„Rebels 3×16: Legacy of Mandalore”

Taraissu: Wydaje mi się, że największym problemem Rebels jest nierówny poziom odcinków. Teoretycznie mamy do czynienia z serialem animowanym produkcji Disneya, a więc adresatem są widzowie młodsi, jednak niektóre odcinki wydają się temu przeczyć. Problemy poruszane czy sposób opowiedzenia historii nieco wykraczają poza percepcje dziecka (ostatnio pełniłam rolę niani dla dziewięcioletniego siostrzeńca, który pytał mnie o różne rzeczy związane z serialem Rebelianci i zdałam sobie sprawę, że on pewnych wątków nie jest w stanie zrozumieć lub patrzy na nie zupełnie inaczej niż dorosły). Zatem patrząc z perspektywy dziecka, pewna doza naiwności w serialu wydaje się (niestety) uzasadniona. Co do samego odcinka, to jest on zdecydowanie potwierdzeniem tego, że Rebelianci jako serial skończą się po trzecim sezonie, bo wygląda to na początek domykania poszczególnych wątków.

Początek odcinka był strasznie nużący, na szczęście druga połowa nieco się rozkręciła i pokazała kilka interesujących elementów choreograficznych. Zdecydowanie na plus zaliczam też architekturę siedziby Mandalorian, która bardzo kojarzy się z tą znaną z serialu The Clone Wars na samej Mandalorze (konkretnie pałac Satine). Bardzo jestem ciekawa, na ile plotki o tym, że Sabine mówiąc o znalezieniu prawdziwego przywódcy miała na myśli Bo-Katan. I na koniec ciekawostka: aktualny kolor włosów Sabine, a więc jasny żółty przechodzący w róż, a na koniec w odcienie fioletu to praktycznie kopia kolorystyczna z sukienki Padme z Epizodu II ze sceny na Naboo, w której słyszymy słynny dialog o tym, jak Anakin nie lubi piasku. Nawiązanie czy przypadek? Bez względu na odpowiedź odcinek dostaje 4/10, bo strasznie przynudzał.

Krzywy: Nowy odcinek w żadnym stopniu mnie nie zaskoczył, prócz małego zwrotu akcji na koniec. Powrót na Mandalore i spotkanie z rodziną Sabine było od dawna zapowiadane. Jej wątek musiał potoczyć się tak, jak obserwowaliśmy to w zeszłym tygodniu. Rebels przyzwyczaiło mnie do masy uproszczeń i (nie)spodziewanych zwrotów akcji i także tym razem nie zawiodło. Intryga była głupiutka, a relacje postaci strasznie niespójne. Miałem wrażenie, że w co drugim nazwanym z imienia mieszkańcu Mandalore jest Jekyll i Hyde. Matka i brat Sabine zmieniali zdanie co pięć minut. Twórcy chyba sami nie widzieli, jak chcą te postaci przedstawić. Z jednej strony jako bezlitosnych wojowników, a z drugiej jako wrażliwych ludzi. Zamiast wybrać jedno z tych wyjść, próbowali zjeść i mieć ciastko, co odbiło się negatywnie na spójności odcinka.

Nadiru: Ciężko mi się do końca zgodzić z zarzutem Krzywego, że postacie są niespójne – zarówno brat Sabine, jak i jej matka stali po stronie Imperium aż do momentu, w którym Gar Saxon w kretyński sposób zdradził klan Wren i kazał bratu wybrać stronę. Jeśli mam o coś pretensje do scenarzystów, to nie o prostą intrygę, ale fakt, że Saxona przedstawili jako kompletnego idiotę, który postanawia zabić swoich, jak by nie było, sojuszników i mówi im to prosto w twarz. Żeby on chociaż zabrał ze sobą kilkudziesięciu wojowników… Na idiotkę wychodzi też Sabine w kulminacyjnej scenie Legacy of Mandalore, gdzie odwraca się plecami do „pokonanego” Saxona. Litości! Na szczęście sedno odcinka, relacje poszczególnych członków klanu, są ciekawie pokazane i historia, choć oklepana, daje nadzieję na ciekawe zwieńczenie mandaloriańskiego wątku. Muszę też pochwalić Rebels od strony wizualnej. Posiadłość Wrenów, jak też i cała planeta są przepiękne. A całość, mimo tych dwóch potężnych zgrzytów, oceniam na 6/10.

