„Rebels 2×07: Stealth Strike”

Marik: Rebelianci uraczyli nas kolejnym odcinkiem w tym sezonie, w którym pierwsze skrzypce gra technologia. Już w pierwszych minutach obserwujemy nową zabawkę Imperium – Interdictory, których fanom nie trzeba przedstawiać. Jednak ich forma znów znacznie odbiega od tego, co znamy z Expanded Universe. Trudno jest nawet pisać o czymkolwiek innym w temacie tego odcinka – mamy bieganie, narzekanie Choppera, strzelanie, machanie mieczykiem, brak jakiegokolwiek poważnego zagrożenia dla Rebelii… Nawet budowanie relacji Kanana i Rexa nie wiązało się z niczym godnym uwagi, choć miało chyba być drugim najważniejszym elementem fabuły.

Wiecie, czego ten serial potrzebuje? Znaczącego ciosu wymierzonego w serce Rebelii. Oglądanie drugiego sezonu historii, gdzie grupa narwańców masakruje Imperium sprawia, że wszystkie odcinki zlewają się w jedno i już nie pamiętamy, czy Rebelianci mają jakąkolwiek fabułę. Za każdym razem, gdy dają nam nadzieję na śmierć którejś z postaci, okazuje się, że udało się ją w prosty sposób uratować. Pozytywy tego docinka dostrzegam dwa: Jedi nareszcie zaczęli współpracować z innymi postaciami w walce, co dało całkiem przyzwoity efekt i widzimy też sporo nawiązań do filmów – podobne ujęcia, ruchy… Czuje się w tym ducha Star Wars, który jeszcze nie wyparował z serialu. 4/10.

JediPrzemo: Po ostatniej tragedii wreszcie udało się wyciągnąć coś niezłego. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie przyczepił się do tego, że szturmowcy nie potrafią trafić Kanana z odległości półtora metra, ale dobrze, że obśmiali to sami bohaterowie. Oprócz arogancji admirała (dosyć dziwnego, bo jego baretka wskazywała inny stopień) to nie dostrzegłem jakiś absurdalnych decyzji. Sama postać głównego antagonisty bardzo mi się spodobała wraz z jego chłodem i opanowaniem. Plus też za nawiązanie do Expanded Universe za Interdictora oraz do Nowej nadziei za AA-23. Muszę przyznać, że tym razem humor był na niezłym poziomie, tak samo jak akcja. Choć zakończenie wydaje się dobre, ze względu na poprawę relacji Kanan-Rex, to nie mogę odnieść wrażenia, że dużo lepszym rozwiązaniem, zarówno dla serialu jak i dla Kanana byłoby zabicie klona. Nie sposób jednak nie zgodzić się z Marikiem, że za dwa tygodnie nie będę już pamiętał, czy to działo się w tym, czy innym odcinku. Podsumowując: za humor, akcję, EU oraz brak debilnych decyzji daję 7,5/10.

Kaelder: Muszę przyznać, że odcinek Stealth Strike oglądałem z dużą przyjemnością. Po dwóch poprzednich epizodach, które, delikatnie ujmując były słabe, tym razem otrzymaliśmy świetną rozrywkę i solidną porcję humoru. Oto nasi dzielni Rebelianci musieli stawić czoła imperialnemu Interdictorowi, który zdołał przechwycić okręt z komandorem Sato i Ezrą na pokładzie. Duet Kanan-Rex właściwie grał w tym odcinku pierwsze skrzypce. Aż miło było oglądać działanie obu oraz ich okazjonalne dogryzania sobie nawzajem. Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o ciekawych nawiązaniach do Starej Trylogii. Mamy tu m.in. ukłon w stronę misji ratunkowej Luke’a i Hana na Gwieździe Śmierci oraz tradycyjne chybianie szturmowców, z którego żartowali także nasi bohaterowie. Troszeczkę dziwna była scena „ogłuszenia” przez Ezrę Kanana i Rex oraz ich szybkie wybudzenie się, jednak to można puścić mimo uszu. Na plus zasługuje także postać antagonisty, aroganckiego admirała, który uważał, że wszystko jest pod kontrolą. Jak się jednak okazało, stracił nie tylko okręt, ale i twarz, uciekając w kapsule ratunkowej. Za jedyny minus można uznać zbyt łatwe zniszczenie tak wielkiego okrętu i wyjście cało Duchów bez szwanku. Podsumowując, bez cienia wątpliwości daje za całokształt, czyli humor, nawiązania i antagonistę ocenę 8/10.

Nadiru: Odnoszę wrażenie, że za wysoko stawiamy poprzeczkę temu serialowi. Większe absurdy zdarzały się nawet Klasycznej Trylogii (vide niedawny artykuł JediPrzemo, ale przykładów znalazłoby się więcej), poza tym nie wiem, dlaczego mielibyśmy po serialu dla dzieci oczekiwać, by zło wygrywało, a dobrzy bohaterowie umierali. Myślę, że na to jeszcze przyjdzie czas. Ale wracając do odcinka. Już od Always Two There Are nie miałem tak wyszczerzonej gęby, oglądając Rebels. Interdictor, nowy admirał (oby stały przeciwnik Duchów!), Kanan i Rex, humor – jest sporo smacznych łakoci w najnowszym epizodzie. Może krążownik typu Immobilizer 418 nie działa dokładnie tak, jak w Expanded Universe, ale to w końcu jednostka eksperymentalna. Zresztą, na sam widok tego okrętu zrobiło mi się cieplej na serduszku. Najlepiej wypadły wszelkie interakcje pomiędzy bohaterami; Kanan i Rex zostali już obgadani, ale mieliśmy też kilka miodnych wymian zdań między Sato a Ezrą, czy admirałem Titusem. Co z tego, że Rebeliantom znowu się udało uciec od wroga i zarazem go zniszczyć, praktycznie bez strat własnych? Ważne, że fabuła trzymała poziom, a całość wypadła wybornie. Stealth Strike dostaje ode mnie mocne 9/10.