Mcquarriezacja i dziedzictwo „Star Wars”

Wśród osób wychowanych na opowieściach z odległej galaktyki ciężko jest znaleźć kogoś, kto nie znałby Ralpha McQuarriego i nie wiedział o jego wkładzie w rozwój uniwersum Gwiezdnych wojen. Zmarły w 2012 roku amerykański artysta przyczynił się do stworzenia znakomitych scen, które stały się wielokrotnie odtwarzane przez fanów. W jego dorobku artystycznym znajdziemy m.in. pracę nad Battlestar Galactica, E.T., Kokonem i Parkiem Jurajskim. Najbardziej jednak kojarzony jest z opracowywania grafik koncepcyjnych dla Cieni Imperium oraz poszczególnych epizodów tworzących Starą Trylogię. Mnóstwo jego pomysłów dotyczących Gwiezdnej Sagi zdołano wykorzystać, jednak pojawiły się też i takie, które zostały schowane na czas nieokreślony w specjalnym archiwum należącym do Lucasfilmu. Ostatecznie po latach sięgnęli po nie Dave Filoni i Simon Kinberg, wykorzystując jako element wzbogacający świat Wojen klonów oraz Rebeliantów.

Dlaczego należy mówić o mcquarriezacji Star Wars i co właściwie oznacza ten termin? Według autora powyższego tekstu to powrót do korzeni obecnych w Nowej nadziei, Imperium kontratakuje oraz Powrocie Jedi. To próba ukazania innego sposobu opowiadania historii, bardziej żywej narracji i zaprezentowania świata oddającego ducha klasycznych space oper, w czasach gdy efekty specjalne wygenerowane przez komputer nie były jeszcze znane.

Przepraszam, czy tutaj się tworzy?

Wojny klonów dobiegły już końca (w 2015 roku pojawiło się na stronie głównej Starwars.com osiem ostatnich odcinków, które dotarły tylko do fazie przedprodukcyjnej), a Rebelianci zaczynają się rozkręcać wraz z emisją kolejnych odcinków. Już teraz wiadomo, że odcinki w obu seriach miały dość różne recenzje, niekiedy skrajne. Nie ulega wątpliwości, że styl, w jakim stworzono animacje do Rebeliantów odpowiada koncepcjom graficznym przygotowanym przez Ralpha McQuarriego. Na tym jednak nie kończą się inspiracje. Jeden z członków komórki rebelianckiej, lasacki członek załogi Duchów – Zeb do złudzenia przypomina Chewbaccę z pierwszego projektu jego wizerunku, a siejący postrach w galaktyce Darth Vader ma hełm wyglądający podobnie do zaprojektowanego przez amerykańskiego ilustratora. Także gangster i handlarz niewolników Azmorigan (Brother of the Broken Horn i Idiot’s Array) jest oparty na wczesnej koncepcji Jabby Hutta, mającej pojawić się w Powrocie Jedi. Robot protokolarny Landa w Rebeliantachprzypomina z kolei projekt C-3PO (skądinąd oparty na robocie z niemieckiego filmu niemego Metropolis). Bardziej zauważalnym ukłonem jest pojawienie się (za plecami Sabine Wren) w odcinku Droids in Distress osobnika przypominającego „Generała Skywalkera” – głównego bohatera pierwszego szkicu Gwiezdnych wojen. Nie inaczej jest również w przypadku Lothalu, ożywionego wedle pomysłu powstałego blisko kilkadziesiąt lat wcześniej. Poparciem dla tych teorii jest wywiad, jaki Simon Kinberg (producent serialu) udzielił Entertainment Weekly. Stwierdził w nim, że niektóre z niewykorzystanych prac nieżyjącego artysty trafiły do kilku gwiezdnowojennych produkcji. Jego zdaniem, obecność w serialu animowanym zawdzięczają w szczególności swej delikatności, żywym barwom i wyglądowi obrazów wykonanych ręcznie, nie zaś przy użyciu komputera.

