Trzy filmy Petera Cushinga, które trzeba zobaczyć

Peter Cushing to już legenda brytyjskiego kina, w szczególności horroru spod znaku takich wytwórni jak Hammer czy Amicus. Zagrał całe mnóstwo postaci co najmniej intrygujących, nawet w czterominutowym występie w Scream and Scream Again zdołał stworzyć postać tak wiarygodną i ciekawą, że widz odczuwa bardzo głęboki żal, iż już jej nie zobaczy. To sprawia, że wybranie zaledwie trzech pozycji z bardzo bogatej filmografii Cushinga to zadanie nieomal niemożliwe. Jednak, jak mawiają, służba nie drużba, jakoś to zrobić trzeba. Poniżej znajdziecie trzy najbardziej istotne, moim zdaniem, filmy z udziałem Petera, które powinien znać chyba każdy. Ja je w każdym razie bardzo gorąco polecam!

1984 (1954)

Spektakl teatru telewizji – adaptacja klasyki George’a Orwella była dla Petera absolutnym przełomem w karierze. Wprawdzie już wówczas był rozpoznawalny właśnie za sprawą BBC, ale to właśnie dzięki 1984 jego kariera nabrała rozpędu. Tutaj zagrał główną rolę, Winstona Smitha i zrobił to tak dobrze, że gwarantuję, iż są momenty, w czasie których człowiek zamyka oczy.

Tym, którzy zastanawiają się, czy jest sens to oglądać, jeśli zna się książkę, odpowiadam, że absolutnie tak. Aktorstwo z górnej półki, znakomita realizacja i świetne rozwiązania, które ułatwiły przedstawienie fabuły powieści w telewizji naprawdę sprawiają widzowi przyjemność nawet po ponad sześćdziesięciu latach. Jeśli zaś ktoś nie miał dotychczas okazji zapoznać się z oryginałem, pozycja obowiązkowa. Bo jak człowiek przyjrzy się różnym rzeczom dziejącym się dookoła, dochodzi do wniosku, że Orwell miał wadę wzroku i było nią jasnowidztwo. Absolutny klasyk, zresztą, do znalezienia w całości na YT.

Klątwa Frankensteina (The Curse of Frankenstein – 1957)

Rola barona Victora Frankensteina to kolejny istotny punkt w karierze Petera Cushinga. Ten film oznacza początek długiego i niesamowitego związku brytyjskiego aktora z wytwórnią Hammer, niepodzielnie rządzącej na rynku horroru przez następne lata. Brawurowo zagrany i bezlitosny Frankenstein również stał się częścią historii Hammera, jako że ze względu na olbrzymi kasowy sukces doczekał się sześciu sequeli, z których każdy fan Gwiezdnych wojen zna przynajmniej tytuł: Frankenstein i potwór z piekła, jako że grał w nim nie tylko Peter, ale i niejaki David Prowse.

Warto też zapoznać się z Klątwą również po to, by docenić wyobraźnię twórców tego klasyka. Ze względu na prawa autorskie, nie można było przedstawić tutaj potwora stworzonego rękami barona w ten ikoniczny sposób znany ze wcześniejszego amerykańskiego filmu. Postanowiono zatem odświeżyć wizerunek makabrycznej istoty i zrobiono to naprawdę fantastycznie, nie wspominając już o tym, że zatrudniono do tej roli Christophera Lee. Choć Lee i Cushing występowali w jednej produkcji już wcześniej, na planie Moulin Rouge, to jednak Klątwa dała początek długiej i wiernej przyjaźni obu aktorów.

Gabinet grozy Doktora Zgrozy (Doctor Terror’s House of Horrors –1965)

Absolutny klasyk, nie tylko samego horroru, ale i specyficznej formy opowieści, jaką tworzyły wytwórnie Hammer i Amicus. Były to antologie, czyli kilka opowieści połączonych w filmie albo jednym motywem, albo sytuacją, w której znaleźli się bohaterowie. Oczywiście, jak to zwykle bywa, mogły być to potworne bzdury, mogły być to też perełki – do takich należy właśnie Gabinet grozy… (a polskie tłumaczenie tego tytułu jest po prostu genialne!). W dodatku pojawiali się w nich naprawdę znakomici aktorzy, tak też jest i tutaj.

Choć Peter Cushing zazwyczaj pojawiał się w antologicznych pojedynczych historyjkach, tutaj przypadła mu rola… tytułowego Doktora (i tak, to jeszcze przed tym, jak zagrał TEGO Doktora), łącznika pomiędzy opowieściami, jednocześnie także elementu wprowadzającego pewne emocje jeszcze zanim zobaczymy, co czeka naszych pozostałych bohaterów. Świetna rola, chociaż sam Peter na ekranie znajduje się naprawdę niewiele czasu. Ostrzegam również tych, którzy nie oglądają końcówek filmów, bo są przekonani, że widzieli już wszystko – Gabinet grozy… należy oglądać do ostatniej sekundy – ten plot twist!