„Battlefront”

Ten dzień nadszedł. Star Wars Battlefront wreszcie zadebiutował na konsolach obecnej generacji i na komputerach osobistych. Od opublikowania w czerwcu 2014 roku pierwszego filmiku z gry machina promocyjna ruszyła na całego… Hype rósł. Wreszcie, 19 listopada, dostaliśmy gotowy produkt w swoje ręce, mnie udało się pograć nieco wcześniej, zatem po kilku godzinach spędzonych na polach bitwy mam już jakie takie zdanie na temat najnowszej produkcji studia DICE.

Wszystkie informacje dotyczące samej gry – tryby, znajdźki, mapy i inne takie – pewnie znajdziecie w innych recenzjach (także na SWEx). Ja chciałbym skupić się nie na klasycznej recenzji, ale na moich odczuciach z nią związanych.

Co w tej grze mi się podoba?

Strona wizualna tego tytułu jest jego gigantycznym atutem. Battlefield 4 i Hardline były śliczne, ale Battlefront to zupełnie inna para kaloszy. Ta gra gniecie swoją oprawą audiowizualną. Owszem – są mapy, które podobają mi się bardziej (na przykład te na Tatooine) i takie, które podobają mi się mniej (na przykład Hoth), ale wszystkie wciskają w fotel – zwłaszcza fana Gwiezdnych wojen. Animacja postaci jest świetna, możliwość zmiany skina postaci to dobry pomysł. Gra świateł na nocnych mapach Endoru jest rewelacyjna. Bronie wyglądają bardzo starwarsowo… Skoro jesteśmy przy wizualiach, to trzeba stanowczo pogratulować DICE oddania klimatu Star Wars. Blasterowe igły latają we wszystkie strony i rozpryskują się w gąszczu iskier trafiwszy w skałę – wyglądają doskonale.

Poza tym, „co widać”, jest jeszcze „co słychać”. A słychać… Gwiezdne wojny. Świetny, nienużący miks muzyki ze Star Wars brzmi w głośnikach przez cały czas i akompaniuje naszym działaniom. Dźwięki blasterów są różne w zależności od wybranej broni – to wszystko buduje doskonały klimat rozgrywki.

Skoro piszemy o tym, co jest w tej grze fajne, to trzeba koniecznie wspomnieć o niezwykłej miodności gry. Gra się rewelacyjnie, dynamicznie i każdy, niezależnie od tego, czy jest początkującym strzelankowcem czy zaawansowanym graczem, poczuje na własnej skórze dynamikę rozgrywki. No i naprawdę czuć ten klimat Gwiezdnych wojen!

Na plus należy zaliczyć też mnogość trybów. Niektóre są ciekawsze i dynamiczniejsze, inne nieco mniej – w każdym jednak z grubsza chodzi o to samo: nie dać się zabić. Czasami naszym celem będzie zabicie bohatera, innym razem przejęcie spadających kapsuł ratunkowych, nie jest nudno i każdy znajdzie coś dla siebie. Balans trybów jest różny i należy przywyknąć, że w tej grze ginie się często. Taka jest uroda.

Co jest słabe?

Pierwsza wada gry, która dotknie nas już w sklepie, to jej cena na Xbox One. Wprawdzie narzekanie na cenę kojarzyło mi się zawsze z pewnym poziomem, którego nie chciałem osiągnąć, tak jednak trzeba napisać, że edycja Ultimate Battlefronta (na konsole) kosztuje około 500 złotych. A nie jest to żadna kolekcjonerka! Nie ma tam żadnej płyty z muzyką, żadnej figurki czy pięknie ilustrowanego artbooka – tylko gra plus cyfrowe dodatki i season pass – czyli obietnica darmowych dodatków w przyszłości… „Goła” gra ma cenę normalną (znowu – mówię o wersji na konsolę).

