. To między innymi twórcy Star Treka i Babylon 5, innych wspaniałych uniwersów sci-fi.
A jeśli mowa o mojej ogólnej ocenie George’a Lucasa, to pomijając jego sukces, faktem jest, że w ostatnich latach trochę namieszał w Star Wars. W The Clone Wars wtrącał się w momentach, w których tego nie powinien robić, stąd zgrzyty z kanonem. Nowa Trylogia nie była znowu taka wspaniała, acz muszę podkreślić, że je lubię – każdy z tych trzech filmów jest moim zdaniem dobry. Lucas sknocił kilka rzeczy w ostatnich latach, ale to nie ujmuje temu, co w ogóle uczynił. Dlatego właśnie go podziwiam i z tego powodu pozostaje dla mnie wzorem do naśladowania.
Jak tam sympatie do The Clone Wars?
To dość ciekawe, bo się nie zmieniły. Na początku, kiedy recenzowałem pierwszy sezon na The Outer Rim, wystawiłem mu ocenę 5/10. Tak samo jak sezonowi piątemu. Bo to jest tak: przez połowę czasu odcinki są debilne i głupie, przez drugą bardzo fajne i magiczne; dobrze się je ogląda. Moja sympatia odnosi się do poszczególnych elementów, na pewno nie do całości. Lubię wszystkie historie związane z klonami. Są one poniekąd nietypowe, bo Star Wars dotyczy głównie wielkich bohaterów i bitew, a tu mamy codzienne życie zwykłych (no, nie do końca) żołnierzy. Podobają mi się też odcinki, gdzie jest Ahsoka Tano. Zbiorę za to niesamowitą ilość hejtu, ale cóż… ona jest fajna. Na początku była irytująca, ale jej postać mocno się rozwinęła w ciągu pięciu lat. Wydoroślała, nie ma już debilnych dialogów. Tym, co mi się nie podoba w The Clone Wars jest, oczywiście, psucie kanonu. Jest to jednak kwestia, która nie wywołuje u mnie takich emocji, jak kiedyś. Poza tym, zmiany dotyczą pomniejszych wydarzeń i postaci – nikt przecież nie zabił Hana Solo. W skrócie: TCW to dużo fajnych rzeczy i dużo złych. Byłoby mi szkoda braku sezonu szóstego, gdyby nie zapowiadające się świetnie Rebels. Ale to już historia na inny wywiad.
Jaki masz stosunek do wyczynów Maula w serialu?
Negatywny? Żeby powiedzieć delikatnie. To nie jest tak, że bardzo mi się ten pomysł nie spodobał, ale jest on co najmniej dziwaczny. Cóż nasz Maul robił przez tych dziesięć lat? I jak przeżył? Historię jego brata jeszcze jakoś rozumiem, ale Maul więcej zamieszał, niż przyniósł pożytku.
Cieszysz się na nowe Gwiezdne wojny?
Cieszę się, oczywiście! Chociaż to „oczywiście” nie jest takie oczywiste wśród wszystkich fanów. Uważam jednak, że nowe epizody to szansa, żeby Star Wars pojawiły się znów na ustach ludzi. Pojawi się nowa trylogia, spin-offy, nowy stuuf, nowi fani. Cieszy mnie to. Jedyny minus to potencjalne zmiany w kanonie. Tak jak mówiłem, ja nie lubię zmian, ale o ile będą one dotyczyły trzecioplanowych postaci, to nie będę rozdzierał z tego powodu szat. Ten szum i zainteresowanie wokół naszego uniwersum jest ważniejszy, niż drobne problemy z kanonem. Zresztą, pokładam sporo wiarę w zespół ds. ciągłości, w którym są między innymi Pablo Hidalgo i Leland Chee, który to zespół ma ściśle współpracować ze scenarzystami wszystkiego, co ma wychodzić ze stajni Lucasfilm.
Myślisz, że Lucas będzie ingerował w nowe epizody?
W pewnym stopniu. Trudno powiedzieć, na ile J. J. Abrams pozwoli sobie, by mu przeszkadzano w pracy. Myślę, że Lucas samą decyzją sprzedania powiedział, że nie chce mieć już dużo wspólnego z Star Wars. Ale mimo wszystko sądzę, że drzemią w nim jakieś ojcowskie uczucia względem odległej galaktyki.
Korzystając z okazji chciałem o coś zapytać. Od dawna dzieli się Polaków na tych prawdziwych i udawanych. Ale to nie tylko u nas. Jesteś z Pančeva [czyt. Panczewa – przy. red.], które znajdowało się kiedyś w Jugosławii, prawda? Jak bardzo jest ważna dla Ciebie kwestia narodowości, i czy bycie Jugosłowianinem nie wyklucza z bycia Polakiem?
