Słowo o fanfikach

Wszyscy wiemy, jak to jest, kiedy ulubiony serial zostaje udziwniony, książka skończona, a postać zabita. To straszne uczucie oprócz dyskusji wśród fanów wywołuje jeszcze wysyp wszelkiej twórczości – grafik, filmików, parodii i fanfików. Nie ma nic ciekawszego niż te ostatnie. Chociaż nie można ich publikować właściwie nigdzie poza Internetem i nie ma z nich korzyści finansowych, powstaje ich coraz więcej. Fani niezmordowanie tworzą nowe, coraz to bardziej zwariowane historie i miejsca, na których mogą je udostępniać. Prawdziwym rajem jest dla nich FanFiction.net i Archive of Our Own, gdzie wyszukiwarki są dostosowane do potrzeb fana: można wybrać m.in. rodzaj historii, jej głównego bohatera i język. Widać zatem, że zainteresowanie fanfikami wzrasta. Różnie się na to patrzy, ale ja mimo wszystkich negatywów, nie potrafię przejść obok nich obojętnie.

fanfiki1

Jestem multifandomistą, więc widzę, co jaki fandom pisze i czyta. I tak na przykład fani opowieści, gdzie większość postaci to mężczyźni, mają skłonność do pisania homoseksualnych romansów, często takich erotyków, że 50 twarzy Greya się chowa. Najwięcej takich tworów powstało przez Supernatural i Sherlocka, co – w najlepszym przypadku – ociera się o głupotę, bo fani widzą coś, czego nie ma. Naprawdę, nie sposób nie zrobić facepalma, kiedy czyta się o miłości między braćmi, ale innej niż ta braterska. To samo, jeśli chodzi o postacie, które w pierwowzorze wcale się nie lubiły (patrz: Sherlock i Moriarty), tymczasem fani tworzą własny kanon, robiąc ze wszystkich gejów. W przypadku tych dwóch seriali popularność spiskowych teorii jest tak wielka, że dotarła do twórców, którzy skorzystali z nich przy tworzeniu odcinków. Te same fandomy muszą chyba znać kody na szybkie pisanie, bo opowiadania do nich można znaleźć już kilka minut po premierze odcinków.

Fanfiki nowością nie są, jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy, napisano do Sherlocka Holmesa Conan Doyle’a. Twórcą zamieszania był William S. Baring-Gould, który w swoich pracach zawarł teorie nadal pojawiające się w fanowskiej fikcji, co więcej, przez niektórych nawet uważane za fakty. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, przede wszystkim namnożyło się rodzajów opowiadań. Oprócz opowieści rozbudowujących losy postaci drugoplanowych, historii alternatywnych, kontynuacji i parodii doszły gatunki podrzędne. Jakby komuś było za wesoło i chciał to zmienić, idealnie nada się angst, dla tych lubiących lukier, wylewający się z ekranu, są fluffy, oczywiście bez poezji też się nie obejdzie, a powstaje jej dużo, szczególnie w kręgach fanów Tolkiena. Nie można zapomnieć o slashach, których ilość jest zatrważająca. Teraz też mało które opowiadanie obejdzie się bez parowania kogo popadnie, co bez wątpienia jest wynikiem wściekle rosnącej liczby fanek z wybujałą wyobraźnią.

fanfiki2

Łączenie postaci w pary jest przeważnie pomysłem śmiesznym, bo jak już wcześniej pisałam, często bohaterowie nie dość, że nie darzą się uczuciem, to jeszcze się nie znają. Każdy fandom ma jakieś pary, mniej lub bardziej normalne. Wszystkie mają jakąś nazwę, np. Supernatural Destiela, seria Riordana Percabeth, Sherlock Johnlocka i Sherlloly, a opowieści J.K. Rowling Drapple. To ostatnie to Draco Malfoy i… jabłko. Jak widać, poziom wariacji jest różny i dowodzi ogromnej kreatywności fanów. Czasem nawet nie muszą bohaterów łączyć, bo już to za nich zrobiono. Tutaj najlepszym dowodem jest, niestety już zakończony, serial Lost. Kiedy zaczął się formować czworokąt, widzowie byli zbyt zajęci rozbijaniem czwórki na pół, by opisywać swoje fanaberie. Inny przykład łączenia jest wynikiem teorii spiskowych, których w Internecie pełno. Nawet wśród fanów SW więcej jest opowiadań o Obidali niż tych kanonicznych związkach. A tam, gdzie więcej fanek, tam więcej gejów, o czym wspomniałam wcześniej. I żeby było jasne – nie mam nic przeciwko temu, ciekawi mnie tylko, skąd one biorą te pomysły, bo część pochodzi z drugiego końca kosmosu. Albo nawet galaktyki.

