Skywalker atakuje to pierwszy Star Wars Komiks wydany w nowych szatach. Wraz z wprowadzeniem nowego kanonu magazyn przeszedł metamorfozę. Objętość wraz z ceną wzrosła – za 19,99 zł dostajemy 148 stron. Brzmi bardzo dobrze, ale co z jakością?
Ten numer składa się z sześciu zeszytów serii Star Wars i jest to mini-seria zatytułowana Skywalker atakuje. Są to pierwsze zeszyty komiksowe z nowego kanonu od Marvela. Historia podąża ścieżką naszego głównego tria – Hana, Lei oraz Luke’a, a osadzona jest pomiędzy Nową nadzieją a Imperium kontratakuje. Ma to z pewnością jedną zasadniczą wadę – wiemy z pewnością, które postacie przedstawione na stronach komiksu przeżyją.
Jest tu wszystko, co najlepsze w Star Wars
Znajdziemy tu wszelkie wyróżniki ukochanej odległej galaktyki – odcięta mieczem świetlnym kończyna, znajomy styl dialogów pomiędzy Hanem i Leią, zabawna scena z nieporadnym C-3PO i wiele więcej. Pojawia się też Vader i jest tak bezwzględny i zabójczy, jak mogliśmy sobie wyobrazić. To tutaj między innymi rozgrywa się pierwszy kanoniczny pojedynek między Lukiem a Vaderem. Będziemy też podziwiali potęgę Imperium rozprawiającą się ze zbiegami oraz zmagania Vadera z przeważającymi siłami wroga. Z mojego punktu widzenia ich przebieg jest satysfakcjonujący.
Za Skywalkerem zostaje wysłany skądinąd znany łowca nagród – Boba Fett. Przebieg łowów powinien zadowolić jego fanów, a przy okazji dowiadujemy się, skąd Vader posiadł wiedzę o tożsamości Luke’a. Na sam koniec twórcy komiksu wprowadzają nową ważną postać, która zapewni nam niespodziewane zakończenie. Taki cliffhanger uważam za sprytne posunięcie! Jego rozwiązanie nastąpi oczywiście w następnych zeszytach serii Star Wars, czyli u nas w numerze 3/2016.
Warto zaznaczyć, że wydarzenia z tej serii przeplatają z inną, wydawaną w tym samym czasie. Znajomość Dartha Vadera, bo tak zwie się ta seria, nie jest jednak (na razie) wymagana, by czerpać radość z czytania jedynie tej mini-serii. Jednak opłaca się zapoznać także z nim, by w pełni poznać historię.
Świetny początek nowego komiksowego kanonu
Czy jestem zadowolony z fabuły? Myślę, że Jason Aaron wywiązał się z powierzonego mu zadania. Jako długoletni fanatyk Gwiezdny wojen nie znalazłem niczego, co w jakiś szczególny sposób by mnie drażniło. Z pewnością pojawiło się wiele smaczków, których fani oczekiwali. Dialogi trzymają klimat i swój filmowy charakter. Co prawda sztywne ramy czasowe w oczywisty sposób ograniczają pisarzy, ale w takim okresie było to nieuniknione. Fani opłakujący stare Expanded Universe nie powinni być zawiedzeni. Wręcz przeciwnie, właśnie ta seria dała nam (nową) nadzieję na lepsze.
Rysunki wykonał John Cassaday. Kreska ogółem przypadła mi do gustu i jest dość wierna światowi, który znamy, chociaż w zeszycie czwartym możemy odczuć wyraźny regres w jakości rysunków. Twarze i niektóre proporcje w sposób widoczny odbiegają od norm, a cienie rzucone na twarz niektórych postaci w połączeniu z takimi twarzami zupełnie odbierają im powagę. Na szczęście później jest już lepiej.
Historię czytało się lekko i przyjemnie. Postacie zachowywały się tak, jak powinny. Wydarzenia zostały doskonale dopasowane do kanonu i wprowadziły coś od siebie. Mogę tylko powiedzieć, że zmierza to w dobrym kierunku. Komiks był dość solidny i z czystym sumieniem mogę go polecić pozostałym fanom Gwiezdnej Sagi. Rekordowa liczba sprzedanych kopii na świecie zdaje się potwierdzać moje stanowisko.