W żadnym razie nie wyklucza. Dla mnie ta kwestia jest ważna. Może nie aż tak, jak ze dwa, czy trzy lata temu, ale to określa… może nie to, kim jesteś, ale twoją historię i korzenie, przywiązanie do kraju, w którym się urodziłeś. W moim wypadku jest to nietypowa sprawa.Ja i mój ojciec nazywamy się Jugosłowianami, co robi niewiele ludzi z dawnej Jugosławii. Dlaczego używamy dla siebie takiego miana? To wynika stąd, że lubimy myśleć o sobie jako o przedstawicielach wszystkich nacji byłej Jugosławii, a nie jakiejś konkretnej. W moim wypadku mogliby to być Macedończycy i Serbowie, ponieważ stricte etnicznie ujmując, to jestem w połowie Macedończykiem, a w połowie Polakiem. Ale w Macedonii nigdy nie żyłem, nigdy nie mieszkałem, nawet się tam nie urodziłem – pochodzę z serbskiej Wojwodiny. Obywatelstwo mam właśnie serbskie i polskie, a narodowościowo jestem Jugosłowianinem i Polakiem. Jak widzisz, na pytania o narodowość, obywatelstwo i etniczność za każdym razem udzielam innej odpowiedzi.
Odnośnie tego, co mówiłeś o prawdziwych i nieprawdziwych Polakach… Pękam ze śmiechu, gdy czytam wypowiedzi osób, które uwielbiają tak nas dzielić, czyli naszej przesiąkniętej hipokryzją prawicy. Jest to szczególnie zabawne dla mnie osobiście, bo określam siebie samego jako Polaka i polskiego patriotę w równym stopniu co Jugosłowianina i jugosłowiańskiego patriotę. Innymi słowy jakiekolwiek podziały na „prawdziwych” i „nieprawdziwych” przedstawicieli danego narodu są bzdurne i idiotyczne. Ponadto dla mnie definicja prawdziwego Polaka, Jugosłowianina, Niemca, niezależnie od narodowości, zawiera się w kilku zwrotach: patriota to ktoś, kto kocha swój kraj niezależnie od tego, kto nim rządzi, jaką ma historię, ale jednocześnie przy tym uczuciu powinien zawsze pamiętać, że historia danego narodu składa się i z dobrych i złych kart. Nie można gloryfikować tych dobrych, a unikać tematu złych, albo oburzać się dlatego, że ktoś je wspomina. Jest to bardzo ważna część bycia nowoczesnym patriotą. W moim wypadku o tyle ważne, że zarówno Chorwaci, jak i Serbowie mają na koncie wiele, wiele paskudnych rzeczy: masowe mordy, wojny domowe. Chorwaci, ustasze z czasów drugiej wojny światowej, stworzyli reżim gorszy od tego, który naziści urządzili w Polsce. Z kolei Serbowie w ostatniej wojnie, mam nadzieję, że naprawdę ostatniej, w latach 90-tych dokonali mordów na masową skalę. Srebrenica jest przykładem najgorszym, bo tam wymordowano ponad 8000 Bośniaków. Serbowie dokonywali też masowych gwałtów na kobietach bośniackich – mówi się o dziesiątkach tysięcy ofiar. Naprawdę nie ma się czym chwalić. I ja osobiście wstydzę się za wszystkie te zbrodnie. Tak samo jak wstydzę się za Polaków, którzy dokonywali w przeszłości niecnych czynów, co nam się zdarzało. Oto, co według mnie znaczy być patriotą: nie patrzeć na swój naród jako na święty czy wyjątkowy. Nie jest taki. Jest za to unikatowy, tak jak i każdy inny naród na naszej planecie. Warto to mieć w świadomości, gdy chce się rzucać hasłami w stylu „Polska Chrystusem narodów”, czy stawiać nasz naród ponad inne.
Piszesz także opowiadania i masz ich całkiem sporo w swoim dorobku. Z natury masz lekkie pióro, czy musiałeś jakoś ćwiczyć swoje zdolności pisarskie?
To dobre pytanie, bo w tym momencie akurat bardzo mało piszę, żeby nie powiedzieć – w ogóle. W tej chwili nie mam już lekkiego pióra. Moje umiejętności stępiły się ostatnio i mam wrażenie, że to, co zdarza mi się skrobnąć nie jest tak fajne, jak kiedyś. Główny okres mojej twórczości to lata 2006-2008, napisałem wtedy ponad 40 opowiadań, a to bardzo, bardzo dużo. Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że wtedy pisało mi się naprawdę dobrze. A by dobrze pisać, trzeba dużo pisać. I brać pod uwagę krytykę czytelników, tą konstruktywną, bo komentarz w stylu „beznadziejny fanfik”, no, cóż, niewiele pomaga w doskonaleniu swoich umiejętności. Bardzo lubię konkretne uwagi. Mam nadzieję kiedyś wrócić do opowiadań. Tęsknię za nimi. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Możecie trzymać za mnie kciuki.
I jeszcze na koniec, dlaczego Twoją ulubioną bohaterką jest Ahsoka?
Dementuję te plotki! Ja ją lubię, jest fajną postacią, ale ulubioną? W życiu! Moimi ulubionymi postaciami nadal są wielki admirał Thrawn i Revan oraz Wygnana Jedi.
Dziękuję serdecznie za wywiad i życzę wielu owocnych pomysłów i motywacji do dalszej pracy. Niech Moc będzie z Tobą.
I z Wami także. Ja również dziękuję.
O ile wywiad przypadł Wam, czytelnikom, do gustu – zamierzam kontynuować chodzenie po domach, pukanie do drzwi i zawracanie du… głowy naszej społeczności. A może życzylibyście sobie przeczytać rozmowę z jakąś konkretną osobą? Czekam na sugestie!