Opadł kurz: redakcja o Expanded Universe

Półtora tygodnia temu świat fanów Star Wars obiegła długo wyczekiwana oficjalna wypowiedź Lucasfilmu na temat dalszych losów Expanded Universe. Że „trochę” nie tego się spodziewaliśmy, to mało powiedziane. Reakcje na tę wieść były skrajne, ale w większości przypadków negatywne i dramatyczne. Nasza redakcja postanowiła dać sobie odrobinę czasu na ochłonięcie (wyjątkiem był Jedi Nadiru Radena, który już się wypowiedział w tym temacie), by wszystko na spokojnie przemyśleć i oto, co możemy powiedzieć o całej tej, kontrowersyjnej sytuacji.

Cathia: Czytanie książek i komiksów starwarsowych zarzuciłam gdzieś w p5ołowie Nowej Ery Jedi. Po prostu, przestał mi odpowiadać kierunek, w którym to wszystko poszło, poziom powieści spadał na łeb, na szyję, a i książek nikt nie chciał mi dawać w prezencie. Potem kupowałam już tylko pozycje wybrane, ograniczając się do tych, które zawierały motywy w jakiś sposób mnie interesujące lub te, o których już słyszałam coś dobrego. Niespecjalnie zachwyciła mnie też akcja promocyjna The Old Republic, w wyniku której dostaliśmy całe mnóstwo pozycji, które były co najmniej kiepskie. EU zeszło na psy. Dlatego informacja, że Disney zamierza się zabrać za przetrzepanie kanonu, specjalnie mnie nie zmartwiła. Bałam się tylko, że jako właściciel Marvela za kanoniczne uzna te właśnie, nienajciekawsze komiksy. Jednak kiedy dowiedziałam się, że do piachu idzie wszystko poza filmami, The Clone Wars i przyszłymi serialami, zrobiło mi się… przykro.

Przypomniałam sobie, jak z wypiekami czytałam Trylogię Thrawna, jak z przyjaciółmi długo i zażarcie dyskutowaliśmy o książkowo-komiksowych Sithach, a także kłóciliśmy się o najmniejsze drobiazgi. Mam nadzieję, że Zahn się nie myli że poleci tylko to, co nie będzie się zgadzało z wizją nowych twórców, co mogłoby oznaczać zostawienie przeszłości w spokoju. I tak KotOR, Tales of the Jedi czy Trylogia Bane’a nadal zostałyby kanonem. Mam nadzieję, bo myśl o tym, że przekreślono całe lata mojej pasji, nie trafia do mnie, przerasta mnie, wyrzucam ją ze swojej świadomości. Jednak jeśli rzeczywiście ten świat będzie kontynuowany w serii Legendy, to mam nadzieję, że ludzie Disneya będą dokonywali lepszej selekcji materiału niż ci od Lucasa. I myślę, że podobnie myśli wielu fanów, zwłaszcza kiedy zejdzie z nich pierwszy szok.

Marik Vao: Disney to firma, która chce zarabiać. Postanowili więc kupić Gwiezdne wojny i na nich zarobić jeszcze większą kasę. Dlaczego nie zrobić tego samego, co z Marvelem? Można przecież nakręcić masę nowych filmów i mieć z nich wspaniały dochód. Jednak Gwiezdne wojny mają kanon, a to jest duże ograniczenie. Filmy Disnea są obecnie bardzo schematyczne, a Expanded Universe stanowi tak wspaniałą różnorodność, że trudno byłby tam wstawić utarty schemat napisany przez scenarzystę-robotnika, który potrafi tylko produkować kasę, a nie dobre kino. Dlatego jasnym się stało, że będzie trzeba zniszczyć choćby część EU. No, ale fani się oburzą, jak w 2015 roku znów obejrzą kiepski film i do tego niezgodny z istniejącymi historiami, więc trzeba zachować się tak, jak Machiavelli nakazał zadać wszystkie krzywdy teraz, żeby za półtora roku mieć spokój.