I teraz, zestawiwszy cenę gry z tym, co dostajemy, zdecydowanie trzeba stwierdzić, że jest… biednie. W podstawowej wersji gry mamy po trzech bohaterów na stronę i tylko cztery planety, a na każdej z nich zaledwie po kilka map (zazwyczaj mapa „duża” do niektórych trybów i mapa „mała” do pozostałych). Czasem jest ich nieco więcej. Każda planeta ma jednak swoją stylistykę, która bardzo szybko się Wam opatrzy.

Oszczędność widać też w modelach postaci. Można sobie odblokować różne twarze, zarówno szturmowców, jak i rebeliantów, ale co z tego jak jest ich jedynie kilka i to powtarzające się, dostępne są zaledwie wariacje wyglądu – z włosami lub bez, z brodą lub bez…

Wprowadzono też „gesty”, czyli naciskając odpowiedni przycisk, możemy np. podnieść pięść w geście zwycięstwa. Tylko po co? W Battlefroncie misja kończy się od razu – nie ma czasu, aby użyć gestów. A robiąc gest jesteśmy zajęci przez 3-5 sekund, podczas których możemy zginąć. Niemniej – to jest już marginalne… Dostajemy mało i to jest najważniejsza wada gry.

Co jest neutralne?

Na koniec kilka rzeczy, które nie dają mi spokoju, ale nie jestem w stanie jednoznacznie określić, czy są wadą czy zaletą gry. Przede wszystkim – w Battlefroncie jest mniej Battlefielda niż się wszyscy obawiali. I z tym cały problem, bo z jednej strony to największy plus i jednocześnie największy minus gry. Mecze są szybkie i dynamiczne, i w zasadzie bez żadnego przygotowania można wskoczyć w sam wir rozrywki. Fajnie rozwiązana jest opcja specjalnych umiejętności: w ręku mamy trzy karty i aktywujemy je przyciskami. Nie musimy się więc bać, że zabraknie nam na przykład granatów. Umiejętności mają też pewien „cooldown”. Po prostu arcade pełną gębą!

Z drugiej strony trochę szkoda, że to nie jest Battlefield. Nie ma ról, jakie postacie mogą przyjąć, nie ma snajpera (w grze nie można nawet się położyć!), nie ma technika… Nie można zająć pojazdu w kilka osób, gdzie jeden gracz by sterował, a drugi strzelał… Nie można rozkładać apteczek czy paczek z amunicją, nie ma wreszcie najważniejszego – punktów odrodzeń, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. W Battlefroncie nie można wybrać miejsca odrodzenia, zatem niejednokrotnie po respawnie biegnę minutę do miejsca akcji po to tylko, aby zaraz zginąć… i biec od nowa. Wszystko jest proste do bólu.

Podsumowując

Unikam podsumowań, bo ciężko (zwłaszcza mi, fanowi Star Wars) zjechać tę grę. Powiem tylko, że bawię się nieźle, ale za każdym razem, po półtorej godzinie grania, mam już tak dosyć, że po prostu muszę odłożyć pada. A dosyć mam monotonii. Jest pięknie – oprawa audiowizualna powala, ale po 10 godzinach gry widziałem już w niej wszystko. Owszem – mogę sobie nowe bronie odblokować, ale co to zmienia?

Nie powiem Wam jednoznacznie „Kupuj!” albo „Nie kupuj!”, bo pewnie młodsi niż ja gracze będą tę grę „maksować” i będą w niej świetni. Ja mam jej już trochę dosyć, choć powtarzam jeszcze raz – technicznie jest to majstersztyk, ale niestety z grywalnością słabo. Kolejne godziny przy niej spędzone mnie tylko w tym przekonaniu utwierdzają. Zapewne lepiej bawiłbym się z większą liczbą znajomych, ale tego nie było mi dane przetestować.

Kopię Star Wars Battlefront do recenzji na konsolę Xbox ONE dostarczył Electronic Arts Polska.