Avangarda X okiem Nadiru i Ainy Linn

Relacja Nadiru

Polska konwentami stoi. Gdzie się nie obejrzeć, tam konwent – swoje imprezy mają Opole, Gliwice, Płock, nawet niewielkie Skierniewice czy Racibórz. Na największe z nich rokrocznie ściąga tysiące fanów fantastyki z całego kraju. Przodują w tym lubelski Falkon (ostatnio 7 tys.) oraz niepokonany i stanowiący klasę samą w sobie poznański Pyrkon (aż 32 tys. uczestników). Miasta, które je goszczą do małych nie należą. Można by więc dojść do wniosku, że konwent ulokowany w mieście co najmniej dwa razy większym, niż każde inne w kraju, powinien był imprezą w skali przynajmniej falkonowej. Tymczasem warszawska Avangarda, czołowy konwent stolicy ulokowany w ścisłym centrum warszawskiej aglomeracji, do którego trafiłby nawet ktoś fatalnie orientujący się w terenie (jak Mistrz Seller ;)), przyciągnął uwagę tylko 1400 osób. Dlaczego? Co poszło nie tak?

Niewątpliwie część winy za karygodną frekwencję Avangardy ponoszą przeraźliwe upały, panujące w wakacje. Na pewno nie pomaga też fakt, że konwent odbywa się w samym środku lata, gdy wielu ludzi jest na rozjazdach albo załapało się na wakacyjne prace. Mogę się też domyślać, że swoje robi też niezbyt pochlebna opinia Warszawy jako miejsca, które nie sprzyja szeroko rozumianemu imprezowaniu, zwłaszcza w weekend. Ale to wszystko nie wyjaśnia, czemu konwent rok w rok jest tak masowo ignorowany przez miłośników fantastyki. Niedostateczna reklama? Nie sądzę. Zła opinia? Nie słyszałem. Nieciekawy program? Ten zwykle zależy od samych uczestników. Więc dlaczego tak mało ludzi przyjeżdża? Szczególnie, że Avangarda wcale nie jest taka zła. Ba, dla fanów Star Wars jest wręcz jednym z najlepszych konwentów w kraju!

Avangarda jest obecnie jedyną większą imprezą fantastyczną, która ma swój własny blok gwiezdnowojenny (świetnie koordynowany przez Oskara „Nate’a” Schuberta z fanklubu Centerpoint). I choć w tym roku zdarzały się w nim zapchajdziury, to na brak atrakcji nie mógł narzekać chyba nikt. Było trochę o nowych epizodach, o Legendach, co nieco dla gwiezdnych nowicjuszy, jak i też blisko dziesięć godzin konkursów wszelakich: od dubbingowego, przez ciekawą wariację Awantury o kasę, po klasyczną Familiadę z równie klasycznymi sucharami prowadzącego. Wśród nich znalazła się też trzecia edycja Starcia Uniwersów, jedynego w swoim rodzaju konkursu, w którym zmierzyli się ze sobą miłośnicy Star Wars i Star Treka, i gdzie szczególnie premiowana była znajomość świata strony przeciwnej. Sądzę, że zabawa była całkiem niezła. Oczywiście, blok był tylko pretekstem do tego, co w fandomie najważniejsze: spędzania czasu z innymi fanami Star Wars (tye to my wygraliśmy). I chociaż mogłoby ich być więcej – do tego niniejszym zachęcam – to i tak dzięki nim impreza udała się znakomicie. Fajnie jest ze znajomymi połazić po konwencie, pograć w planszówki i zwyczajnie pogadać. Avangarda pod tym względem, także gwiezdnowojennego klimatu, wyróżnia się wyjątkowo pozytywnie.

Jak już jestem przy pozytywach. Games room tegorocznej Avy zaskoczył mnie widokiem obszernych zasobów gier do wypożyczenia. Może wynikało to z mniejszej liczby uczestników, ale tytułów do wyboru było dużo i wielu przypadkach w kilku egzemplarzach. Sam games room znajdował się w tym samym miejscu, co ostatnio i nigdy nie był wypełniony po brzegi, przez co nikt nie musiał się martwić o brak stołów do grania, co jest powszechną przypadłością wielu konwentów. Jeśli chodzi zaś o inne atrakcje Avangardy… Cóż, nie jest to wybitnie festiwalowy Pyrkon czy Falkon, a konwent nastawiony na klasykę: prelekcje, prelekcje i jeszcze trochę prelekcji. Może to w tym tkwi niska frekwencja? Tak czy siak najmocniejszym punktem imprezy były okołofantastyczne Dni Nauki, dla których zarezerwowano aż trzy bloki. Ktoś niebędący fanem Star Wars czy Star Treka właśnie tam mógł spędzić sporą część swojego czasu; prelekcje głównie prowadzili eksperci w swoich dziedzinach, a o poziomie większości można prawić same superlatywy.

