„Łotr 1” kontra „Przebudzenie Mocy” – wygląd

Taraissu: Zarówno w przypadku Łotra 1, jak i Przebudzenia Mocy można powiedzieć, że jesteśmy w uniwersum Star Wars. Twórcy obu produkcji poświęcili sporo uwagi temu, jak uniwersum wygląda na ekranie i pomimo obaw, zwłaszcza w przypadku Łotra 1, nie mamy poczucia kalkowania ze Starej Trylogii, ale raczej nieskrępowanej inspiracji. Bardzo sprytnie zmodyfikowano dobrze znane modele pojazdów, jak np. AT-AT, AT-ST, i przemieszano z totalnie nowymi projektami, jak U-wing oraz klasycznymi projektami gwiezdnych niszczycieli i innych statków. Zdecydowanie nie ma się poczucia wtórności. Z kolei twórcy Epizodu VII stanęli przed problemem przeskoku czasowego. Świat przedstawiony musiał wyglądać na Star Wars, ale potrzebował nieco nowocześniejszego wyglądu. Odświeżenie designu maszyn powiodło się w przypadku X-wingów (osobiście jestem zakochana w projekcie T-70). Mocno kojarzą się ze sobą projekty statku Krennica ST-149 i wahadłowiec Kylo Rena (oba czarne z rozłożystymi skrzydłami), jednak zdecydowanie bardziej odpowiada mi ten drugi. Nieco jednak problematyczny jest wygląd krzyżowego miecza świetlnego Kylo Rena i wciąż nie mogę zdecydować, co sądzić na temat tej konstrukcji.

W przypadku planet, Łotr 1 deklasuje Przebudzenie Mocy, w którym każdy świat wygląda jak kopia zapasowa z poprzednich filmów (D’Qar to Yavin bez piramid, a Jakku to Tatooine – ale trzeba przyznać, że cmentarzysko statków na pustyni wygląda bardzo malowniczo). W Łotrze 1 widzimy zarówno znane, jak i nieznane lokacje, ale nawet Yavin czy Mustafar są pokazane od strony, której jeszcze nie widzieliśmy. Moim faworytami są Jedha i Pierścienie Kafrene (czyli taka Jedha w negatywie), które przywodzą na myśl miasto z Łowcy androidów. Nie umiem też przejść obojętnie obok szturmowców pod palmami na Scarif. Pomysł potyczki na niemal rajskiej planecie (kojarzącej się z Lehonem z gry Knights of the Old Republic) uważam za jeden z najwspanialszych wizualnie. Bardzo estetycznie, niemal symbolicznie, wygląda starcie Kylo Rena i Rey na tle zimowej scenerii, w błękitno-czerwonej poświacie mieczy świetlnych. Przebudzenie Mocy i Łotr 1 są bardzo spójne i równe kostiumowo. Mamy zdecydowanie do czynienia z wszechświatem zużytym. Wzory ubrań w obu produkcjach bazują na podobnych wykrojach (mundury, kurtki), są też utrzymane w korespondującej ze sobą kolorystyce. A przede wszystkim genialnie nawiązują do Klasycznej Trylogii oraz prequeli! Reasumując, Łotr 1 ma więcej rozmachu, a Przebudzenie Mocy jest dużo bardziej zachowawcze. Jeśli musiałabym wybrać, stawiam jednak na rozmach Łotra 1, chociaż obie produkcje nie pozostawiają wątpliwości, że znajdujemy się w uniwersum Star Wars.

Dark Dragon: Warto zacząć od tego, że każdy z tych filmów przedstawia się ze strony wizualnej bardzo dobrze. Tak jak napisała Taraissu, nie ma też żadnej wątpliwości – to Gwiezdne wojny. Bardzo dużo znajomych konceptów, architektury i pancerzy. Trzeba jednak spojrzeć na to w ten sposób – Łotr 1 przedstawia wydarzenia rozgrywające się tuż przed Nową nadzieją. To wymusiło na autorach pewien standard. Wiele wcześniej stworzonych ubrań, broni, statków trafia też tutaj. To wszystko już było i musiało się tutaj znaleźć. Teraz wydaje się to zaledwie podrasowane graficznie (i dobrze). Jednak to nie wszystko. Rogue One nie poszedł na łatwiznę i dodał wiele od siebie. Mamy więc nowe zbroje dla szturmowców, inne warianty ubiorów dla rebeliantów lub statków. Wprowadził też kilka całkiem świeżych konceptów (przykładowo U-winga). Całość jednak doskonale pasuje do uniwersum – wszechświat jest na swoim miejscu.