Kiedy namnożyło się seriali, filmów i książek, fanfiki z jednego medium przestały wystarczać. Tak powstały crossovery, czyli opowiadania łączące co najmniej dwa uniwersa. Gatunek absolutnie genialny, ale tylko dla tych, którzy nie ograniczają się do jednego świata. Ostatnio zdominowany przez Doktora Who, co nie jest zaskoczeniem, zważywszy na to, że to serial o podróżach w czasie i przestrzeni. Czytałam już, jak Doktor spotkał Sherlocka, pomagał w polowaniu na wampiry, sam był wampirem, utknął z rozbitkami na wyspie, szalał w Hogwarcie, odwiedził Enterprise, a jeszcze gdzie indziej nawracał Hannibala Lectera. Zróżnicowanie i konfiguracje są często tak fantastyczne, że aż chciałoby się, żeby dołączono je do kanonu. A jak już o kanonie mowa, to mój ulubiony rodzaj opowiadań to takie, które z nim nie kolidują, czyli łatki. Czasem aż mam ochotę podziękować autorom, że zostawiają jakieś wydarzenie nieopowiedziane, bo wizje fanów są przeróżne i warte przeczytania.

fanfi3

Zupełnie nowy trend wśród fanfików w 2012 roku wyznaczył Hobbit. Atrakcyjność pewnych krasnoludów – no i może jeszcze w malutkim ułamku samej historii – sprawiła, że Internet zaroił się od opowiadań, które można streścić prostym schematem: magicznym sposobem (czytaj: wypadek samochodowy/niewyjaśniona eksplozja/samobójstwo/maraton LotRa) dziewczyna trafia do Śródziemia. Dziwnym przypadkiem od razu spotyka całą Kompanię. Resztę sami sobie dopowiedzcie… Dlaczego to takie ciekawe? Bo na samym FanFiction.Necie ¾ opowiadań z Hobbita powiela właśnie ten schemat. Fakt, Kili rzeczywiście jest przystojny, a jego brat ma fajne wąsy, ale ta ilość przeraża. Tym bardziej, że niewiele z tego nadaje się do czytania. Pozostałe są znośne tylko dlatego, że są tak głupiutkie, naiwne i śmieszne, że czytanie ich może być przynajmniej zabawne. Ale tam gdzie jest fanka, nie można uniknąć największej fanfikowej plagi tego świata, czyli Mary Sue.

Mary Sue to osoba o urodzie Miss Universe, mądrości Hermiony Granger i odwadze Katniss Everdeen. Jest bardziej idealna od elfa, nie wie, co to porażka, że już nie wspomnę o kontaktach z facetami. W skrajnych przypadkach można spotkać się z jej dokładnym przeciwieństwem, czyli czarnym charakterem z przeszłością tak straszną, że aż włosy stają dęba. I żeby była jasność, ten problem nie dotyczy tylko hobbickich fanfików, Mary Sue jest jak zaraza. Znaczną część takich historii piszą dziewczyny, które o ortografii nigdy nie słyszały, tak jak i o myślnikach w dialogach. Z aż TAKĄ Mary spotkałam się dopiero na blogspocie, w opowiadaniach potterowych i zmierzchowych. Nie sprawdzajcie tego na własnej skórze, serio, zaskoczą Was nowe sposoby prowadzenia narracji albo pisowni banalnych wyrazów.

fanfi4

Robiąc przerwę od rzeczy strasznych przypomnę Wam, że nie wszystkie fanfiki to nudne miłostki. Najlepiej dowodzą tego właśnie fani Gwiezdnych wojen. Mamy ciekawe opowiadania o postaciach drugoplanowych, wydarzeniach pominiętych w filmach, tu i ówdzie można zobaczyć nawet zajmującą alternatywę. Moim zdaniem, te bezkonkurencyjne mamy w Polsce, co jest o tyle ciekawe, że jest ich mniej. Żaden fanfik po angielsku nie podskoczy naszym kryminałom, parodiom, czy tym smutniejszym opowiadaniom.Zastanawiałam się, czemu tak jest i doszłam do tego, że u nas pisze ten, kto ma pomysł, chęci i umiejętności. Tymczasem tam, gdzie jest to bardziej rozpowszechnione, każdy głupi może coś napisać i wrzucić. Jeszcze jedna rzecz odróżnia ten fandom od innych – taka pozytywna normalność. Nie mamy Mary Sue ani innych nieistniejących romansów, kilkukrotnego wskrzeszania tego samego bohatera, lukru i wielu innych głupstw.

Nie raz i nie dwa słyszałam, że istnieją opowiadania, które biją na głowę pierwowzór. Nie miałam przyjemności na takie trafić, ale może rzeczywiście, gdzieś głęboko w czeluściach Internetu jakieś siedzi i czeka, aż ktoś je przeczyta. Ku niezrozumieniu wielu fanów są jednak tacy, którzy nie pochwalają tego zjawiska. Najpopularniejszym przykładem jest George R.R. Martin, autor Pieśni Lodu i Ognia. Dla niego to plagiat, który nie służy początkującemu pisarzowi. Co do tego pierwszego zarzutu mam mieszane uczucia, bo przecież nikt nie dostaje za to pieniędzy, ale z tą szkodliwością pan Martin ma sporo racji. Dużo łatwiej poruszać się w świecie już przygotowanym niż stworzyć swój. Jego fani to szanują i podzielają ten pogląd, dlatego mimo ogromnej popularności, fików opartych na jego twórczości nie jest dużo.

fanfik5

Inne spojrzenie na fan fiction mówi, że to dobry sposób na przećwiczenie swoich umiejętności. Nie da się temu zaprzeczyć, bo żywym potwierdzeniem tej tezy jest Cassandra Clare, teraz autorka Darów anioła i wywodzących się od tej książki serii. Zaczęła od pisania fanfików z Harry’ego Pottera i LotRa, które w swoich kręgach były całkiem poczytne. Z tych mniej udanych jest 50 twarzy Grey’a, pióra E.L. James, pierwotnie opowiadanie ze Zmierzchu. Niemniej, każdy przykład pokazuje, że z takiego pisania też może coś dobrego wyniknąć. W końcu nawet sam Sheldon z Teorii Wielkiego Podrywu popełnił jeden w dzieciństwie.

lisa