Półtora miesiąca z „Łotrem 1”

Cathia: Nawet się nie spostrzegliśmy, jak minęło półtora miesiąca od premiery Łotra 1. Przyznam, że nadal jestem w ciężkim pozytywnym szoku, do kina latam regularnie i jednocześnie nie mogę się doczekać momentu, kiedy będę miała swoją własną kopię. Z biegiem czasu nie odrzuciło mnie nic, bohaterowie i sceny nawet mniej mnie obchodzące nie nużą, a fiksacja na punkcie innych jeszcze mi się pogłębia. Wreszcie film, który nie dość, że dzieje się w mojej ukochanej erze Star Wars, to jeszcze nie opowiada o Skywalkerach z przychówkiem… Pewnie pomaga też fakt, że choć ogólny wydźwięk filmu jest pozytywny (nadzieja!), sam Łotr jest diabelnie pesymistyczny i to napełnia mnie otuchą – da się jeszcze nakręcić znakomitą historię gwiezdnowojenną.

Nadiru: No widzisz, Ty nadal jesteś w szoku, a mnie, muszę przyznać, troszkę już minął. A przynajmniej ten konkretny, o którym pisałem. Nie wiem, czy pamiętacie z naszych pierwszych wypowiedzi popremierowych, ale po tym seansie wyszedłem w totalnym szoku, że wszyscy bohaterowie filmu zginęli. Oczywiście to musiało mi minąć, przez co kolejne seanse były mniej emocjonalne, a bardziej analityczne. Mógłbym się do tego i owego przyczepić, bo nie wszystko w filmie samym w sobie jest przedstawione w sposób stuprocentowo przekonywujący. I tu w sukurs przyszła znakomita adaptacja powieściowa Alexandra Freeda, która zmieniła… bo ja wiem, niemal wszystko? Film strasznie na niej zyskał, a najbardziej postacie. Nie ma żadnych wątpliwości, kto, co i czemu robi. Dzięki książce inaczej patrzę na film, z jeszcze większym uznaniem, niż początkowo, a i emocje tylko się spiętrzyły. Czy Wy też tak macie? Bądź co bądź dostaliśmy nie tylko powieść, ale jeszcze ilustrowany przewodnik, który także dokłada swoje trzy grosze do całości.

Cathia: Wszystkie uzupełnienia filmu sprawiają, że jest lepszy i lepszy, w pełni się z Tobą zgadzam. Adaptację Freeda przeczytałam już chyba ze trzy razy – bardzo pomogła mi w zrozumieniu niektórych postaci. Całkiem sensownie prostuje też takie drobne wpadki z filmu (kwestia rozstrzelania naukowców na Eadu), pogłębia cały świat. Ale ale – w kwestii pogłębienia świata – praktycznie nie rozstaję się z Visual Guide Pabla Hidalgo, to jest dopiero arcydzieło i kopalnia informacji! Pewnie, ma – jak wszystkie te przewodniki – idiotyczne komentarze w stylu „analityczny umysł rozgryza spiski przeciw Imperium”, ale poza tym daje nam nie tylko wgląd w technikę czy stroje. Całe tło polityczno-obyczajowe jest absolutnie nie do pogardzenia.

Taraissu: Minęło dopiero półtora miesiąca od premiery? Ja mam wrażenie, że już ze trzy co najmniej… To niesamowite jak dobrze znam ten film, jakbym uczyła się go na pamięć. Nie umiem powiedzieć czy to jest aż tak dobra produkcja, czy po prostu twórcy trafili niemal we wszystkie moje czułe punkty, ale podejrzewam, że to drugie wytłumaczenie jest bliższe prawdy. Pewnie dlatego wciąż zaskakuje mnie zachwyt ludzi nad tym, jak wspaniale książka Alexandra Freeda uzupełnia film, jak wiele tłumaczy i czyni bardziej wiarygodnymi niektóre wydarzenia. Zdecydowanie zgadzam się, że spójność filmu i adaptacji książkowej robi wrażenie, ale dla mnie, to co przeczytałam, jedynie potwierdziło to, co już wcześniej zobaczyłam. Nie mogę się nadziwić, jak dobrze wykreowano postacie i poprowadzono historię na ekranie, bo większość rzeczy, jakie znajdziemy w książce naprawdę widać w filmie.

