O powrocie Abramsa i zawirowaniach reżyserskich słów kilka

Fani Star Wars nie mogą narzekać na brak emocji związanych z personaliami. Zaczęło się od zwolnienia Josha Tranka, następnie ekstensywnych dokrętek do Łotra 1, potem pozbyto się duetu Lord-Miller, a ostatnio zrezygnowano z usług Colina Trevorrowa. Najświeższa wieść dotyczy przejęcia Epizodu IX przez J.J. Abramsa, który poza reżyserią zajmie się także współtworzeniem nowego scenariusza do filmu. Komentujemy wszystkie te zawirowania, a także dzielimy się naszymi nadziejami i obawami związanymi z powrotem Abramsa.

Taraissu

Widząc Star Treka z 2009 roku pomyślałam, że tak powinny wyglądać nowe Gwiezdne wojny, dlatego wiadomość, iż to właśnie J.J. Abrams ma wyreżyserować EVII bardzo mnie ucieszyła. Wbrew głosom krytyki uważam, że Abrams stanął na wysokości zadania przy Przebudzeniu Mocy. Czy to dobrze, że ponownie stanie za kamerą? Cóż, film Star Trek Into Darkness w moim odczuciu był już nieco mniej udany od poprzednika, co budzi nieco moje wątpliwości, czy Abrams jest w stanie sprostać roli reżysera dwa razy w tym samym uniwersum. Nie zapominajmy jednak, że J.J. nigdy od Star Warsów nie odszedł, pozostając producentem wykonawczym „ósemki”, poza tym ma na swoim koncie sporo udanych tytułów zarówno jako reżyser jak i producent. Jest twórcą wszechstronnym, sprawdzonym rzemieślnikiem, a tego chyba oczekuje Lucasfilm.

Star Wars to marka, podobnie jak Marvel. Wszystkie filmy marvelowskie o superbohaterach trzymają poziom, bo tak naprawdę nie ma w nich nic odkrywczego, są tworzone zgodnie z oczekiwaniami i nie ma tam miejsca na eksperymenty. Podejrzewam, że również w przypadku Star Wars chodzi o to, aby dać widzom coś czego oczekują, bo bardziej liczy się pewny zysk, niż wpisanie się do historii kinematografii czymś wybitnym. Inwestycja w nowych, nieznanych reżyserów niesie ze sobą ryzyko, a zawirowania wokół Łotra 1 i filmu o Hanie Solo pokazują, że Lucasfilm ma konkretną wizję rozwoju marki, dlatego bezpieczniej do współpracy zatrudnić kogoś sprawdzonego. Niemniej jestem otwarta na wizję J.J. Abramsa, tym bardziej, że śmierć Carrie Fisher na pewno nieźle namieszała w pierwotnym scenariuszu do „dziewiątki”, więc być może otworzyło się nowe pole do popisu dla twórców.

Yako

Powiem krótko. Niezbyt podoba mi się ten pomysł i jestem pełen obaw. Ale nie dlatego, że uważam J.J. Abramsa za złego reżysera. Świetnie prowadzi aktorów, razem z operatorami komponuje świetne kadry, w których zawsze coś się dzieje. Martwi mnie to, że Abrams ma także napisać scenariusz… Co z tego wyjdzie? Nie wiem. Tymczasem zmiany na stanowiskach reżyserów filmów Star Wars pokazują ciekawą tendencję. Po pierwsze nie ma tam wolności i swobody twórczej, a po drugie, najwyraźniej, stawianie na „młodych” reżyserów się nie sprawdza. Wszak pod koniec zdjęć reżyser Łotra 1 został odsunięty od pracy, ze stanowiskiem pożegnali się też reżyserzy spin-offu o Hanie Solo, a zastąpił ich „pewniak” – wielokrotnie nagradzany Ron Howard. Czy tak jest i w przypadku Epizodu IX?

Vidar

Jak dla mnie jest dobrze. Epizod VII był niedoskonały, ale udany – z jego wad twórcy na pewno wyciągną wnioski. A facet ma doświadczenie i na pewno da z siebie wszystko. Co do scenariusza – raczej nie ma co się oszukiwać, jego ogólny kształt na pewno jest dawno napisany. No i do powiedzenia będą mieli dużo też inni ludzie 'u góry’ Lucasfilmu, przede wszystkim Kennedy. Moje oczekiwania co do filmu się nie zmieniają. Ale przynajmniej obejdzie się bez awantur przy montowaniu ostatecznej jego wersji lub – co gorsza – akcji jak przy nadchodzącym spin-offie.

