„Rebels 3×05: Hera’s Heroes”

Dark Dragon: Kolejny odcinek oglądałem z większą przyjemnością, niż ostatni. Mimo, że Rebelianci po raz kolejny wyszli bez szwanku, to jednak Thrawn pokazał, na co go stać i nie zawiódł moich oczekiwań. Mam nadzieję, że zrobi dobry użytek z nabytej wiedzy i zada potężny cios Rebelii. Bardzo przyjemnie poznawało się elementy kultury i architektury Twi’leków. Oczywiście sympatycznie rozwija się także relacja Hery z Chamem oraz Hery z Ezrą. Zasadniczo to rzadko widujmy Herę w akcji naziemnej, więc to też miła odmiana. Ocena 8/10.

Vidar: Kolejny odcinek z wymianą więźniów w roli głównej… ale za to jaki! Thrawn jako antyteza porywczych i infantylnych imperialistów zrobił na mnie świetne wrażenie. I widać, że twórcy dążą do czegoś naprawdę dużego, główny zły zdaje się patrzeć na większy obraz całości… oby tego nie zepsuli! Daję 8/10.

Wixu: Odcinek jak odcinek. Sztampowy scenariusz, od początku do końca. Na plus jedna postać, chyba sami wiecie, która. Thrawn. Przebiegły, inteligentny i metodyczny charakter, który wyróżnia się na tle innych. Szkoda tylko, że jego imperialni podwładni to aż takie intelektualne ameby, że wielkość admirała nie robi wrażenia. W końcu, co trzeba, by być królem wśród ślepców? Niewiele, wystarczy mieć jedno oko. W książkach Thrawn był postacią otoczoną wykwalifikowanymi żołnierzami, jednak wyróżniał się takimi cechami przywódczymi, że nikt nie kwestionował jego rangi czy rozkazów. Tak czy inaczej, Thrawn robi w tym serialu różnicę. Gdyby wszystkie elementy Rebelsów były wykreowane w tak dojrzały sposób, mielibyśmy do czynienia z czystym mistrzostwem. Jednak oglądając admirała pośród tych wszystkich dziecinnych postaci i akcji, mam mały dysonans poznawczy. Szczerze, wolałbym jasną deklarację, dla kogo przeznaczony jest serial: dla dzieci, czy dla dorosłych? Jeśli dla tych pierwszych, to nie wiem, czy chcę, aby ktoś tak fajnie nakreślony, jak Thrawn był częścią czegoś tak infantylnego. Za odcinek 6/10, za sami wiecie kogo.

JediPrzemo: Szturmowcy jak zwykle nie trafiają, a ich głupota zaczyna przekraczać wszelkie normy… Ale Rebelianci nie pozostają im dłużni, po co zniszczyć opancerzony pojazd kroczący, skoro można rakietą zabić 2 szturmowców? Dowódca sił na Ryloth też zachowuje się jak ignorancki idiota i dziwię się jak ktokolwiek mógł go awansować. Odcinek był nudny, przewidywalny i sztampowy. Wynudziłem się na nim strasznie i więcej mojej uwagi przyciągał wskaźnik odliczający jego koniec, niż „akcja”. Jedynym jasnym punktem był Thrawn, który skradł całe show. Przestaję się obawiać o jego przyszłość w nowym kanonie, skoro potrafi tak zabłysnąć w tak dennym odcinku. Intelekt, obycie, spokój, taki powinien być każdy imperialny oficer. Chcę więcej Thrawna! Odcinek oceniam na 4/10, Thrawna na 10/10.

Nadiru: Ciekawe, że nikt nie zwrócił uwagę na to, jak kuriozalnym pomysłem był wybór celu, dla którego nasi bohaterowie udali się na Ryloth. Całe to ryzyko, tracenie czasu dla przedmiotu, który spokojnie mógł zostać tam, gdzie stał? Nawet Hera na koniec mówi, że w sumie to niewielka strata. Gdy się jednak przymknie na to oko, to wyjdzie nam całkiem dobry odcinek. Thrawn oczywiście kradnie show, jak to doskonale ujął Przemo, wykazując się tym wszystkim, za co go pokochaliśmy: intuicją, kompetencją i drygiem do interpretacji sztuki, że się tak wyrażę. Poza tym dobrze zobaczyć pierwszą od dawien dawna misję Hery z Ezrą w duecie, szczególnie, że Twi’lekanka stosunkowo rzadko opuszcza pokład „Ghosta”. Całość oceniam na 8/10.

Krzywy: Wreszcie zobaczyliśmy nieco Thrawna, ale jeszcze nie kupuję tej postaci. Do pomysłów twórców Rebeliantów podchodzę z rezerwą po gwałcie na kanonie w postaci fruwającego po galaktyce Dartha Maula. Męczy mnie też to, jak idiotycznie prowadzone są scenariusze – rozumiem, że to bajka dla dzieci, ale wydaje się jakby odcinek był zbiorem scen, które twórcy chcieli pokazać, a otaczająca je historia została dopisana na końcu i na siłę. Chciałem napisać, że mam nadzieję, że kolejne odcinki będą lepsze – ale tej nadziei po tym co widziałem do tej pory już nie mam, a Rebels tak jak The Clone Wars pozostanie moim guilty pleasure.