Z drugiej strony mamy Przebudzenie Mocy, które również jest zachowawcze, ale według mnie bardziej w tym negatywnym sensie. Twórcy mieli okazję stworzyć wiele całkowicie nowych projektów, ale w większości ściśle trzymają się utartych schematów. Oczywiście mamy też sporo nowości (duża gama nowych ras, miecz z jelcem świetlnym lub nowe pojazdy). Nowości witam z otwartymi rękoma. To naprawdę mocna strona Epizodu VII. Wszystko w filmie pasuje do uniwersum – nie mam nic do zarzucenia. Na szczególną uwagę zasługuje z pewnością gra świateł na Starkillerze (śmierć Hana oraz finałowy pojedynek Rey vs Kylo), ale i to wydaje się nam (słusznie) znajome. Żałuję, że sporo nowości to jednak przekolorowane lub przemodelowane sprawdzone pomysły. Wszystko sprowadza się do subiektywnych odczuć odbiorcy. Chociaż prywatnie uważam, że Łotr 1 lepiej wywiązał się pod tym kątem, to obiektywnie muszę stwierdzić, że obydwa filmy doskonale pasują do Gwiezdnych wojen.

Nadiru: Taraissu i Dragon naturalnie mają rację – to Star Wars pełną gębą. Ale ja chciałbym z ogółu przejść do szczegółu. Chociaż wielu mogłoby mnie nazwać hurraoptymistycznym apologetą Przebudzenia Mocy, to od początku miałem sporo uwag odnośnie pewnych kwestii designowych w tym filmie – w szczególności do pojazdów, a także kostiumów postaci. A odkąd obejrzałem film Star Trek Beyond i porównałem go do dwóch poprzednich części nowej serii (szczególnie kolorowe mundury załogi USS Enterprise), odnoszę wrażenie, że może to być częściowo wina ludzi, którymi otacza się J. J. Abrams, na przykład kostiumografa Michaela Kaplana. Tak czy inaczej, abstrahując od znakomicie przerobionego X-winga, którego podobnie jak Taraissu uwielbiam, w Przebudzeniu Mocy nie spodobał mi się ani jeden pojazd. Ani jeden! „Finalizator” jest brzydki jak noc, barki desantowe szkaradne, a prom Kylo Rena przesadzony. Z kostiumami jest odrobinkę lepiej; Ruch Oporu ma naprawdę ładne mundury, ale z drugiej strony dostajemy nijakie uniformy Najwyższego Porządku i samego Kylo Rena, którego maska przypomina bardziej kask motocyklowy, niż hełm „tego złego”. Boli to szczególnie w kontekście rysunków koncepcyjnych do filmu, które ukazywały znacznie ciekawsze projekty.

I tu porównanie z Łotrem 1 jest dla Przebudzenia Mocy druzgocące. Nie licząc promu Krennica, wszystkie wykreowane w spin-offie pojazdy i kostiumy są świetne, od U-winga (do którego jednak przekonywałem się długo), po shoretrooperów. To niesamowite, biorąc pod uwagę, że tu mamy film dziejący się tuż przed Nową nadzieją, a tam – trzydzieści cztery lara później! Jak jest z innymi elementami? Muszę przyznać rację moim przedmówcom zarówno w kwestii planet – moim skromnym zdaniem Łotr 1 bije na głowę nie tylko Epizod VII, ale wszystkie epizody – jak i wspaniałej, symbolicznej gry świateł w Bazie Starkiller. Pojedynek Rey z Kylo Renem jest najbardziej klimatyczną walką na miecze świetlne w całej Gwiezdnej Sadze. Generalnie nie sposób nie zauważyć, że Przebudzenie Mocy w swej warstwie wizualnej miało być z założenia powściągliwe – retro, nie innowacyjne, jak zapewne chciał tego George Lucas. Tak więc w pewnym sensie Epizod VII musi być gorszy, niż Łotr 1, w którym reżyser nie tylko chciał, ale mógł pokazać więcej. Werdykt tego starcia jest taki sam, jak u moich poprzedników: Łotr 1.

