Relacja z Pyrkonu 2017

Na wstępie muszę wyjaśnić tym, którzy jeszcze Pyrkonu nie znają, co to za konwent. Jest to właściwie impreza popkulturowa. Choć organizatorzy nadal kładą nacisk na fantastykę, to trudno mówić tu o jej wyłączności. Nawet osoby, które z fantastyką nie są za pan brat, znajdą tu coś dla siebie: gry planszowe, tańce, prelekcje o oriencie, nauce, filozofii, historii i sztuce. Nie trudno się więc dziwić, że taka impreza przyciąga olbrzymią liczbę uczestników. W 2016 roku konwent było ich aż 40 tysięcy. Nie zauważyłem, żeby organizatorzy chwalili się liczbą gości w tym roku, więc możliwe, że spadła lub utrzymała się na podobnym poziomie, jednak – bez względu na to – Pyrkon pozostaje największym tego typu wydarzeniem w Polsce. Nie bez znaczenia jest tutaj miejsce – Poznań to miejsce, do którego względnie łatwo jest dotrzeć z każdego zakątka naszego kraju.

W tym roku weekend majowy był na tyle długi, że konwent mógł trwać dłużej niż zwykle, jednak organizatorzy zdecydowali się na zachowanie formuły piątek – niedziela. Niektórzy mogli poczuć niedosyt, jednak dzięki temu można było na przykład spędzić drugą połowę weekendu na odsypianiu lub spędzaniu czasu z rodziną. Niestety, warto wspomnieć o tym, że dojazd na konwent, już tradycyjnie, był utrudniony. Nie trudno zgadnąć, że znaczną część uczestników stanowią studenci, którym opłaca się jeżdżenie koleją. Dzięki temu bilety kupione nawet tydzień przed imprezą nie gwarantowały miejsca do siedzenia, a wagony były tak zapchane, że nawet wyjście do toalety wydawało się być wyprawą przez dżunglę. Jednak trzeba przyznać, że tym razem PKP obudziło się i już w sobotę uczestnicy donosili o tym, że dostawiano dodatkowe wagony, a widać było, że podobnie postępowano z pociągami odjeżdżającymi z Poznania w niedzielę. Najwyraźniej polskie koleje powoli zaczynają reagować na istnienie wydarzeń o takiej skali i może za kilka lat doczekamy się dojazdów w zadowalających warunkach.

Program, wystawy i cosplaye

Jednak przejdźmy do sedna: jedną z rzeczy, na które patrzy się w pierwszej kolejności w czasie rozważania, czy przybyć na dany konwent jest jego program. Między innymi z tego względu zrezygnowałem z udziału w poprzednim roku. W tym roku chciałem go sprawdzić, jednak organizator nie opublikował tradycyjnej tabeli, która by umożliwiła łatwe jego przeanalizowanie. Stworzono aplikację, która podobno tydzień przed konwentem nadal nie działała poprawnie (nie próbowałem osobiście, jednak takie opinie usłyszałem z ust innych uczestników). Niestety, tabela, którą otrzymałem po przybyciu na miejsce, nadal nie spełniała moich oczekiwań. Warto tutaj pewną rzecz zaznaczyć jasno, bo może ten tekst przeczyta któryś z organizatorów tego, lub innych konwentów: podanie nazwisk lub nicków osób prowadzących dany punkt programu jest potrzebne, a nawet kluczowe. Fandom pełen jest prelegentów, którzy mogą opowiadać o wszystkim lub o niczym, a i tak wiele osób pójdzie ich posłuchać.

