Historia polskiego fandomu „Star Wars”, cz. 3

Dla fandomu Star Wars wszystko zmieniło się, kiedy w Polsce upowszechnił się Internet. Zakończyła się wtedy pewna epoka, a zaczęła nowa. Mowa o latach 1996-1997. Miały wtedy miejsce dwa wydarzenia. Po pierwsze, Telekomunikacja Polska wprowadza ogólnopolski numer dostępowy do internetu – 0202122, który pozwalał każdemu, kto posiadał modem, linię telefoniczną i komputer połączyć się z internetem w cenie połączenia lokalnego (nie naliczane były dodatkowe opłaty). Po drugie, w 1997 roku na ekrany kin wchodzi Edycja Specjalna wszystkich trzech epizodów Gwiezdnych wojen, co dla wielu ludzi, w tym i dla mnie, było pierwszą okazją do obejrzenia filmów po raz pierwszy na dużym ekranie.

Owa Edycja Specjalna napędza w Polsce sprzedaż zarówno książek i komiksów. I choć tych drugich nie było wiele, tak Amber trzymał (i trzyma) się mocno. Pojawiły się na większa skalę także figurki i inne „elementy kolekcjonerskie”, w tym słynne Tazo dołączane do chipsów. Każdy w szkole i na podwórku miał swoją kolekcję Tazosów, czyli małych, okrągłych żetonów przedstawiających postacie i wydarzenia z Trylogii. Handel wymienny kwitł, a ten, kto uzbierał wszystkie (niczym pokemony), był prawdziwym guru.

Moda na Tazosy wpisała się w popularną wtedy grę w „kapsle”. Polegało to na tym, że układało się żetony na stos i rzucało się takim większym żetonem tak, aby ów stos rozwalić. „Kapsle”, które się odwróciły, były zabierane przez rzucającego. Z takich rozrywek wyrosły potem rozmaite Beyblade czy Bakugany, którymi dzieciaki fascynowały się jeszcze kilka lat temu. Ale wróćmy do tematu.

Edycja Specjalna trafiła oczywiście na kasety VHS. Co ciekawe, w dwóch wersjach: „gold” i „silver”. Jedna była w formacie szerokokątnym, druga – w formacie telewizyjnym o proporcjach obrazu 4:3. Wersja „kinowa”, o proporcjach obrazu 16:9, była nieco trudniej dostępna… Może po prostu wprowadzono jej mniej na rynek?

Ale zostawmy na chwilę kasety i filmy. Wskoczmy do powolnego, modemowego internetu. W 1996 i 1997 rodzą się pierwsze, fanowskie strony internetowe o Star Wars. Teraz już nie istnieją, z wyjątkiem jednej, Stoczni Sluis Van (http://sluisvan.net) prowadzonej do dzisiaj przez N’Loriela. W latach 90. istniały także takie strony jak Archiwum Star Wars prowadzone przez Frankiego (tak, tego od sklepu Fanatyk.pl), Ord Mantell – prowadzona przez IG-88, która była chyba pierwszą stroną z newsami o Gwiezdnych wojnach w Polsce. Ciekawą stroną była także Chato Star Wars Page, na której do pobrania było sporo multimediów z Gwiezdnej Sagi. Oczywiście pisząc „multimedia”, mam na myśli dźwięki wave odpalanego miecza świetlnego albo animowany gif z głową Luke’a. O filmach HD nikomu się wtedy nie śniło. Nie istniał YouTube ani Facebook, a Google rodził się jako akademicki projekt dwóch doktorantów w USA.

Wtedy też narodziły się pierwsze bractwa. Sithowie zaczeli gromadzić się w Brotherhood of the Sith, które istnieje do dziś, a Jedi przystępowali do OOK – Order of Knowledge, skupiające fanów jasnej strony. Tego drugiego już niestety nie ma. Bractwa i organizacje kostiumowe takie jak polskie oddziały Rebel Legionu i 501st. To jednak zupełnie inny rozdział historii fandomu, o którym być może kiedyś napiszę…

