„Rebels 2×09: Legacy”

Marik: Kolejny odcinek Rebeliantów zaskoczył mnie przede wszystkim tym, że stało się w nim dużo więcej, niż przypuszczałem. Końcówka Future of the Force mocno sugerowała, że zobaczymy atak na kryjówkę rebeliantów na Garel. Tak też było, choć nie był to temat przewodni odcinka. Bardzo cieszy fakt, że znów Ci dobrzy dostali po zadkach. Nadal daleko nam do zwycięstw separatystów z The Clone Wars, jednak Imperium zaczyna powoli stanowić zagrożenie. Gdyby tylko przysłali na Garel Interdictora… Do logiki tego starcia można się nieraz przyczepić, w czym JediPrzemo pewnie nas nie zawiedzie.

Jednak bardzo cieszy mnie rozwiązanie sprawy rodziców Ezry (błagam, nich to będzie już definitywny koniec tego wątku!), które w żadnym wypadku nie może być znane za cukierkowe. Dostajemy nawet coś, czego nie spodziewałem się po tak infantylnym serialu – gdzieś tam jest informacja, że „każde dobro zostanie ukarane”, a osoba, która pomaga innym nie ma łatwo. Zdziwiła mnie informacja, że następny odcinek dostaniemy dopiero w styczniu. Spodziewałem się raczej mocnego uderzenia na koniec tej połowy sezonu, a dostaliśmy odcinek dobry, ale nie aż tak, żeby stanowił jakieś zakończenie lub cliffhanger. 6/10.

JediPrzemo: Mówisz – masz! Przede wszystkim widzieliśmy, że niszczyciele (bo było ich kilka) nie wahały się strzelać w powierzchnie planety. Dlaczego więc ich jedynym sukcesem było zestrzelenie jakiegoś anonimowego statku Rebelii, a dalej zwyczajnie zaprzestano ostrzału? Czemu znowu użyto tak małej liczby TIE, skoro mieliśmy do czynienia ze sporą ilością buntowników? Przecież jakby każdy niszczyciel wyrzucił z siebie wszystkie myśliwce, to z floty Rebelii zostałyby tylko szczątki. W ogóle co to za taktyka, żeby uciekać przed wrogiem kierując się prosto na/pod niego? Szturmowcy, Kallus oraz piloci jak zwykle się nie popisali celnością i na tym można zakończyć opis tej „bitwy”. Jak słusznie zauważył Marik, szkoda, że tym razem nie wzięto ze sobą Interdictora.

Tym niemniej, odcinek miał parę niezłych punktów. Przede wszystkim umiejętności Ezry w posługiwaniu się mieczem świetlnym (aczkolwiek jeśli sądził, że da radę dwójce Inkwizytorów to naprawdę jest idiotą) było naprawdę efektowne. Słodko-gorzkie zakończenie odcinka też było niezłe, ale niestety nie wierzę, że ten wątek się skończy. Cudowne ocalenia, to nie jest element, którego brakuje w serialu. Zabrakło też „zachęty” do oglądania kolejnych odcinków. Mam nadzieje, że najlepsze ciągle przed nami. Podsumowując, kolejny średniak-zapychacz, ale dający się oglądać. 6/10.

Kaelder: Odcinek pod względem fabularnym był dość ciekawy, niestety rozpatrując go przez pryzmat działań militarnych, można by rzec, że popełniono błąd za błędem. Co ciekawe, były tam takie posunięcia, które wykraczają poza sferę logicznego pojmowania, a za podjęcie niektórych decyzji powinno karać się nie degradacją, lecz plutonem egzekucyjnym. Gdyby jednak potraktować ten odcinek tylko i wyłącznie przez pryzmat przedstawionej historii, to mamy całkiem fajnie nawiązanie do poprzednich odcinków oraz pociągnięcie wątku młodego Jedi.

Przychylam się do zdania, że Ezra trochę przesadził, rzucając się do walki z dwoma Inkwizytorami (naraz!), a sam wątek dotyczący Ephraima i Miry nie skończy się raczej na samym wspomnieniu o ich śmierci. Twórcy jednak nie zachęcili mnie do oglądania kolejnych części, a przez wspomniane wcześniej babole całkowicie zwątpiłem w fajnie rozegrane bitwy w kosmosie w Rebeliantach. Reasumując, otrzymaliśmy średni odcinek, którego przed tragicznie niską oceną uratowały ciekawe wątki i wprowadzenie nowej postaci. 6/10.

Nadiru: Wszyscy walą w bitwę jak w bęben, bo poraża nieskutecznością Imperium, brak w nie logiki i tak dalej… ale ostatnio naszła mnie pewna refleksja, gdy obejrzałem Oryginalną Trylogię. Czy to nie jest aby najwyższy czas, by po prostu się do tego przyzwyczaić? By przyznać, że tak właśnie wygląda Star Wars na ekranie, czy to małym, czy dużym? Nawet w wielbionej przez nas trylogii było mnóstwo głupot takich, jak w Rebels – włączając w to niedostatek imperialnych myśliwców, na co JediPrzemo niedawno sam narzekał, gdy wyliczał błędy Nowej nadziei. A pamiętacie bitwę o Endor, w której trzydzieści niszczycieli gwiezdnych typu Imperial nie dawało sobie rady z marną flotą Rebelii, a wszechpotężny „Executor” padł po samobójczym ataku małego myśliwca na mostek? Nie wiem, dlaczego od Rebels oczekujecie tego, czego nie było nawet w oryginalnych filmach.

To powiedziawszy, mnie odcinek się spodobał. Wątek z rodzicami Ezry został perfekcyjnie poprowadzony i równie perfekcyjny zakończony. Och, nie miejcie mnie za naiwniaka – oczywiście, że to nie ostateczny koniec tej kwestii; jestem prawie pewien, że jeśli serial pociągnie do 5-go czy 6-go sezonu, to rodzice naszego niebieskogłowego chłopaka pojawią się znowu. Ale jak na ten moment zakończenie jest piękne. Ponarzekam sobie tylko na jeden element, co do którego nie miałem okazji się jeszcze wypowiedzieć – od jakiegoś czasu Ezra ostro wywija mieczem świetlnym i moim zdaniem trochę za szybko udaje mu się bez problemu odbijać strzały z blasterów, dotrzymywać kroku Inkwizytorom i używać Mocy w tak zaawansowanym stopniu. Twórcy trochę się pospieszyli z rozwojem jego talentu. Ale abstrahując od tego, wystawiam Legacy kolejne w tym sezonie 9/10, oby nie ostatnie.