Dark Dragon: Zacznijmy od pozytywów z początku odcinka. Wymiana dialogu w Mando’a naprawdę mnie ucieszyła. Nie spodziewałem się usłyszeć tego w serialu animowanym. Mnie jako filologa, i w jakimś stopniu znawcę tego języka, w pełni zadowala taki smaczek. Nie podobały mi się z pewnością modele drzew – są strasznie kanciaste. Śnieg pokrywający budynki wygląda jak spryskanie farbą. Z drugiej strony postacie prawidłowo zostawiają ślady w śniegu, a po uderzeniach miecza świetlnego unosi się para. Niestety nie zgadzam się ze stwierdzeniem Nadiru, że posiadłość jest przepiękna. Jest wykonana w sposób zachowawczy. Jedynym wyróżnikiem jest obraz wzorowany zresztą na słynnym dziele sztuki. Nie jest to jednak wada, gdyż w jakiś sposób jest to zgodne z kulturą Mandalorian. Jeśli chodzi o fabułę to była dość przewidywalna (chociaż ja jeszcze spodziewałem się cliché z wpadaniem do przerębla). Muszę się też zgodzić z Nadiru – naiwne zachowanie Sabine było policzkiem w twarz dla prawdziwych Mandalorian. Relacje postaci są przedstawione poprawnie, bez szału i jak zwykle wydają się biec za szybko. Niestety czas antenowy pozwala jedynie na tyle.

JediPrzemo: Odcinek był inny, niż się spodziewałem. Nastawiano nas, że Sabine wprowadzi Mandalorian do Rebelii, lub przynajmniej częściowo rozpocznie ich bunt przeciwko Imperium, a tu nie bardzo wyszło ani jedno, ani drugie. Intryga jest prosta i przewidywalna, a działania bohaterów niekonsekwentne. Sabine w statku mówi, kim jest i zostają zaatakowani, na powierzchni Ezra zwraca się do niej po imieniu, i nagle wszystkich olśniewa, kim ona jest. Siedziba rodowa Wrenów jest dość słabo strzeżona, skoro jest ją w stanie zinfiltrować ktoś postury Rau. Matka Sabine mnie kompletnie nie przekonuje, a działania Saxona jeszcze mniej. Najciekawszym aspektem odcinka był pojedynek i wykorzystywanie w nim mandaloriańskiej broni, ale to za mało, by uratować ocenę całości. Nuda i brak pomysłu. 4/10.

Kaelder: Zdecydowanie popieram Taraissu. Poziom odcinków Rebeliantów jest ostatnimi czasy bardzo zdywersyfikowany. Z jednej strony pojawiają się takie, które z przyjemnością oglądają zarówno starsi, jak i młodsi fani, a z drugiej niektóre sceny wydają się całkowicie przeczyć idei tego serialu. Nam, starszym fanom, wydają się one zbyt prostolinijne lub naiwne, natomiast z perspektywy dziecka może to wyglądać nieco inaczej. Legacy of Mandalore z pewnością nie należy do doskonałych, zwłaszcza jeśli przyjrzymy się przedstawionej w nim historii. Zgodzę się, że szczytem naiwności było zbytnia pewność siebie Gara Saxona, który w celu ujęcia naszych bohaterów przybył z zaledwie garstką podwładnych. Nie mamy jednak pojęcia, ilu tak naprawdę było Mandalorian współpracujących z Imperium, ani jakimi konkretnie zasobami dysponowali. Ciężko więc ocenić, czy nie mógł udać się na Krownest z większą obstawą. Drugą sprawą jest element zaskoczenia, który był możliwy dzięki interwencji Fenna Rau i opowiedzenie się Tristana po stronie rodziny. Jeśli natomiast przyjrzymy się reakcji Sabine po wygranym pojedynku z Saxonem, to także warto uwzględnić dwie sprawy. Po pierwsze, Mandalorianie są dumnymi wojownikami szanującymi pewien kodeks i respektującymi honorowe pojedynki, a zachowanie przegranego oraz próba zaatakowania zza pleców Sabine sprawiło, że poniósł ostatecznie nie tylko fizyczną, lecz także moralną porażkę. Po drugie, przyglądając się jakiemukolwiek filmowi czy serialowi, w którym dochodzi do pojedynku pomiędzy bohaterem i jego adwersarzem, mamy do czynienia z niemal identyczną sytuacją. Pokonany ostatkiem sił próbuje wydrzeć zwycięstwo, nawet posuwając się do nieczystych posunięć. Zachowanie młodej Mandalorianki (a także innych bohaterów) zaliczyłbym jako rezultat moralności i wewnętrznego kodeksu zabraniającego zabijać oraz respektującego życie drugiej istoty ludzkiej. Na duży plus z pewnością zaliczyć można nową lokację i domknięcie pewnego wątku z Sabine Wren. Suma summarum dałbym temu odcinkowi mocne 7/10.

Zapraszamy do przeczytania naszych recenzji pozostałych odcinków trzeciego sezonu Rebels.