 

Ithilnar

Nie powiem, żeby wiadomość o powrocie J.J. Abramsa wywołała we mnie jakieś większe emocje. Szczerze powiedziawszy, po Przebudzeniu Mocy nie czekam na kolejne epizody z wypiekami na twarzy i do wieści o nich podchodzę bardzo sceptycznie. Epizod VII to był w dużej mierze odgrzewany kotlet, wiele wskazuje na to, że z ósemką będzie podobnie, dlaczego więc z ostatnią częścią najnowszej trylogii miałoby być inaczej? A Abrams sprawdził się jako specjalista od podgrzewanych dań. Jednak to, co zadziałało w przypadku Star Treka (przynajmniej w pierwszym filmie), w Star Wars nie do końca się sprawdziło, nawet jeśli pierwotny „kotlet” był smaczny.

Ciągłe zmiany na stołkach reżyserów świadczą o dwóch rzeczach: po pierwsze, Kathleen Kennedy ma (prawdopodobnie) spójną wizję tego, jak mają wyglądać filmy i uniwersum w przyszłości. Po drugie, ta wizja nie pozwala na większe eksperymenty, co niestety może objawić się wtórnością filmów, a także mało oryginalną fabułą. Wiele wskazuje na to, że w kolejnych epizodach wszystkiego będzie po prostu więcej – większe superbronie, maszyny, okręty… Pozostaje tylko nadzieja (tak, wiem, brzmi to dziwnie w mojej wypowiedzi, bo to na niej jest zbudowana Rebelia), że rozczarowanie nowymi epizodami nie będzie tak duże jak najnowszy okręt Snoke’a.

Wixu

Sądziłem, że to Rian Johnson pociągnie serię, a tu proszę, jednak nasz stary znajomy. Chociaż J.J. zarzekał się, że nie chce poświęcać kilku lat na Gwiezdne wojny, to widać, że ta marka jest zbyt pociągająca, by przejść obok niej obojętne. J.J. zyskał na zawirowaniach reżyserskich, czego nie można napisać o Lucasfilmie. Widać, że atmosfera w rodzinie nie jest wcale taka wspaniała, jak próbuje się powszechnie kreować, bo pozbyto się kolejnego sternika po Lordzie i Millerze, nie wspominając jeszcze Josha Tranka. Szczerze mówiąc, personalia nie mają dla mnie znaczenia – przynajmniej dopóki Gwiezdne wojny pozostaną świetnym kinem. A taką gwarancję daje Abrams, bo z wszystkimi swoimi wadami, Epizod VII wyszedł mu dobrze. J.J. rozumie uniwersum i nowoczesne wysokobudżetowe kino jak mało kto i ze spokojem wyczekuję zwieńczenia nowej trylogii. Uwierzcie mi, będzie dobrze.

Kaelder Dherven

Do wyboru J. J. Abramsa na stanowisko reżysera Epizodu IX podchodzę bardzo sceptycznie. Ze strony wytwórni i Kathleen Kennedy jest to opcja sprawdzona i bardzo bezpieczna. Można spokojnie rzec, że decyzję oparto na dość dobrym przyjęciu Przebudzenia Mocy. Po zwolnieniu Colina Trevorrowa z powodu kiepskich wyników filmu The Book of Henry oraz rzekomo niezbyt przyjemnej atmosferze, jaka pojawiła się podczas preprodukcji, wybór okazał się bardzo ograniczony (Rian Johnson nie był zbyt chętny do zrealizowania kolejnego epizodu, a zatrudnienie kogoś z zewnątrz byłoby posunięciem dość ryzykownym dla Lucasfilmu).

Przebudzenie Mocy miało sporo wad, bardzo dużo niewykorzystanego potencjału oraz luk fabularnych, ale reżyser potrafił wpleść ciekawe nawiązania do Klasycznej Trylogii i zagrać na nostalgii u starszych wiekiem fanów. Poza tym należałoby wziąć pod uwagę wzajemny szacunek, jakim darzą się Johnson i Abrams oraz fakt, że obaj rozumieją uniwersum Gwiezdnych wojen. Na efekt końcowy, a zarazem domknięcie Trylogii Sequeli trzeba będzie niestety poczekać dłużej, niż zakładaliśmy, ale mam nadzieję, że nasza cierpliwość zostanie wynagrodzona.

 

Dark Dragon

Być może Abrams przyjął krytykę Epizodu VII i w IX nie doczekamy się aż tak wielkiego odgrzewania kotletów. Trudno coś na ten temat pisać nie znając jeszcze Epizodu VIII. Trudno coś powiedzieć o ciągłej wymianie reżyserów, bo jeszcze efektów tego (np. w postaci filmu o Solo) nie uświadczyliśmy. Wierzę, że włodarze Lucasflmu robią to, aby zapewnić filmom jak najlepszą przyszłość. Wiadomo, że film musi się sprzedać, ale nie znaczy, że nie może być przy tym bardzo dobry. Sam styl kręcenia Przebudzenia przypadł mi do gustu i z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że i IX się spodoba. Jak będzie z całą resztą? Stanowczo za wcześnie żeby o tym mówić, niemniej m.in. brak Carrie Fisher wpływa negatywnie na moje myśli.