Ten moment

Ten moment, w którym rodzice mówią ci, że wszystko będzie dobrze. Że masz się nie bać. Że to tylko zabawa.

Ten moment, kiedy wszystkie te rozmowy prowadzone szeptem przez niezliczonych wujków i ciocie, które odbywają się, kiedy ty już dawno powinieneś spać, nagle okazują się być realne… Że rzeczywiście może nadejść ten dzień, w którym powiedzą ci, że masz dziesięć minut na zabranie najbardziej potrzebnych ci rzeczy, a nikt nie ma czasu odpowiedzieć na twoje płaczliwe pytanie „Ale co się stanie z pluszowym rothem?”, przekazanym ci przez Tel’urę, przyjaciela z sąsiedniego roju. Ten moment, kiedy dostajesz w skórę, bo zadajesz idiotyczne pytania, zamiast zabierać się do pakowania najpotrzebniejszych rzeczy. Bo macie tylko kilkanaście minut na to, żeby opuścić dom. Bo inaczej przepadnie lot, na który kupiono okazyjnie bilety, mający zabrać was na Rauthę, tę planetę dziecięcych marzeń, jeden wielki lunapark.

Ten moment, kiedy wpada do pokoju twoja mama i krzyczy, że masz już natychmiast wyrzucić wszystkie zbędne rzeczy z plecaka, a zabrać ciepłe ubranie. Jak to zbędne? Zabawki, książki, a nawet pluszowy roth, który później może opowiedzieć wszystkie wasze przygody Tel’urze, bo przecież zna go dużo lepiej niż ty… Po co ciepłe ubranie? Po co nerwowo ściąga ze ściany twoje holo z wujkami, przyjaciółmi taty, które zrobiliście sobie na ostatnim wyjeździe i po co miażdży je obcasem, starannie, by nie został nawet najmniejszy fragment.

Ten moment, kiedy mówisz, że nigdzie nie jedziesz. Że jesteś przerażony, a tak w ogóle to pojutrze ciocia Syenna ma przynieść ci maleńkiego hoderka, o którym zawsze marzyłeś. Już nawet przygotowałeś mu posłanie, ot tam, w kącie, tuż przy twoim łóżku. Ten moment, kiedy mama krzyczy, że nic nie rozumiesz, że musicie się pospieszyć, że liczą się minuty!!!

Ten moment, kiedy słyszysz walenie w drzwi. Musi być bardzo mocne, skoro słyszysz je nawet dwa piętra wyżej…

Ten moment, kiedy mama blednie i krzyczy, tata krzyczy na dole, a ty nadal słyszysz to walenie, coraz mocniejsze i mocniejsze…

Ten moment, kiedy mama łapie cię za kark, jak hoderka, i mówi, że to część zabawy dorosłych, dzieci muszą się schować i nie wychodzić choćby nie wiadomo co się działo. Nie wiadomo co, podkreśla, a ty już boisz się tych trzech słów, choć właściwie nie wiesz jeszcze, co znaczą. Ten moment, kiedy przy akompaniamencie uderzeń w drzwi, ona odsuwa szafę, a ty protestujesz, bo przecież to schowek, do którego nigdy nie wolno ci zaglądać, schowek na zabawki cioci i wujków.

Ten moment, kiedy mama całuje cię i każe być cicho. Choćby nie wiadomo co.

Ten moment, kiedy zasuwa szafę z powrotem, a ty walczysz z przerażającą ciemnością i ochotą, by krzyczeć. By przyszła, bo ty nie chcesz się bawić. Ale jeśli takie są reguły zabawy, będziesz ich przestrzegał, bo zawsze byłeś w tym dobry.

Ten moment, kiedy uświadamiasz sobie, że na dole rozległ się jeden wielki huk i nagle słyszysz szum tak wielu głosów, tak wielu przerażających, niehumanoidalnych głosów, zniekształconych przez komunikator. Ten moment, kiedy słyszysz spokojny ton swojego ojca, ale nie potrafisz odróżnić słów…

Ten moment, kiedy słyszysz krzyk swojej matki, słyszysz odgłos jej bardzo szybkich kroków, może biegu.

Ten moment, kiedy wydaje ci się, że słyszysz strzał.

Ten moment, kiedy słyszysz ryk, zwierzęcy ryk twojego ojca.

Ten moment, kiedy na dole wybucha jakieś poruszenie i nie masz pojęcia, czym jest spowodowane.

Ten moment, kiedy słyszysz na schodach ciężkie kroki.

Ten moment, kiedy słyszysz czyjś rozkaz.

„RT498, przeszukajcie każdy cal tego domu. Wiemy, że rebelianci ukrywali tu broń…”