Zastawiając się, dlaczego każdy z widzów odbiera Łotra 1 na innym poziomie, przypomniałam sobie starą prawdę, że każdy z nas wnosi do interpretacji filmu siebie. Nasze doświadczenia, przeżycia, preferencje, decydują o tym, co wyczytamy z historii na ekranie, i co z niej wyniesiemy. Jeśli nigdy nie zainspirowałeś innych do działania, nie poznałeś uczucia bycia odrzuconym przez rodzica na rzecz czegoś innego (wcale nie górnolotnego). Jeśli nie dałeś się ponieść wyższej idei (może nawet nieco wbrew własnym przekonaniom czy uprzedzeniom), jeśli ani razu nie uwierzyłeś, że Tu i Teraz możesz coś zmienić. Jeżeli nigdy nie doszedłeś do etapu totalnego zwątpienia, a potem totalnego przewartościowania. I jeśli to wszystko nie doprowadziło do tego, że koniec końców pogodziłeś się sam ze sobą i z sytuacją, w której się znalazłeś. A potem nie przekułeś tego na działanie… to zobaczysz w kinie tylko wybuchy, usłyszysz mało przekonujące dialogi, a postacie wydadzą ci się nieciekawe. Jeżeli jednak rozpoznajesz choć cząstkę tego wszystkiego w sobie, to nie przejdziesz obok tej historii obojętnie. Bo ludzie oglądają filmy, sztuki teatralne czy czytają książki właśnie dla emocji.

Dla mnie adaptacja książkowa jako taka nie zmieniła niczego w kwestii odbioru Łotra 1, ale potwierdziła to, co już odczytałam w kinie, a było tego naprawdę sporo. Zaś przewodnik to cenne źródło wiedzy pogłębiające uniwersum i uwypuklające elementy świata przedstawionego, które czynią te wykreowane światy bardziej realnymi i ciekawszymi. I oczywiście zaspokaja potrzeby tych bardziej rzeczowych odbiorców, którzy przychodzą do kina nie tylko po emocje. Odnoszę zresztą wrażenie, że świat przedstawiony w filmie, z tą ogromną dbałością o detale, jest już wystarczająco fascynujący, by przyciągnąć uwagę widza niezainteresowanego emocjonalną otoczką. Zresztą jestem miłośnikiem „zużytego” wszechświata Star Wars, więc w warstwie estetycznej Łotr 1 również podbija moje serce. Choć raz okazałam się być klientem docelowym, po całym życiu w awangardzie! Cieszę się też, że dzięki książkom, inni fani mogą odbierać tę historię na takim poziomie, jak ja. Nie ma dla nas nadziei… albo wręcz przeciwnie.

Nadiru: Dobrze powiedziane! Z pewnością twórcy Łotra 1 mieli ułatwione zadanie przy tworzeniu różnych elementów uniwersum, włącznie z efektem „zużycia” tak typowym dla „wczesnego Lucasa”, tym niemniej udało im się stworzyć coś swojego i unikatowego. Poza jednoznacznie odmiennym klimatem, innym typem bohaterów – tak jak Cathia zauważyła: bez Skywalkerów i pochodnych – są to też takie drobne rzeczy, jak design, nowe pojazdy czy chociażby rodzaje szturmowców. Przy okazji oglądania trailerów miałem pewną obawę, zresztą nie tylko ja, że na potrzeby filmu powstanie masa zbędnych i w gruncie rzeczy służących tylko przemysłowi zabawkarskiemu elementów. Bo po cóż nam te wszystkie TIE Strikery, AT-ACT, shoretrooperzy czy U-wingi? Okazuje się tymczasem, że wszystko to ma swoje miejsce nie tylko w fabule, ale też in-universowej rzeczywistości. No może poza przeraźliwie brzydkim promem Krennica… ale nawet i tu w zrozumieniu sensu jego istnienia pomaga wspomniany przewodnik Pablo Hidalgo. W ogóle powiązanie ze sobą tej nowej odległej galaktyki, filmów, seriali, książek i komiksów, robi wrażenie, tak na poziomie samego filmu, jak i przewodnika. Lucasfilm Story Group odwala kawał dobrej roboty w tej dziedzinie.