Same atrakcje były dość ciekawe, a ich silną stroną była różnorodność oraz to, że program nie kończył się o 20:00, a nawet o pierwszej w nocy biegło się zająć miejsce w kolejce do kolejnej prelekcji. Różnorodność nie ograniczała się jedynie do tematyki, ale także do formuły: dość łatwo było rozróżnić, które atrakcje mają charakter edukacyjny, humorystyczny albo warsztatowy. Słowem, każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Jednak sam program nigdy nie był najmocniejszą stroną konwentu. Są nią natomiast różnego rodzaju wystawy: konwent pełen był pokazów modeli, figurek, konstrukcji z LEGO, figur, kolekcji książek i komiksów. Także część wystawców, czyli stoiska handlowe, były nieraz wielką radością dla oka. Koszulki, kubki, podkładki pod kubki i myszy komputerowe, przytulanki, książki, rekwizyty i elementy przebrań można było podziwiać godzinami.

Drugą zaletą Pyrkonu są fani w strojach. Nie wiem, dlaczego, ale w jakiś sposób na konwencie pojawia się dużo więcej fanów w przebraniach, niż na innych imprezach. Przyczynia się do tego wielki konkurs cosplayowy, który rzeczywiście robi ogromne wrażenie, nie tylko ze względu na wysoki poziom przebrań, ale także dzięki efektownej formie. Po prostu trzeba to zobaczyć. Poniżej znajdziecie filmik pokazujący tegoroczny konkurs.

Niestety, na konwentach dużą rozrywką są konkursy, które w tym roku nie wypadły zachwycająco. Choć byłem obecny tylko na jednej konkursowej porażce, to słyszałem od uczestników bardzo negatywne opinie o wielu atrakcjach tego typu. Nie jest to wina organizatorów, jednak w jakiś sposób doszło do kumulacji wielu osób nieprzygotowanych wystarczająco do przygotowania takiej zabawy. Sam prowadziłem jeden konkurs. Choć wydaje mi się, że wszystko wyszło zaledwie poprawnie (reakcje uczestników nie były tak pozytywne, jak się czasem zdarza), to po konkursie podeszło do mnie parę osób mówiących, że był to najlepszy konkurs konwentu, i że dobrze się bawili. Pokazuje to, jak nisko miałem zawieszoną poprzeczkę. Jednak muszę wspomnieć, że konkursowi soundtrackowemu, w którym brałem udział, również nie mogę nic zarzucić.

Mało prelekcji dla gwiezdnowojennych wyjadaczy, za to wystawa epicka

Jeśli spojrzę na Pyrkon wyłącznie oczami fana Star Wars, to muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony program był skierowany tylko do osób, które ledwo znają Gwiezdne wojny: prelekcje nie zagłębiały się w sprawy nowego ani starego kanonu i zwykle miały charakter ogólnoinformacyjny na temat tego, czym jest Star Wars i co warto poznać. Także konkurs był ogromną porażką. Twórcy pozwolili go zrobić osobom, które nie umieściły w opisie ostrzeżenia, że jest to atrakcja dla początkujących fanów, a okazało się, że same o Star Wars nie mają pojęcia. Mógłbym długo opisywać ten konkurs, ale nie będę kopał leżących i wspomnę tylko o tym, że z piętnastu drużyn, poprawnych odpowiedzi na wszystkie pytania udzieliło trzynaście, a gdy padło pytanie, jaką planetę zniszczyła Gwiazda Śmierci jako pierwszą, prowadzące nie potrafiły doprecyzować, czy chodzi im o nowy, czy stary kanon. Na szczęście część wystawowa robiła dużo większe wrażenie. Sam AT-ST w skali 1:1 stojący na hali robił wielkie wrażenie, a wystaw było dużo więcej. Oczywiście, można obejrzeć je na zdjęciach, jednak tylko na żywo robią one porażające wrażenie. Część naszej redakcji nawet mogła zrobić sobie wspólne zdjęcie pod wrakiem myśliwca TIE rodem z The Force Awakens.