Na samym przełomie wieków doszło do kilku zmian na internetowej scenie Star Wars. Strona Chato zniknęła, a strona Ord Mantell połączyła się z Archiwum Star Wars tworząc Imperial City Online, które istnieje do dziś. Z kolei około 2001 roku pojawiły się dwie strony, które są szczególnie ważne dla mnie. Jedna – Pic of The Week ze śmiesznymi obrazkami ze Star Wars oraz strona Star Wars Dantooine z modelami 3D związanymi z Gwiezdnymi wojnami. Te dwie strony pod koniec 2001 roku dołączyły do projektu i razem ze wspaniałą ekipą stworzyliśmy Bastion Polskich Fanów Star Wars, który, póki co, istnieje. W 2006 roku, cztery lata później, narodziła się Biblioteka Ossus. A potem – to już czasy nowożytne…

W tym czasie byliśmy świadkami jeszcze jednej rewolucji. Otóż kasety VHS zostały ostatecznie wyparte przez płyty DVD, a potem Blu-ray. Ostatnim epizodem wydanym na VHS była Zemsta Sithów, choć mogło się skończyć na Ataku klonów, a o czym za chwilę. Filmem, który ostatecznie pokazał kres formatu VHS było Mroczne widmo. Bo wtedy Lucasfilm zapowiedział, że na DVD filmy wyjdą dopiero po zakończeniu Nowej Trylogii. Dwa lata później zweryfikowano te założenia, Lucas wycofał się z deklaracji, a TPM finalnie ukazał się na cyfrowym krążku. Mroczne widmo u nas było dostępne na kasecie bez kłopotów, w dwóch wersjach – z napisami i w wersji z dubbingiem. Kolejne części Nowej Trylogii były już wydawane głównie z myślą o płytach DVD. Epizod II pojawił się równolegle na kasecie i na DVD i, oczywiście, to płyta cieszyła się większym wzięciem. Epizod III z kolei miał wyjść już tylko na krążku, ale fanowska kampania sprawiła, że z decyzji tej ostatecznie się wycofano.

Na zakończenie

Od amerykańskiej premiery pierwszych Gwiezdnych wojen minęło już prawie 40 lat, czyli dwa pokolenia zdążyły już wychować się na przygodach bohaterów z odległej galaktyki. Zmiany, jakie zaszły wśród fanów, zwłaszcza to, co uwarunkowane zostało przez płynącą przez nasz kraj rzeką historii, z upadkiem komunizmu i rozwojem wolnego handlu na czele, są gigantyczne. Dzięki rozwojowi nowych form komunikacji i przyspieszeniu działania globalnej sieci zupełnie inaczej podchodzimy już do kwestii „bycia fanem” czegokolwiek. Mam ochotę obejrzeć odcinek serialu – dwa kliknięcia i mam go u siebie, przed nosem. Chcę kupić książkę? Znowu dwa kliknięcia i kurier przynosi mi ją pod drzwi, niezależnie od tego, czy kupiłem ją w księgarni w Polsce czy w Japonii.

Mówi się, że „kiedyś było lepiej”. To nieprawda. Owszem, czuje się sentyment, kiedy sięgnie się do szafy i znajdzie się tam stary zeszyt z powklejanymi wycinkami o Gwiezdnych wojnach, czy na strychu sięgnie się na do kartonu i będzie tam gumowaty, obdrapany misio bez ręki, którym bawiliśmy się kiedyś doskonale, nie wiedząc, że ta figurka to polska kopia Kennerowego Chewbaccy.

Nie chciałbym jednak powrotu do czasów, kiedy nie mogę siedząc w pociągu obejrzeć najnowszego odcinka Rebeliantów na tablecie, sprawdzając jednocześnie opisy postaci na Ossusie za pomocą smartfona. Kiedy już upojna podróż się skończy, chcę z torby wyciągnąć gwiezdnowojenną książkę i poczytać ją, leżąc w wannie, a potem spotkać się ze znajomymi i pograć w Miniatures albo w bitewniaka X-Wing.

Z jednej strony teraz jest łatwiej być fanem. Łatwiej jest o ciągłe impulsy dla mózgu, bo możemy czytać, oglądać i bawić się naszym ulubionym hobby. Z drugiej – łatwo się zagubić w tym, co jest na rynku i co jest warte naszej uwagi. Kiedyś zbierało się wszystko, co udało się złapać. Teraz jedni poszerzają swoją wiedzę, inni lubią LEGO Star Wars, a inni poświęcają się szykowaniu strojów.
Przed nami nowe Epizody i nowe pokolenie fanów. Pamiętajmy o tym, co było, szykując się na to, co będzie!