Cathia: Fakt, udało im się całkiem ładnie wpasować nowy film do całości – do dzisiaj uśmiecham się szeroko, kiedy zarówno Krennic, jak i Tarkin podkreślają, iż strzał ma być tylko z jednego reaktora, w końcu Alderaan był pierwszą demonstracją pełnej siły stacji bojowej. Niestety, są też wpadki, może nie dosłowne, ale wymagające kombinacji, by je uzasadnić. To „Profundity” odebrało transmisję z powierzchni Scarif, nie „Tantive IV”, więc słowa lorda Vadera o tym jak to kilka transmisji wysłano na pokład korwety można wytłumaczyć już w bardzo naciągany sposób. Kolejne słowa Mrocznego Lorda – „I have traced the Rebel spies to her” też bawią w tym kontekście; bardzo się Vader nie narobił. Statek widział na własne oczy… Jest też jednak wpadka nieco bardziej poważna – Death Troopers. Ich nie było raptem sześciu, chronili wszystkich wyżej postawionych oficerów Tarkin Initiative, a jednak później ich nie ma.

Taraissu: Musze przyznać w tym miejscu, iż uniwersum Star Wars w pewnym momencie istnienia, zaczęło mi się wydawać nieco przeładowane mnogością nie zawsze przystających do siebie projektów statków, budynków, strojów itp. Najbardziej rzucało się to w oczy w przypadku prequeli. Brak spójności i konsekwencji był męczący, dlatego bardzo pozytywnie zaskoczył mnie powrót do klasycznych wzorów w Epizodzie VII i oczywiście w Łotrze 1. Dzięki konsekwencji i dyscyplinie estetycznej, mimo sporej ilości nowych projektów nie odczuwa się chaosu ani przeładowania. Jeśli zaś chodzi o niespójności, to najbardziej rzuca mi się w oczy brak w pozostałych częściach (zwłaszcza w Klasycznej Trylogii) robotów z serii KX, której przedstawicielem jest K-2SO. Oglądając Łotra 1 można przypuszczać, że był to dość pospolity model w bazach Imperium. Niestety nie spotykamy żadnego, nawet na Gwieździe Śmierci w Nowej nadziei. Dla porównania, robotów wyglądających jak C-3PO (lub podobnych) spotkamy całkiem sporo w uniwersum Star Wars, również w prequelach.

Nadiru: Bo ja wiem? Brak droidów i Death Trooperów są łatwe do wytłumaczenia tym, że po prostu akurat żaden nie przechodził tamtędy, którędy na Gwieździe Śmierci czy mostkach niszczycieli gwiezdnych przechadzali się nasi dobrzy i źli. Odnośnie tego, co pisała Cathia o „Tantive IV”, to i tak jest nic w porównaniu z takim „moja matka umarła, jak byłam bardzo młoda” Lei… Za każdym razem, jak widzę tą scenę w Powrocie Jedi przewracam oczami. A jak jestem już przy scenach, podobno już na marzec zapowiadają wydanie Blu-ray i DVD Łotra 1. Rozumiem, że już ostrzycie sobie na nie ząbki. Czego najbardziej oczekujecie po dodatkach? Ja nie ukrywam, że wiele bym oddał za obejrzenie oryginalnej wersji końcówki bitwy na Scarif

