„Rebels 1×03: Fighter Flight”

Marik: Drugi odcinek Rebels to duża nowość na skalę całych Gwiezdnych wojen. Do tej pory s-f w familijnym stylu kojarzyło mi się raczej ze Star Trekiem, a w żadnym wypadku ze Star Wars. Jednak właśnie tak się prezentuje nowy odcinek, gdzie bohaterowie nie mają na celu przechwycenia niehumanitarnej broni, uwolnienia Wookiech ani nie robią nic ważnego, a ich jedynym zadaniem jest… zrobienie zakupów. Pomysł dość oryginalny, choć mało klimatyczny. Twórcom należy się pochwała za to, że spróbowali czegoś niesztampowego, zamiast bezpiecznego powielania istniejących schematów. Jeśli chodzi o formę, odcinek nie wyróżnia się niczym. Nadal zdarzają się wpadki graficzne (tym razem najbardziej po oczach uderzają palce Ezry, które nawet w zbliżeniu nie mają paznokci), muzyka, która bazuje na Williamsie oraz słynna precyzja szturmowców. Odcinek zasługuje najwyżej na 7/10 i to tylko ze względu na nowatorski styl fabuły.

Cathia: Przyznam, że na początku nieco się przeraziłam, bo przepychanki bohaterów i wysłanie ich na zakupy nie mieści się specjalnie w tym, co nazywam interesującym początkiem historii. Muszę jednak powiedzieć, że byłam w błędzie, a historia miała potencjał. Dostaliśmy przygodę – dużo latania, strzelania, kiwania szturmowców itp., kwintesencja Gwiezdnych wojen. Obawiam się jednak, że na dłuższą metę zacznie się to robić nużące, oczekuję więc wkrótce rozwinięcia fabuły. Jak dla mnie 7/10.

Kaelder: Po bardzo fajnym pilocie, całkiem niezłym pierwszym odcinku serii, przyszedł czas na dość przeciętny Fighter Flight. Na początku nie ma zbyt wiele akcji, ot sielankowa atmosfera i niesnaski w zespole. W miarę rozwoju akcji pojawia się jednak ciekawa scena, która mimowolnie przywodzi na myśl zabójstwo Larsów przez szturmowców. Później miałem wrażenie, że twórców troszkę poniosła fantazja z kradzieżą myśliwca TIE i akrobacjami, jakie bohaterowie nim wyczyniali. Wyszło więc zabawne, ale mało interesujące widowisko. Ostatecznie daje 7/10 z racji graffiti, nawiązań i śmiesznych scen.

Nadiru: Mogę się w pełni zgodzić z atutami odcinka, wyszczególnionymi przez Marika i Cathię. Fighter Flight jest nietypowe i oryginalne, bo któżby się spodziewał epizodu o pójściu na zakupy, i zarazem zaskakuje, bo wydawałoby się, że z tego tematu nie da się nic ciekawego wyciągnąć. Na plus zapisuje się niewątpliwie to, że postacie i relacje między nimi w Rebels są ciągle rozwijane, choć niezbyt poważnie, a w humorystyczny sposób, jak zresztą przystało na głównych odbiorców serialu. No i jest tajemnica – w końcu jest dość oczywiste, że Zeb z Ezrą wcale nie rozbili tego TIE Fightera, co skłania do pytania: co z nim rzeczywiście zrobili? W każdym razie, jeśli miałbym wymienić jakieś wyraźne minusy, to miałbym z tym problem. Ot, jest fajnie, choć nie jakoś wybitnie. Moje obawy kierują się za to w podobną stronę, co Cathii – najwyższy czas, by w Rebels zaczęło się dziać coś więcej. Tymczasem jednak Fighter Flight dostaje ode mnie solidne 8/10.