„Rebels 3×18: Secret Cargo”

Kaelder: Po odcinku prezentującym próbę ucieczki Fulcruma przyszedł czas na wytoczenie nieco cięższych dział i wprowadzenie postaci dobrze znanej fanom. Mon Mothma, jak się okazuje, prezentuje się znakomicie, odpowiada wizerunkowi rebelianckiej senator ze Starej Trylogii (fryzura, szata i charakterystyczna biżuteria a szyi) i co najważniejsze głos tej postaci podłożyła Genevieve O’Reilly, grająca ją w Zemście Sithów, Wojnach klonów oraz Łotrze 1. Poza nią mamy także debiut Jona Vandera, który był dowódcą Eskadry Złotych podczas ataku na pierwszą Gwiazdę Śmierci. Fabuła niestety jest straszliwie przewidywalna i do bólu sztampowa, jak w przypadku niektórych z poprzednich odcinków. W zasadzie można ją skrócić do stwierdzenia: „ratujcie senator za wszelką cenę, ale nie martwcie się, bo i tak cudownym przypadkiem nasi bohaterowie ocalą ją na samym końcu”. Przeraziła mnie także głupota oficerów imperialnych, w tym gubernator Pryce, po której spodziewałem się bardziej przemyślanych decyzji i wykorzystania mgławicy na swoją korzyść. Początek odcinka dawał nadzieję na fajną i bardziej przemyślaną rozrywkę, jednak ostatecznie naiwność Imperium, cudowne ocalenie oraz brak umiejętności planistycznych, zmniejszyły moją przyjemność z oglądania. Daję więc temu odcinkowi 6/10.

Taraissu: Kolejna udana odsłona serialu Rebels. To trochę jak z serialem Gra o tron, trzeba się najpierw sporo odcinków ponudzić, żeby potem dobrze się bawić. Odcinek Secret Cargo fabularnie niezbyt odkrywczy, ale za to dobrze gra na emocjach, bo oto na naszych oczach rozpala się płomień Rebelii. W zasadzie odcinek to same smaczki i małe radości dla fanów, jak Mon Mothma, Jon Vander, postacie, które na nowo przypomniał nam Łotr 1, i dzięki którym serial coraz mocniej zazębia się z filmami. Teraz gdy potwierdzono, że czwarty sezon Rebeliantów powstanie, aż się prosi abyśmy spotkali w nim innych bohaterów Łotra 1. Osobiście liczę po cichu na animowaną wersję generała Merricka i przede wszystkim Cassiana Andora i K-2SO – w końcu Kallus został zdemaskowany, czas na nowego Fulcruma. Z ciekawostek, które rozpaliły spekulacje wokół odcinka, to zagadkowa postać pilotki ze Złotej Eskadry. Wprawdzie w Secret Cargo odgrywa ona rolę niewielką, ale biorąc pod uwagę cechy osobowościowe, pojawiły się plotki, że być może jest to nikt inny jak Evaan Verlaine znana z komiksu Księżniczka Leia. Finał sezonu zbliża się wielkimi skokami w nadprzestrzeni. Odcinek dostaje zawyżone 7/10 za granie na sentymentach.

Dark Dragon: Fabularnie odcinek prezentował się dobrze. Pojawił się wcześniej wspomniany duet Mon Mothmy oraz Jona Vandera. Postacie zostały bardzo dobrze odtworzone i umiejscowione. Powinno to zadowolić każdego fana. Po przeciwnej stronie barykady Thrawn pokazuje swój kunszt strategiczny, przy tym wypuszcza legendarnego TIE Defendera na chrzest bojowy. Gwiezdne wojn… znaczy kosmiczne bitwy wypadają świetnie i przywodzą na myśl filmy z dużego ekranu. Ze strony graficznej same przyjemności. Należycie odwzorowane stroje, modele (ten TIE!), sama mgławica też niczego sobie. Dostaliśmy naprawdę sporo nowych modeli twarzy. Na koniec na krótkie cameo załapali się nawet Jan Dodonna oraz Bail Organa. Jak dla mnie jeden z najlepszych odcinków tego sezonu.

Jedi Przemo: W porządku: wieziemy cenny ładunek i mamy 80% pewności, że Imperium tu wkrótce przyleci, więc co robimy? Włączamy tarcze, a na wszelki wypadek obliczamy współrzędne do natychmiastowego skoku w nadprzestrzeń? Nie! Czekamy i dajemy się zaskoczyć wydarzeniom, których się spodziewaliśmy! Czemu też żaden z niszczycieli nie wypuścił myśliwców? Tożsamość „ładunku” była dość oczywista, ale poza tym fajnie było zobaczyć TIE Defendera w akcji wraz z Interceptorami. Thrawn jak zwykle stanowi plus odcinka, obecność Mon Mothmy również wypadła dobrze, a ostatnia scena zapada w pamięć, podobnie jak muzyka z całego odcinka. Smaczki dla fanów także zawsze na plusie (jak chociażby pojawienie się „Home One”). Odcinek oceniam na 7,5/10.

Nadiru: Odcinek może jest mało oryginalny i wszyscy od początku doskonale wiemy, że Mon Mothma jest tytułowym ładunkiem, ale i tak ogląda się go bardzo przyjemnie. Wspomniane wyżej postacie, smaczki i statki znakomicie spajają uniwersum, a także przygotowują scenę pod wydarzenia poprzedzające Łotra 1. W samym odcinku bardzo spodobał mi się pojedynek w mgławicy (to co prawda nie bitwa w mgławicy Mutara ze Star Treka II, ale wizualnie wcale nie wypada gorzej) i rzecz jasna piękny finał z równie piękną muzyką. Z rzeczy bardziej technicznych, zastanawiam się, czy lekkie krążowniki typu Arquitens są naprawdę tak słabe, jak to pokazuje Rebels – obezwładniają lub ciężko uszkadzają go w końcu pojedyncze statki, jak nie „Duch” w „Ghost of Geonosis”, to B-wing z „Wings of the Master” albo, jak tu, Y-wing – czy to kwestia farta połączonego z lepszym uzbrojeniem Rebelii? Tak czy inaczej Secret Cargo zasługuje na 8/10.

Zapraszamy do przeczytania naszych recenzji pozostałych odcinków trzeciego sezonu Rebels.