Taraissu: Teraz, gdy znam już film, wracam czasem do scen, które widzieliśmy w trailerach oraz spotach i myślę sobie, że materiały promocyjne prezentowały inny film. Nie mam niestety pewności, czy tamten obraz podobałby mi się tak samo. Jasne, chciałabym zobaczyć, co mogło wydarzyć się na Scariff i dokąd w tej swojej jasnej pelerynie zmierza Krennic brodząc w wodzie. Ale tak naprawdę w przypadku wydania DVD i Blu-ray, liczę po cichu na coś innego. Od czasu Władcy Pierścieni i Hobbita Petera Jacksona, jestem wielkim entuzjastą materiałów dodatkowych. Zdjęcia z produkcji, mini dokumenty o tworzeniu elementów świata przedstawionego okraszone wypowiedziami twórców, fotosy zza kulis, to coś, co cieszy mnie równie mocno jak sam film. Niestety jak na razie Disney nie popisywał się pod tym względem, a wydanie Blu-ray Przebudzenia Mocy, ze śmiesznie małą liczbą materiałów dodatkowych oraz scen wyciętych to spore rozczarowanie. Mam nadzieję, że tym razem dostaniemy coś naprawdę interesującego. I koniecznie w steelbookowej wersji, żeby pasowało do reszty kolekcji!

Cathia: O, wiesz, że mam tak samo? Od Władcy Pierścieni rzucam się na wydaniu DVD przede wszystkim na dodatki, a jak zauważyliście – tu może być ich od groma i ciut ciut. Podobnie jak Nadiru, liczę na parę scen z pierwotnej wersji bitwy na Scarif, ale też na te sceny, które pojawiały się w trailerach i dawały olbrzymią nadzieję na coś potężnego (czasami nawet w dwóch wersjach dialogowych…). A jeśli przywołaliśmy ducha Petera Jacksona, to ja się szczerze zastanawiam, czy w ostatecznej wersji Łotra obejrzymy wszystko to, co Gareth Edwards chciał pokazać i jeśli nie, to… może kiedyś wersja rozszerzona? Oczywiście, nie da się wstawić scen z zupełnie innej wersji, tej pierwotnej, ale idę o zakład, że dosyć sporo zostało scen, które mogą ładnie film urozmaicić.

Nadiru: Sporo zależy od tego, czy reżyser chce stworzyć taką wersję, a jeśli, to czy Lucasfilm na to pójdzie. Do Przebudzenia Mocy niczego nie dodano (osobną kwestią jest, czy naprawdę było co dodać), ale J. J. Abrams nigdy nie tworzył wersji reżyserskich, więc to nie musi być wyznacznikiem jakiegoś trwalszego trendu. Ale generalnie dołączę się do Was, dziewczyny, w swoim zachwycie nad dodatkami do Władcy. U mnie również (ależ ta galaktyka mała!) wydania DVD trylogii Jacksona nie tylko zwiększyły apetyt na podobne rarytasy, ale stały się niedościgłym wzorem dla wszystkich innych, nawet pod względem jakości pudełka. Niestety, jak dotąd nie spotkałem się z niczym równie dobrym… ale zawsze można pomarzyć, prawda?

No dobrze, w zasadzie jednomyślnie doszliśmy do wniosku, że nie tylko Łotr 1 nic nie stracił ze swojego początkowego powabu, ale wiele zyskał, czy to za sprawą ponownych seansów, czy naszego zanurzania się w pozafilmowe źródła – w szczególności adaptację i ilustrowany przewodnik. Ponadto, podoba nam się wzajemne zazębianie się różnych produkcji gwiezdnowojennych w nowym kanonie (chociaż mamy też i kilka uwag na ten temat) i chyba wszyscy zgodzimy się co do tego, że z ogromną niecierpliwością czekamy na Blu-raye (bo zapewne DVD znowu będzie zawierać jedynie film), które, być może, zdradzą nam kilka soczystych tajemnic z produkcji filmu i który, co tu dużo mówić, zachwycił i wciąż zachwyca całą naszą trójkę.