Nas, fanów, zamknięto w rezerwacie z napisem Legends i zostawiono jedynie jakieś nikłe nadzieje, że Disney „łaskawie” odda nam choćby tę część kanonu, która była przed Starą Trylogią. Nawet jeśli do tego dojdzie, to i tak zdarzenia po Powrocie Jedi i przed nim dzieją się w tej samej galaktyce. Jeśli Disney wymyśli, że bohaterowie nowych epizodów odwiedzą „zapomnianą planetę Jedi”, a nie będzie nią Tython, to od razu wpłynie to na kanon z ery Starej Republiki. Nawet jeśli dotychczasowe EU będzie w jakiś sposób rozwijane, to i tak Gwiezdne wojny są teraz pod butem Disneya.

Krzywy: Mam strasznie mieszane uczucia. W końcu ostatnie kilkanaście lat poświęciłem na czytanie wszystkich gwiezdnowojennych książek i komiksów, jakie tylko pojawiały się na rynku, dzięki czemu zbudowałem sobie w głowie wyobrażenie na temat uniwersum zapoczątkowanego przez George’a Lucasa… ale przecież nikt mi tego nie odbierze! Przekreślenie dotychczas wydanych książek było nieuniknione, bo twórcy nowej filmowej trylogii musieli mieć przecież świeży start. Przez ostatnie kilka dekad powstało tak dużo materiałów związanych z Expanded Universe, że nawet najbardziej zagorzali fani mogą mieć problem w połapaniu się w chronologii. Nie możemy się też oszukiwać: wśród powieści są liczne gnioty, a twórcy wielokrotnie musieli retconować sprzeczne informacje w źródłach. Praktycznie każdy ogromny, wyimaginowany i rozwijany przez masę autorów i dekady świat potrzebuje co jakiś czas odświeżenia. Fani fikcyjnych uniwersów dorastają, a nowe pokolenia przed eksploracją Odległej Galaktyki blokuje ogrom opublikowanych do tej pory materiałów… które w końcu czerpią z innych poprzednio wydanych dzieł. Sam zauważyłem, że polecając znajomym, gdzie powinni zacząć przygodę z Expanded Universe, polecam głównie książki wydane kilkanaście lat temu!

Reboot całości pozwoli autorom opowiedzieć historię na nowo, ze świeżym podejściem. Twórcy mogą teraz czerpać z doświadczenia innych osób, które dokładały do Expanded Universe swoją cegiełkę. Doskonale wiemy, co się sprawdziło, a które pomysły okazały się chybione. Czy to się uda? Trudno powiedzieć, bo to już zależy od samych autorów i koordynatorów. Szkoda, że przynajmniej kilka z wybitnych powieści i serii komiksowych nie zostało zachowanych… ale jestem zdania, że to pogmatwałoby sprawę jeszcze bardziej. Mam jednak nadzieję, że nie wszystkie wątki zostaną porzucone, a część z historii zostanie po prostu opowiedziana na nowo. Może za pomocą innego medium? Disney wie, co robi. Ci naprawdę hardkorowi fani i tak łykną wszystko, co Disney rzuci, a na miejsce tych nielicznych, którzy teraz Gwiezdne wojny porzucą w ramach protestu, pojawi się dzięki temu rebootowi masa nowych osób… z jeszcze pustymi półkami w pokoju i pełnymi portfelami.

Yako: Zapowiedź zmian w Expanded Universe była, według mnie, potwierdzeniem tego, co wszyscy fani i tak wiedzieli, dlatego też nie rozumiem ogólnofandomowej bulwery, jaka wybuchła. Oczywiste było, że sporo wydarzeń z Wszechświata Rozszerzonego, dziejących się po Powrocie Jedi będzie w sprzeczności z tym, które będą zaprezentowane w Epizodzie VII i późniejszych. Takie przejrzenie i odświeżenie kanonu oznacza, że może wypaść z niego kilka niespójnych i, po prostu, głupich pomysłów, że przytoczę tylko niektóre wydarzenia z Paktu na Bakurze, gdzie wprowadzono jakieś wielkie jaszczurki spoza galaktyki…