Jeśli chodzi o życie konwentowe, to warto wspomnieć o tym, że sam sleeproom robił ogromne wrażenie. Ponieważ teren targów jest wielki, dopiero po wejściu do sleeproomu można było poczuć, jak wielu uczestników przyciągnęło to wydarzenie. Udostępniono nam wielką halę, na której każdy mógł znaleźć sobie kąt do snu, a na cierpliwych czekały prysznice z ciepłą wodą. Na terenie targów były też miejsca, gdzie można było zjeść coś po zawyżonej cenie, ale teren konwentu jest w środku miasta, więc każdy, kto dysponował czasem i chęciami, mógł zjeść taniej na mieście. Brakowało tylko czegoś, co można by zjeść na śniadanie – oferta na konwencie ograniczała się do pizzy, burgerów i kiełbasek oraz innych tego typu dań, a zabrakło czegoś, co nie byłoby ciosem dla żołądka zaraz po obudzeniu.

Podsumowując, Pyrkon jest wart odwiedzenia. Może nie koniecznie co roku, jednak jest to największy konwent w Polsce i sama jego skala jest warta podziwu. Jeśli lubisz konwenty, a omijałeś do tej pory Poznań, koniecznie się wybierz za rok! Jednak jeśli szukasz wyłącznie Gwiezdnych wojen, nie trafiłeś pod właściwy adres. Jednak nawet takim osobom poleciłbym odwiedzenie Pyrkonu, ponieważ jest to okazja do poszerzenia swoich zainteresowań, ponieważ większość prelekcji jest skierowana do tak zwanych „casuali” i łatwo jest złapać bakcyla czegoś zupełnie nowego.

Zapraszamy także do obejrzenia fotorelacji z Pyrkonu na naszym profilu na Facebooku.

 

Pyrkon okiem innych redaktorów SWEx

Taraissu: To mój drugi Pyrkon z rzędu, na którym byłam prelegentem (i równocześnie drugi po dłuższej przerwie konwentowej). Na moje oko i po rozmowie z wystawcami wychodzi, że organizacyjnie było lepiej niż w zeszłym roku. A wygłaszanie prelekcji na Pyrkonie to czysta przyjemność! Jestem od zeszłego roku pod niesłabnącym wrażeniem profesjonalizmu obsługi Sali Ziemi, na której przywitano nas jak starych znajomych. Zdecydowanie ten konwent to fantastyczna okazja do spotkaniach starych znajomych i poznania nowych!

Lisa: Tegoroczny Pyrkon był moim pierwszym, chociaż na ten poznański konwent próbowałam się wybrać już daaawno temu. Spodziewałam się masy ludzi i rzeczywiście, pewnie było ich dużo, ale czuło się to tylko w sleep roomie, hali wystawców, i gdy chciało się dostać na jakąś prelekcję lub konkurs. Słyszałam wcześniej, że ogromne kolejki są tam na porządku dziennym, dlatego nie byłam zaskoczona, ale widok niektórych wężyków i tak robił wrażenie! Mimo to, Pyrkon będę miło wspominać i na pewno pojawię się w przyszłym roku.

Dark Dragon: Był to mój kolejny Pyrkon. Jak zawsze pełniłem funkcję gżdacza i byłem z tego zadowolony. Największą przyjemnością są wszyscy ludzie o podobnych zainteresowaniach, z którymi łatwo nawiązać dialog. Na drugim miejscu jest masa atrakcji, prelekcji, konkursów i modeli rozstawionych na całym Pyrkonie. Miałem okazję uczestniczyć w kilku takich atrakcjach i na ogół zostawiły na mnie pozytywne wrażenie. Niechlubny wyjątek stanowiła wiedzówka z Gwiezdnych wojen, która została przeprowadzana w sposób karygodny, chaotyczny i niesprawiedliwy.

Yako: Byłem dosyć krótko i przede wszystkim zwróciłem uwagę, że pomimo gigantycznej przestrzeni i kilkudziesięciu tysięcy ludzi to nadal był konwent, a nie targi. Udało się, mimo wszystko, zachować taką jakąś kameralność. Ludzie spotykali się ze sobą, zawierali nowe znajomości nie jak na targach – a jak na konwencie właśnie. Fajne doświadczenie!