Moc budzi się z letargu

Jeśli myślicie, że na tym kończy się wpływ McQuarriego na Gwiezdne wojny, to grubo się mylicie. W dotychczas zaprezentowanych oficjalnych materiałach dotyczących Przebudzenia Mocy aż roi się od „graficznych smaczków”. Mamy nowego droida astromechanicznego BB-8 wzorowanego na wcześniejszej koncepcji R2-D2, obraz Tatooine zaczerpnięty z grafik artysty, które umożliwiły stworzenie całkowicie nowej lokacji w siódmej części – pustynnej planety Jakku, czy posłużenie się grafikami prezentującymi Luke’a Skywalkera jako kobietę (we wcześniejszych szkicach fabuły Gwiezdnych wojen w związku z brakiem znaczącej postaci kobiecej, George Lucas zmienił płeć Luke’a Skywalkera i zlecił wykonanie stosownej grafiki Ralphowi McQuarriemu). Podobieństwo Jakku do Tatooine, na której mieszkali najbardziej znani bohaterowie całej sagi, możemy dostrzec już w materiałach promocyjnych. Pamiętacie pierwszy zwiastun, w którym Rey (jej gogle przypominają zresztą wizjer szturmowca m.in. z Nowej nadziei) prowadziła śmigacz w stronę bramy czegoś, co przypominało wioskę lub ranczo? Otóż po dokładnym przeanalizowaniu materiału widać wykorzystanie przez twórców Przebudzenia Mocy elementów z projektu pałacu Jabby autorstwa McQuarriego oraz namiotowej wioski Jawów (miejsce kręcenia spotu dla akcji charytatywnej „Force for Change”, do której przekonywał fanów J. J. Abrams). Podobnie uczyniono ze szturmowcami i ich hełmami, których wcześniejszy design wprowadzono dla żołnierzy Najwyższego Porządku. Czujnemu widzowi nie powinien umknąć uwadze zupełnie nowy sposób oświetlenia ostrza miecza świetlnego. W zwiastunach widać, jak Kylo Ren trzyma w dłoni broń, z której wyłania się całkiem inaczej wyglądające ostrze oraz odbijająca się z niego rozmazana czerwień.

Pomysły tu i tam, ale jak zachować dziedzictwo?

Gdy kierowanie przyszłością Gwiezdnych wojen przejął Disney, dla wielu fanów na całym świecie nadeszły mroczne czasy wypełnione obawą o przyszłość ukochanego uniwersum. Czy taką szansą jest spuścizna pozostawiona przez Ralpha McQuarriego? Moim zdaniem tak, pozwala bowiem sięgnąć do bardzo interesujących, acz niewykorzystanych pomysłów mogących dodać wiele do uszczuplonego kanonu. Przykłady zostały już wymienione w tym tekście, ale jestem przekonany, że w trakcie seansu dostrzegliście większą liczbę nawiązań. Pozostajemy wciąż w sferze inspiracji, które posłużyły do zbudowania fundamentów świata Star Wars. Zarówno szturmowcy i Imperium ze Starej Trylogii oraz Najwyższy Porządek stanowiący część nowego kanonu, nawiązują do dwudziestowiecznych ideologii totalitarnych, a w szczególności nazizmu. Mamy też ujęcie nadziei, terminu wywodzącego się z czwartej części kosmicznej sagi. Wystarczy bowiem przypomnieć sobie komunikat księżniczki Leii do generała Obi-Wana Kenobiego, by stwierdzić, że nie zostanie ona utracona, a odzyskana. Jakby tego było mało, mamy także bazę Starkiller na mroźnej planecie, co nie tylko przywołuje nam postać ze znanej gry komputerowej The Force Unleashed, lecz także nazwisko, jakie miał pierwotnie otrzymać Luke. Mcquarriezacja to termin, który powinien zostać wprowadzony na trwałe do fandomu gwiezdnowojennego i umożliwić przetrwanie tego wspaniałego uniwersum. Z różnych stron pojawiają się lepszr bądź gorsze pomysły na urozmaicenie odległej galaktyki, lecz kluczem nadal pozostaje oddanie ducha Klasycznej Trylogii, a wraz z nim wkładu włożonego przez wielu artystów. Czy oryginalność będzie zachowana? Na to pytanie ciężko jest znaleźć jednoznaczną odpowiedź, wszystko bowiem uzależnione jest od osób decyzyjnych oraz scenarzystów i reżyserów realizujących kolejne części. Właściwe wydają się tutaj słowa wypowiedziane przez Yodę: „Przyszłość w ciągłym ruchu jest”.