Poza tym, dzieła usytuowane w „nowym kanonie” będą pisane przez znanych nam, i lubianych autorów którzy na pewno wprowadzą swoje rozwiązania i postaci, do których przez lata się przyzwyczailiśmy. Nowe dzieła Star Wars to nowe historie do śledzenia i nowe informacje do poznania. Pamiętajmy też, że „stary kanon” także był diabelnie niespójny. Teraz powstanie specjalnej grupy w Lucasfilm odpowiedzialnej za kanoniczność może sprawić, że to co zostanie stworzone będzie po prostu lepiej do siebie dopasowane. I może wreszcie zniknie zabałaganiony i podzielony na G-kanon, T-kanon S-kanon i inne kanon Star Wars.

Vidar: Prawdę mówiąc, ja nie rozumiem tej zbiorowej histerii. Owszem, nie jest to spełnienie marzeń nas, fanów. I wolelibyśmy, by sytuacja wyglądała inaczej. Ale chyba nikt nam nigdy nie dawał za bardzo złudzenia tego, że twórcy filmowi będą trzymali się kurczowo dotychczasowego kanonu. Poza tym warto pamiętać, że dawny kanon nie został wywalony, jak to niektórzy piszą. On istnieje, będzie kontynuowany (pewnie na mniejszą skalę i dopóki nowe EU się nie rozkręci, ale jednak) jako druga rzeczywistość. Sam niedawno pisałem, że nie podobałoby mi się uniwersum Star Wars jako multiwersum. Ale w obecnej sytuacji? Po przemyśleniu dochodzę, że póki nie będzie nieskończoności multiwersów, tylko dwa równoległe, pokrywające się w jakiejś części dlaczego nie? Zwłaszcza, że nowy kanon ma być bardziej spójny i pewnie będzie dobrze przystosowany do przyjmowania ewentualnych dalszych filmów w uniwersum. I nie sądzę, by wywracali absolutnie do góry nogami.

Pewne (jak liczne, zobaczymy) elementy czy postaci na pewno przeniosą (dotychczas tak było. Na przykład z Coruscant czy podwójnym mieczem świetlnym). Nie ma co przesadzać, dopóki nie zobaczę, co konkretnie oferują w nowej odsłonie uniwersum, nie osądzam i nie lamentuję. Nawet jestem trochę optymistyczny, wreszcie zaczyna się dziać coś naprawdę dużego. Oby tylko nie poszli w stronę uniwersum robionego wyłącznie w stylu infantylnego The Clone Wars. I by była jasność. Współczuję wszystkim, którzy połowę majątku władowali w Expanded Universe i związane z nim rzeczy. Zanim napadniecie na mnie na jakimś konwencie czy spotkaniu fanów pamiętajcie, że piszę to z perspektywy osoby, która kupowała wybrane dzieła EU, które ją wyjątkowo zainteresowały, resztę wiedzy z uniwersów brała z kompendiów, artykułów i Wookieepedii. Jeśli bym wchłaniał absolutnie wszystko, co wychodzi pod szyldem Star Wars, na pewno moja perspektywa byłaby nieco inna.

Kaelder: Coś się kończy, by zacząć mogło się coś. Takimi słowami śmiało można określić to, co ostatnio wydarzyło się w związku z Gwiezdnymi wojnami. Z chwilą pojawienia się informacji o tym, że dotychczas znany fanom, choć wyjątkowo pogmatwany i dziurawy kanon, zostanie odstawiony na boczne tory, wielu odczuło przeszywający ból oraz rozczarowanie decyzją podjętą przez Disneya. W mojej perspektywie, nie warto drzeć szat i obrażać się na cały świat, tylko i wyłącznie na podstawie domniemań oraz mylnie odbieranego wizerunku towarzyszącemu korporacji Disneya. Recepta dla wszystkich w tym wypadku powinna być prosta: poczekajmy cierpliwie, mając na względzie to, co wydano dotychczas i traktując jako dobry omen fakt, iż uniwersum zostanie chronologicznie dopieszczone. W końcu wielu z nas przeklinało Makera i osoby odpowiedzialne wcześniej za EU, zarzucając im żonglerkę wydarzeniami i upychanie na siłę setek bitew w krótkich okresach czasowych (vide Wojny Klonów). Teraz mamy to, co chcieliśmy, pozostaje jedynie zasiąść wygodnie w fotelu i liczyć dni do grudnia 2015, bowiem wtedy dowiemy się jak Gwiezdne wojny ugryzł J. J. Abrams.