Najważniejszym minusem Avangardy X była rzecz jasna piekielna aura, ale tu już niewiele dało się zrobić. To, co dało się zrobić, to ulokować wystawców w znacznie lepszych miejscach, a najlepiej tych dostępnych bezpłatnie (darmowe były bowiem Dni Nauki); z kim nie rozmawiałem, ten skarżył się, że klientów jest mało, a umiejscowienie na 2. piętrze starego budynku Politechniki fatalne. Wiem, że plany były inne, ale ostateczny wybór miejsca okazał się tragiczny. Nie dziwota, że wystawców było tak przeraźliwie mało, zwłaszcza w porównaniu z poprzednią edycją. Na zdecydowany minus wybił się mniejszy, niż w zeszłym roku program. Zniknęło kilka bloków, co więcej, w czwartek poza games roomem absolutnie nic się nie działo; konwent de facto rozpoczynał się o 12.00 w piątek. W porównaniu z edycją z 2014 roku, gdzie zabawa trwała od czwartku, do 17.00, Ava X to potężny krok w tył. Od strony stricte gwiezdnowojennej mam tylko jedną negatywną uwagę – nieklimatyzowaną salę bloku Star Wars. Rozumiem, że nie każdy mógł otrzymać chłodną aulę, ale można było to lepiej rozwiązać.

Jak co roku, Avangarda była dla mnie drugą po Falkonie imprezą, na którą czekałem z największym utęsknieniem w całym sezonie konwentowym. I tym razem było świetnie pod względem fandomowo-gwiezdnowojennym; nigdzie nie czuję się tak dobrze, jak w gronie fanowskim zjeżdżającym na Avę. Nie dało się też złego słowa rzec o dobrze wyposażonym games roomie. Ale obiektywnie rzecz ujmując, było gorzej, niż w zeszłym roku. Mniejszy program, niezagospodarowany czwartek, mało stoisk, wyczuwalny brak przestrzeni… no, trochę nie przystoi to konwentowi bądź co bądź warszawskiemu. Nie wiem, czy będąc fanem niezwiązanym ze Star Wars czy Star Trekiem byłbym zadowolony z Avangardy. Ale ponieważ jestem, nie sposób mi nie polecić tej imprezy. Nawet jeśli przyszły rok nie okaże się szczególnie lepszy, to myślę, że warto będzie przyjechać na konwent choćby tylko ze względu na blok Star Wars. Pamiętajcie o tym, robiąc konwentowe plany na 2016 rok!

Relacja Ainy Linn

Avangardę darzę dużym sentymentem. To właśnie tu w 2012 roku rozpoczęła się moja przygoda z konwentami. To tu zorientowałam się, że dla wielu ludzi uniwersa takie jak Star Wars czy Star Trek są czymś więcej niż przyjemną rozrywką – stanowią nierozerwalną część życia. W końcu to tu poznałam Nadiru, mojego chłopaka.

Od tamtej pory byłam na wielu konwentach w różnych częściach Polski, jednak najbardziej cenię odbywającą się w moim mieście Avangardę. No dobrze, spytacie, Ty masz powody, a co innych mogłoby zachęcić do przyjazdu do Warszawy?

Sama Warszawa. Na dobrą lokalizację konwentu nie ma co narzekać; zarówno mieszkańcy innych miast, jak i sami Warszawiacy mogą w łatwy sposób dostać się do mieszących się w centrum budynków Politechniki. Co więcej, w pobliżu terenów uczelni znajdziemy liczne sklepy spożywcze, restauracje i bary.

Bloki dwóch wielkich uniwersówStar Wars i Star Trek. Oba oferowały uczestnikom różnorodne atrakcje od samego początku aż do ostatniej godziny konwentu. Już tradycyjnie mieliśmy okazję odwiedzić Starcie Uniwersów. Kolejną stałą atrakcją jest sala wystawowa pełna gadżetów nie tylko związanych z wyżej wymienionymi uniwersami, jak i również ze światem twórczości Tolkiena.

Dobrze wyposażony games room. W przerwach pomiędzy prelekcjami a konkursami uczestnicy Avangardy mieli do dyspozycji games room z dużą ilością gier. Nie zabrakło również miejsca do grania; oprócz stosunkowo niewielkiej sali gracze mogli zająć liczne stoły porozstawiane na korytarzach.

Oczywiście konwent ma również swoje minusy. Osobiście nie podobało mi się umieszczenie różnorodnych prelekcji w jednym bloku nazwanym prelekcyjnym. Tematyka zmieniała się tam co godzinę: najpierw horrory, później Tolkien oraz komiksowi superbohaterowie, na końcu manga i anime, czy Power Rangers. Jest to niestety kwestia zmniejszonej liczby bloków; w zeszłym roku mieliśmy osobno chociażby blok filmowy, kultury azjatyckiej i tolkienowski.

Z punktu widzenia fanki horroru muszę stwierdzić, że na Avangardzie nie było zbyt wielu punktów programu powiązanych z grozą (co jest niestety typowe dla większości konwentów ogólnofantastycznych). Oprócz mojego punktu programu (prelekcja o historii found footage) horroromaniacy mogli odwiedzić dwugodzinny konkurs wampiryczny Myszy oraz prelekcje o zombie i weird fiction.

Podsumowując, Avangarda to świetny konwent z wakacyjnym klimatem. Odnajdą się tu wszyscy fani fantastyki, ale najwięcej atrakcji czeka na fanów Star Wars, Star Treka i planszówek. Niezależnie od tego, czy panują akurat upały czy kropi lekki deszczyk, na Avangardzie można się wspaniale bawić.