Komiksy potrafią być lepsze i gorsze, bardziej odjechane i mniej odjechane, kanoniczne i niekanoniczne… To ostatnie oczywiście najpierw wynikało z wizji Lucasa, która nieco kłóciła się ze starą wizją Marvela, teraz z podziału kanonu na Legendy i bardziej prawilne historie – istniała jednak seria, która niekanoniczna była z samego założenia.
Star Wars Inifinites było wydawane przez Dark Horse Comics w latach 2001 – 2004 i opowiadało historię epizodów IV-VI w zupełnie inny sposób: coś w pewnym momencie szło w zupełnie innym kierunku niż w filmach, przez co wydarzenia Gwiezdnej Sagi toczyły się nieco inaczej. W niektórych przypadkach zupełnie inaczej, prowadząc do sytuacji, których próżno szukać gdzie indziej, chyba że w opowiadaniach czy grafikach fanów.
Co na przykład stałoby się, gdyby torpedy wystrzelone przez Luke’a nie wybuchły? Gdyby Yavin IV został zniszczony, choć tuż po tym, kiedy rebelianckie dowództwo się ewakuowało? Luke kontynuuje swój trening, Han zabiera go na Dagobah, a księżniczka Leia, schwytana podczas próby opuszczenia systemu Yavina, zostaje dostarczona na Coruscant (mamy też unikalną okazję spojrzenia na stację bojową na orbicie stolicy Imperium). Tam obiecuje jej się… reedukację.
Mija kilka lat, podczas których księżniczka zostaje wierną wyznawczynią Nowego Ładu, ściśle współpracując z Vaderem i Imperatorem, po trochu jednak knując na własną rękę. Gdy całkiem nieźle wytrenowany Luke przylatuje na Coruscant wraz z Hanem i Yodą, by zrobić z tym porządek, Leia nie waha się podnieść czerwonego miecza świetlnego przeciwko swojemu bratu. Poznana podczas walki prawda na temat jej pochodzenia sprawia, że powraca na stronę światła, a Vader powstrzymuje Imperatora od zabicia potomstwa, podobnie jak uczynił to nad Endorem. Jednak to poświęcenie Yody i uderzenie Gwiazdy Śmierci w Pałac Imperatora kładzie kres Imperium i przyczynia się do powstania Nowej Republiki.
To wszak Gwiezdne wojny, one nie mogą skończyć się źle, nawet w wersji alternatywnej. Mimo to, przez kilka zeszytów mamy bardzo unikalną okazję oglądać księżniczkę Leię Organę mówiącą i myślącą dobrze o Imperium. Rzadki widok.