Lisa: Skasowania Expanded Universe spodziewałam się od dłuższego czasu, więc zeszłotygodniowe oświadczenie prasowe Lucasfilmu mnie nie zaskoczyło. Co najwyżej zasmuciło, bo w duchu liczyłam, że rozwiążą to tak, żeby szczęśliwi byli fani obecni i ci, którzy przyjdą z powodu EVII. Od ponad trzydziestu lat był jeden kanon, wystarczająco spójny, by usatysfakcjonować znaczną większość fanów. A teraz wymyślili sobie jakieś Legends i nowy, prawdziwy kanon. To ogromna szkoda, patrząc na dorobek starego EU, które wyróżniało Star Wars od innych fandomów. Nie było wielu innych fikcyjnych światów, które bez przerwy się tak rozwijały. A teraz wszystkie książki, które mam na półce są warte nie więcej od fanfików. Cieszę się, że od dłuższego czasu Star Wars jest u mnie na dalszym planie, bo przejęłabym się całą tą sytuacją dużo bardziej.

Darth Kamil: Jeśli o mnie mowa… 25 kwietnia 2014 roku to najgorszy dzień mojego życia. Coś się tego dnia definitywnie skończyło, przepadło, umarło wręcz. Zdarzają się gorsze okresy w życiu. Są i te lepsze. Ale koniec EU wprawił mnie w głęboką depresję… agonię, delirium. Jeśli kiedykolwiek bardziej nie chciało mi się żyć, to właśnie po przeczytaniu informacji o zdekanonizowaniu kanonu. O ile już od dawna czułem urazę do Luca$a, o tyle teraz człowiek ten przestał dla mnie istnieć. Jestem zrozpaczony, zły i zawiedziony! Miały być nowe Gwiezdne wojny… ale zapomniałem, że te dwa słowa już dawno straciły swoje znaczenie. Nie sądziłem, że przyjdzie mi doczekać początku końca i całkowitego upadku naszego ukochanego Uniwersum.

Alcyone: Szczerze mówiąc, wizja skasowania Expanded Universe przez Disneya nawiedziła mnie w momencie, gdy dowiedziałem się, że ta wytwórnia przejmuje Lucasfilm i zabiera się za trzecią filmową trylogię. Ponieważ to było ponad rok temu, z biegiem czasu dawałem sobie nadzieję, że jednak Disney nic nie ruszy. Zachodziłem w głowę, o czym mogą być te nowe filmy, skoro dużo pomysłów fabularnych wykorzystano już w komiksach i książkach. I pewnego dnia zajrzałem na oficjalną stronę. Od razu nasunęła się mi się taka myśl, która mogła towarzyszyć ludziom z Disneya: ,,A po co się wysilać, wyrzućmy kanon i będzie łatwiej nakręcić film.” Może trochę za ostro to ująłem, ale wiemy o co chodzi. Postanowili zrobić nowy kanon, a żeby uciszyć ,,starych” fanów, kazali im się zadowolić jakimś tam Legends. Przykro patrzeć jak ponad 30 lat pozafilmowej rzeczywistości idzie do piachu. Ale w sumie, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło narzekaliśmy, że nic ciekawego z naszym ukochanym uniwersum się nie dzieje. Teraz dopiero się zacznie dziać, zobaczycie!