Kaelder: Ciężko cokolwiek zarzucić obydwu filmom pod względem wizualnym. Przebudzenie Mocy, jak swego czasu wspominałem w artykule poświęconemu wpływowi prac Ralpha McQuarriego na Gwiezdne wojny, stanowi bardzo miły ukłon w stronę dorobku nieżyjącego już artysty. Wystarczy wspomnieć wygląd Niima Outpost na Jakku (szczególnie łuk pełniący rolę bramy wjazdowej), infrastrukturę tej lokacji, projekt Bazy Starkillera oraz wnętrze pałacu Maz Kanaty przywodzące na myśl kantynę ze Starej Trylogii. Jednak pod kątem zarówno planet, architektury, pojazdów czy kostiumów, mamy do czynienia z projektami nie zachwycającymi, lecz świeżymi i gdzie urządzenia czy broń mimo przemodelowania wciąż pełnią tę samą funkcję, co w innych epizodach Gwiezdnych wojen. Za przykład może posłużyć design i wyposażenie szturmowców Najwyższego Porządku, prezentujących się nieco inaczej w porównaniu z żołnierzami Imperium. Także X-wingi zyskały odmienny wygląd, nie mówiąc o pojazdach czy urządzeniach, które wykorzystywane są przez postacie drugo- czy trzecioplanowe. Chciałoby się rzec, że wraz z rozwojem i upływem czasu w galaktyce, zmianie uległa także technologia, ale nie mentalność. Najwyższy Porządek okazuje się dziedziczyć zapędy totalitarne i ksenofobiczne od Imperium.

Nieco innym przykładem jest Łotr 1. Mamy w tym filmie nie tylko powrót doskonale znanych m.in. X-wingów, Y-wingów, myśliwców TIE, AT-ST, blasterów, krążownika kalamariańskiego, Gwiazdy Śmierci, ale także wprowadzenie całkowicie nowych jednostek lub pojazdów nawiązujących w pewnym stopniu do poprzednich części (turboczołg model HCVw A9, którym transportowana był Jyn Erso, jest następcą HAVw A6 „Juggernaut” widzianego podczas bitwy o Kashyyyk w Zemście Sithów). Szczególnie przypadł mi do gustu imperialny czołg widziany na ulicach Jedhy, jednostki (na czele z shoretrooperami) oraz wygląd bazy i archiwum tajnych projektów na Scarif, a także U-wingi, które przypomniały mi o kanonierkach Republiki z Ataku klonów. Pod względem klimatu wygrywa w moim przekonaniu Łotr 1 i to z dość prozaicznej przyczyny – doskonale wypełnia pewną lukę w Nowej nadziei, jednocześnie nie odbiegając zanadto od Starej Trylogii i fabuły w niej przedstawionej. Ponadto świetnie spaja elementy uwielbiane przez fanów z nowszymi propozycjami, prezentuje bardziej dynamiczne tempo akcji i ilustruje bitwę, która powinna być przykładem dla przyszłych reżyserów tworzących filmy z uniwersum Gwiezdnych wojen. Jeśli chodzi o Przebudzenie Mocy, to zgadzam się w pełni z Nadiru. Film jest powściągliwy, retro, a w kilku przypadkach dokonuje nawet recyklingu projektów czy pomysłów z poprzednich epizodów. Moim typem, uwzględniając wszystko co napisałem, jest Łotr 1.

Kolejny raz w naszym starciu filmów pełne zwycięstwo odnosi pierwszy ze spin-offów. A co Wy sądzicie o wyglądzie obu produkcji? Która z nich jest lepsza? Dajcie nam znać w komentarzach.